2017-05-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| oczyszczenie nad Jeziorem Skrzynka (czytano: 620 razy)
oczyszczenie nad Jeziorem Skrzynka
Kiedy wchodzi się do buddyjskiej świątyni na początek należy dokonać rytuału oczyszczenia. Przy każdej z tych świątyń, a byłem w kilku w czasie mojego pobytu w Japonii, znajduje się mały zbiornik z bieżącą wodą, przy nim kubeczki na długich, bambusowych kijach. Obmywamy dłonie, płuczemy usta. Rytuał ma ściśle określoną kolejność czynności. Dopiero po oczyszczeniu możemy przejść do świątyni i rozmawiać z buddyjskimi bóstwami.
Sobota to dla mnie dzień takiego właśnie oczyszczenia. Rozsądek kazałby pospać trochę dłużej, ale wstaję zwykle w tym samym czasie co do pracy. Z ochotą, bo przecież czeka mnie bieganie. Długie bieganie. Po tygodniu pracy, bywa, że bardzo intensywnej i tak samo meczącej, potrzebuję swoistego oczyszczenia. Fizyczne zmęczeni wypala złe emocje.
Jeszcze w piątek wieczorem nie wiedziałem gdzie pobiegnę. Rano zdecydowałem – biegnę poszukać Jeziora Skrzynka.
Pierwszy raz o tym jeziorze usłyszałem bardzo dawno temu. Byłem wtedy dzieckiem. O jeziorze tym opowiadali ostromeccy wędkarze. Że gdzieś na Rafie czy Słończu, że w lasach. Dla ostromeckiego dziecka Rafa była jakąś odległa krainą, a Słończ był jeszcze odleglejszy.
Kilka razy przejeżdżałem rowerem przez Rafę i Słończ, ale nawet nie domyślałem się, gdzie może być tajemnicze Jezioro Skrzynka. Dzisiaj, kiedy Google Maps zagląda wszędzie, znalezienie tego jeziora nie stanowi problemu.
Sobotni poranek był chłodny. Taki, żeby pobiec „na krótko”. Dojechałem samochodem do Ostromecka i po chwili wyruszyłem z parkingu przed Pałacem. Pierwszy kilometr to ciągły zbieg w stronę Mozgowiny. Już prawie na początku biegu poczułem krople wody. Zaledwie mżawka. Taki wstęp do biegu, w którym woda nabrała znaczenia wręcz symbolicznego.
Przebiegam przez Mozgowinę, obok domów które pamiętam z dzieciństwa, ale też nowych. Tuż koło domów, gdzie mieszkali kiedyś bracia Lofkowie skończył się płaski odcinek i skończył się asfalt. Jeden podbieg, drugi, przechodzę w marsz. Nie śpieszy mi się dzisiaj. Mijam ledwo już rozpoznawalny menonicki cmentarz i wbiegam do lasu. Za chwilę podbieg przed wsią Pień i w tym miejscu zatrzymuję się na chwilę.
To źródełko zauważyłem już wiele lat temu. Woda wypływa na środku utwardzonej drogi. Przejeżdżają nad nim samochody, przejeżdżają obok rowerzyści, przechodzą piesi, a ono ciągle tak samo sączy wodą. Patrzę na tą czystą, wypływająca wodą i myślę o tym, że z tego małego źródełka woda dociera pewnie do łąk nadwiślańskich, potem do Wisły, dalej do Bałtyku, by być może dotrzeć do Oceanu Atlantyckiego.
Biegnę dalej. Mżawka zamienia się w drobny deszczyk. Jestem już mokry, ale nie od potu, ale od tej wody spadającej z góry. Przypomina mi się wtedy deszcz, jaki mnie zmoczył w Narze, dawnej stolicy Japonii. Początkowo spokojny deszcz zamienił się w ulewę. Kurtka przeciwdeszczowa nie dała rady. Byłem cały mokry, w butach chlupała woda. Ale w przeciwieństwie do deszczu, w którym biegłem, tamten japoński był ciepły. Dzisiaj, gdzieś miedzy Pniem a Rafą, zrobiło mi się trochę zimno.
Dobiegam do Rafy i skręcam w stronę Janowa. Asfalt, ale pod górę. Długi, męczący podbieg pokonuję biegiem przerywanym marszem. A maszerując obserwuję pobocze bardzo intensywnie porośnięte mchem. Zielonym, gęstym. Ładnym. To zainteresowanie mchami to też po części efekt wyprawy do Japonii. Mech, w polskich ogrodach tępiony, w japońskich jest wręcz pielęgnowany. Doceniłem piękno mchu.
Przebiegam przez Janowo i skręcam w drogę, która powinna prowadzić do Jeziora Skrzynka. Nie znam jej, nigdy w tym miejscu nie byłem. Droga polna, prowadzi w dół. Wbiegam znowu do lasu. Piękna, leśna droga. Nic nie zapowiada, że gdzieś na jej końcu znajdę jezioro. Spokojnym tempem dobiegam do miejsca, gdzie już widać między drzewami wolną przestrzeń.
Jezioro Skrzynka. Staję na jego brzegu. Zaskakuje mnie jego wielkość. Ma chyba ponad 500 metrów długości. Wokoło las. I cisza. Cisza leśna, bo od czasu do czasu słychać ptaki. Spostrzegam na drugim końcu jeziora parę łabędzi. Jest coś majestatycznego w tym widoku, w tej chwili. Odkryłem znowu coś, znalazłem jakieś małe ziarenko swojego dzieciństwa, które okazało się być piękna perłą.
Stoję na brzegu tego jeziora i odprawiam duchowo rytuał, który pierwszy raz zobaczyłem w tokijskiej świątyni Zojoji . Rytuał, który sięga po siłę wody. Tej nabieranej bambusowym czerpakiem, tej bijącej ze źródełka na drodze do Pnia i tej majestatycznej Jeziora Skrzynka.
Czas biec dalej. Za mną 11km, przede mną drugie tyle. Pierwsza część była spokojna, druga już w dużej części po asfalcie, więc biegnę żwawiej. Czemlewo, Wałdowo, Nowy Dwór i znowu jestem w Ostromecku.
Gdzie jeszcze zaprowadzi mnie moje bieganie? Jakich emocji dostarczy? Ile jeszcze pięknych miejsc tego świata odkryję?
Nie wiem, ale jednego jestem pewien, że…
miałem szczęście…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu andbo (2017-05-08,09:57): Aż chce się czytać! birdie (2017-05-14,17:35): Nastepnym razem pobiegniesz juz troszke wolniej i w towarzystwie, ok ?
|