2022-11-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja Maratonu w Stambule (Turcja) (czytano: 239 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Wprawdzie maraton w Stambule był w listopadzie i relację "wrzucam" dopiero teraz, ale za to opisuje ona nie tylko same zawody, ale znajduje się w niej również kilka ciekawostek turystycznych z pobytu w tym mieście. To samo dotyczy wrzuconych zdjęć 😉
Relacja z Nkolaj Istanbul Maratonu (4:00:05)
Maraton w Stambule to chyba jedyny na świecie międzykontynentalny bieg, który ze względu na położenie miasta pozwala na rozpoczęcie zawodów w Azji, a zakończenie ich w Europie. Jest to jednak jedynie symboliczne, bo start następuje tuż przed mostem, który prowadzi do Europy. Maraton ten figurował na liście potencjalnych startów w 2022 r. już od zeszłego roku, jednak z rejestracją czekałem na zakup biletów na samolot w jakiejś dobrej promocji. Kiedy taka się pojawiła podjęliśmy z Anią decyzję, że łączymy to z dłuższym urlopem w Turcji. Bilety kupiliśmy pod koniec sierpnia tego roku za ok. 900 zł. za osobę w obie strony. Maraton odbywał się 6 listopada, więc to czas, kiedy w Polsce jest już zazwyczaj zimno i szaro-buro, a tam jeszcze dość ciepło i przyjemnie. Początkowy plan był taki, że wykupujemy w Stambule 5 pierwszych nocy, a potem gdzieś się przeniesiemy, a gdzie, to czas pokaże... 😉
Zarezerwowaliśmy noclegi przez Booking.com we Flats Company-Karakoy Apartment w dzielnicy Karakoy. Wylot mieliśmy z Warszawy Okęcie ok. 13:00. Lot trwał ponad 2 godziny, ale do tego trzeba doliczyć przesunięcie czasu o 2 godziny do przodu, więc w efekcie teoretycznie daje to ponad 4 godziny.
W Turcji obowiązuje waluta - lira turecka; w przeliczeniu na złotówki 1 zł. to ok. 4 liry. Obecnie postępuje tam potężna inflacja (już ok. 80%), więc za jakiś czas pewnie te przeliczniki na pewno się zmienią.
Na lotnisku udaliśmy się na dworzec autobusowy, który znajduje się tuż obok, gdzie kupiliśmy w automacie karty miejskie (koszt to 50 lirów) i doładowaliśmy je po 100 lirów. Z lotniska (IST) do centrum miasta jest ok. 40 km, a co ok. 20 minut kursuje metrobus (H-2), który kosztuje 15 lirów. Są też inne autobusy, ale ich koszt jest większy (ok. 70-100 lirów). W trakcie budowy jest metro, które za jakiś czas będzie jeździło bezpośrednio na odcinku lotnisko-miasto. Stambuł jest dobrze skomunikowany dzięki dużej ilości linii metra, a wejście do niego kosztuje ok. 7 lirów, czyli niecałe 2 zł. Przez bramki przechodzi się odbijając wcześniej wspomniane karty, z których pobierana jest odpowiednia kwota. Karty te służą również do korzystania z toalet publicznych, które kosztują od 1 do 3 lirów. Kiedy dotarliśmy do centrum miasta i wyszliśmy z metra doznaliśmy niemałego szoku, jakiego zapewne doznaje większość turystów zaraz po przyjeździe do tego miasta. Panuje tu niesamowity gwar, ruch, harmider, hałas i wszystkie inne określenia tego typu 😉
Wydaje się, że na ulicach i chodnikach nie panują żadne zasady, m. in. wszyscy przechodzą przez ulicę w dowolnym miejscu pomiędzy samochodami, które niewiele sobie z tego robią, ciągle na kogoś trąbią, a jak nie mają na kogo trąbić, to i tak trąbią 😉
Przerażeni tym wszystkim dotarliśmy na miejsce noclegowe, a następnie na poszukiwanie jakiegoś posiłku. Podczas tych poszukiwań kilkakrotnie przejechałby nas jakiś samochód, ale jak się okazuje po jakimś czasie można do tego przywyknąć… 😉
Po kolacji poszliśmy szybko spać. Następnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się po odbiór pakietu startowego na maraton do centrum konferencyjnego, w którym znajdowało się Expo w Yenikapi oddalonego o ok. 6 km. Postanowiliśmy, że pójdziemy tam pieszo zwiedzając przy okazji miasto i kupując karty telefoniczne SIM z dostępem do internetu dla turystów. Po drodze przeszliśmy przez kilka bazarów, które oprócz swojej zwykłej handlowej funkcji są również ciekawą atrakcją turystyczną. Kart telefonicznych SIM nie kupiliśmy, bo wydawały nam się wszędzie zbyt drogie (400-550 lirów) i myśleliśmy, że wszędzie chcą nas naciągnąć… Jak się potem okazało cały pobyt przetrwaliśmy na internecie dostępnym publicznie oraz w naszym hotelu. Po długim spacerze znaleźliśmy się na terenie expo. Niestety jest on trudny do dotarcia dla spacerowicza, ponieważ w pewnym momencie oddziela go od miasta autostrada. Trzeba było znaleźć kładkę, która nie znajdowała się blisko. Na miejscu odebrałem numer startowy, czip na but i koszulkę. Dzięki temu, że do maratonu pozostawały jeszcze 3 dni, wszystko odbyło się bez tłumu, kolejek i w spokojnej atmosferze. Cyknęliśmy trochę fotek i wróciliśmy (również spacerkiem) z powrotem do centrum. Kolejne dni to poznawanie Stambułu i oswajanie się z jego klimatem. Nasze zwiedzanie to zazwyczaj „szwendanie się” po różnych uliczkach (niekoniecznie turystycznych) oraz od czasu do czasu zwiedzanie atrakcji turystycznych i tym razem wyglądało to podobnie.
W dniu maratonu wczesna pobudka o 5:30 (czyli 3:30 polskiego czasu), ponieważ o godz. 7:00 odpływał statek, który zabiera maratończyków i przewozi na stronę azjatycką. O 7:20 był jeszcze jeden kurs, ale na wszelki wypadek wolałem popłynąć tym wcześniejszym. Na statku spotkałem Polaków (m. in. z teamu DOGOŃ Grodzisk Mazowiecki. Pozdrowienia dla Was 🙂
Podczas rejsu biegaczom umilał czas jakiś chyba lokalny zespół. Na statek wstęp mieli tylko biegacze na podstawie okazanego numeru startowego. Po dopłynięciu na miejsce czekali na nas wolontariusze, którzy ustawili się przy wyjściu ze statku i bili biegaczom brawa. Było to bardzo fajne i budujące dla biegaczy. Do przejścia na start mieliśmy ok. 1,5 km, ale za to przy pięknym wschodzie słońca i ładnych widokach. Przy wejściu na ścisły teren startu trzeba było przejść przez bramki bezpieczeństwa. Na miejscu byłem prawie godzinę przed startem, z czego połowę z tego czasu spędziłem w kolejce do toalety. Następnie zostawiłem depozyt do podstawionego samochodu. Depozyt był po zawodach do odbioru na mecie.
Krótka rozgrzewka i udałem się do swojej strefy startowej, w której ze względu na ilość innych zawodników dalsza rozgrzewka była niemożliwa. Pozostało więc oczekiwanie na start i słuchanie zagrzewania do biegu przez prowadzących imprezę na starcie. Właściwie to nie wiem, czy było to zagrzewanie, czy coś innego, bo nic nie rozumiałem 😉
O 9:00 start pierwszej strefy, a po ponad minucie start mojej strefy. Pomimo tego, że wbiegaliśmy od razu na most łączący Azję z Europą, nie było tłoku wśród biegaczy, ponieważ był on w całości wyłączony z ruchu. Można było zająć wszystkie dostępne pasy ruchu (oprócz pasa bezpieczeństwa). Most jest przeogromny, a jego widok, i widok z niego robi naprawdę duże wrażenie. Część osób bierze udział w zawodach tylko po to, żeby mieć możliwość przemieścić się pieszo przez most, bo na co dzień odbywa się na nim tylko ruch samochodowy. Świadczyło o tym podekscytowanie na moście, jakie panowało wśród większości biegaczy 😉
Ale przyznać trzeba, że robi on naprawdę niezłe wrażenie….
Zaraz za mostem czeka na biegaczy nieprzyjemny podbieg oraz zakręt w lewo w stronę centrum miasta. Po drodze dużo głośnych kibiców, w szczególności zorganizowanych grup. Na około piątym kilometrze przebiegamy przyjemną, zacienioną drzewami ulicą wzdłuż Pałacu Dolmbahcze oraz obok stadionu Vodafone Park drużyny Besiktas Stambuł. Dalsza trasa wiedzie wśród ciekawej i przyjemnej dla oka architekturze, a krzyczący kibice, robiący dobry klimat sprawiają, że chce się ciągle przyspieszać. Droga, jak się okazuje, jest dość różnorodna, bo ciągle jakieś podbiegi i zbiegi, co nie pozwala na stałe tempo i złapanie odpowiedniego rytmu. Niestety przez zbytnie skupienie się na atmosferze zawodów nie zwróciłem na to uwagi, co jak potem się okazało, miało się zemścić….
Atmosfera na pierwszych 10 km poniosła mnie tak bardzo, że 5 kilometr przebiegłem w tempie 4:16 min./km, a tempo momentami (tymi na zbiegach) schodziło nawet poniżej 4 min/km.
Na 10 km wbiegamy w dzielnicę Karakoy i dalej przez most Galata, gdzie łapie mnie Ania i chwilkę ze mną biegnie. Następnie trasa prowadzi nad wodę i dalej wzdłuż niej szeroką ulicą do 26 km, zawrotka i z powrotem, czyli nuda.
Od ok. 13 km skończyły się wesołe i głośne grupki kibiców, a zastąpiła je żmudna, prosta ulica, czyli to czego większość biegaczy nie lubi.
Co ok. 3-4 km znajdowały się punkty odżywcze z wodą (w małych butelkach). Na części z tych punktów znajdowały się również owoce i red bull.
Na 15 km kończyły się zawody dla biegu na tym dystansie. Do tamtego momentu jeszcze nie było tak źle, ale potem jakby nagle ktoś odciął mi dopływ tlenu i czułem się, jakby do płuc dostawało się o połowę powietrza mniej niż do tej pory. Próbowałem starać się to jakoś opanować, ale niestety się nie udało. Czułem jak schodzi ze mnie powietrze i zwalniam coraz bardziej. A trasa nie dość, że prosta i nudna, to do tego jeszcze co jakiś czas pojawiały się niewielkie, ale odczuwalne pagórki. Na 25 i 30 km złapała mnie Ania próbując trochę podnieść na duchu, ale ja na podbiegach już musiałem przechodzić w marsz, bo wiedziałem, że jeśli będę na nich próbować biec, to będzie jeszcze gorzej. Po 30 km chciałem już tylko zmieścić się w 4 godzinach. Na 39 km postanowiłem troszkę przyspieszyć, bo pojawiło się zagrożenie, że nie pokonam tych zawodów w czasie poniżej 4 godzin. Na punkcie odżywczym nawet złapałem i wypiłem red bulla żeby się trochę pobudzić. Wykrzesałem z siebie resztkę sił i przycisnąłem. Niestety po chwili na 41 km zahamowała mnie kolejna górka, a przed samą metą duży i stromy podbieg….. Jak ktoś chce na ostatnim kilometrze nadrobić stracony to niech o tym zapomni… Organizatorzy zadbali o to, żeby ostatni odcinek sponiewierał biegaczy całkowicie 😜
Meta i miasteczko biegowe położone przy największych atrakcjach Stambułu, czyli Błękitnym Meczecie i Hagia Sophia. Ze względów bezpieczeństwa wstęp do miasteczka biegowego mieli tylko biegacze, więc wziąłem „pakiet wzmacniający” z batonami i napojami dla biegacza i wyszedłem szybko z zamkniętego terenu do Ani.
Niestety zapomniałem odebrać mój depozyt i musiałem się po niego jeszcze wracać...
Główną atrakcją tego maratonu, jak już wspomniałem wcześniej, jest to, że jest on jedynym międzykontynentalnym maratonem na świecie. Pierwsze 15 km jeśli chodzi o biegowe zwiedzanie miasta i kibiców jest rewelacyjne, ale dalsza część maratonu to już wyzwanie dla biegaczy. Wygląda to trochę tak, jakby zawodnicy pozostawieni byli sami sobie; brak kibiców i czegoś, na czym można byłoby skupić uwagę i zająć głowę typu zabytki, architektura. Okazuje się, że na tym biegu trzeba dużo pracować głową i najlepiej dobrze zaplanować start trzymając się cały maraton swoich założeń. Z tego, co zauważyłem, spora część biegaczy miała problemy w drugiej połowie zawodów.
Dalsza część naszego pobytu to kontynuowanie zwiedzania Stambułu. Nie zmienialiśmy miasta, a jedynie zmieniliśmy nocleg na inną dzielnicę.
Statki w Stambule stanowią środek komunikacji miejskiej i można nimi przemieszczać się również na podstawie karty miejskiej. Koszt odrobinę większy niż przejazd metrem. Jednak jeśli Twój statek się opóźni podpływają kolejne z rozkładu i ciężko połapać się, który to jest ten właściwy... A informację na ten temat trudno uzyskać... No i trzeba wspomnieć, że statki poruszają się tam jak samochody; czyli jeden wielki chaos... Wygląda jakby zaraz miało dość jakiejś katastrofy, ale jakimś cudem nie dochodzi... Omijają się dosłownie na centymetry.
Poznawanie miasta jak zwykle przez długie spacery i trochę statkiem. Zdecydowanie polecam zagłębić się nie tylko w turystyczne uliczki i miejsca, ale również w te, które z pozoru nie mają w sobie nic interesującego, bo jednak można tam spotkać ciekawe miejsca i ludzi. Fajnie jest zobaczyć, jak się tam żyje i mieszka na co dzień. Przykładem może być droga do muzeum Adama Mickiewicza, które znajduje się w biednej dzielnicy miasta. Zdecydowanie trzeba wybrać się tam na pieszo i nie głównymi, turystycznymi ulicami, a właśnie przez tę biedną dzielnicę, przez którą przejście może jednak stanowić ciekawostkę i pokazać codzienne życie „lokalsów” oraz warunki, w jakich żyją. Droga do muzeum stanowiła większą atrakcję, niż samo muzeum 😉
Oczywiście w Stambule zwiedziliśmy też również kilka znanych i głównych atrakcji miasta, takich jak Hagia Sophia - aktualnie czynny meczet, który w przeszłości kolejno był świątynią chrześcijańską, meczetem i muzeum. Uważana za najważniejsze dzieło architektury bizantyńskiej, posiadającej cechy zarówno architektury chrześcijańskiej, jak i islamskiej. Dzięki temu, że jest to czynny meczet zwiedzanie jest darmowe. Zaraz obok znajduje się Błękitny Meczet, ale w związku z tym, że odbywał się w nim remont, wszystko było zasłonięte rusztowaniami i niewiele w nim było widać. Podczas remontu nie ma sensu wchodzić do jego wnętrza, gdyż i tak nic nie da się tam zobaczyć.
Przy obu meczetach znajduje się Cysterna Bazyliki, zwana również Pałacem Jerebatan, to jedna z największych atrakcji Stambułu. Podziemna komnata, której sklepienie podparte jest ponad trzystoma marmurowymi kolumnami, corocznie przyciąga uwagę turystów z całego świata. Zbudowana w VI w. To miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć. Z ciekawych miejsc polecam również wejść na Wieżę Galata zbudowaną w 1384 r., z której rozciąga się piękny widok.
Jeśli ktoś chce skupić się na zwiedzaniu muzeów to warto zaopatrzyć się w MuseumPass Istambul - to karta, która upoważnia do wejścia do 10 największych muzeów w mieście kosztująca 700 lirów.
Jedzenie w Stambule jest zazwyczaj bardzo smaczne i niedrogie. Zazwyczaj stołowaliśmy się w małych lokalnych knajpkach i restauracyjkach.
Jeśli chodzi o robienie zakupów na bazarach i w sklepach, gdzie nie są podane ceny to najpierw zostaniesz zmierzony wzrokiem i po ocenie Twojej osoby zostanie ustalona cena danego towaru... Jak można się domyślać osoby wyglądające na Europejczyków te ceny będą miały wyższe niż typowi mieszkańcy miasta. Dlatego dobrze robić zakupy w miejscach, gdzie ceny są wystawione przy towarach. Można próbować się targować, ale w większości sytuacji nic to nie daje...
Zapomniałbym wspomnieć, że Stambuł to miasto kotów, które towarzyszą tam na każdym kroku i są dosłownie wszędzie. Dlaczego akurat one? Powodów jest wiele. Począwszy od tych praktycznych - jak rozwiązywanie problemu myszy i szczurów w nadmorskich miastach, aż po odniesienia do religii islamu. Mieszkańcy miasta dbają tam o nie i żyją z nimi w dobrej symbiozie.
O Stambule można by pisać wiele, ale najlepiej tam pojechać i zwiedzić go po swojemu. No i pomimo mojego niezbyt udanego startu w maratonie „stambulskim” i tak polecam pobiec tam oraz zatrzymać się choć na kilka dni, żeby zobaczyć to piękne, gwarne i majestatyczne miasto.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |