2016-05-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| W cieniu Śnieżnika czyli Majówka 2016 (czytano: 1030 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://adamklimczak.blogspot.com/2016/05/majowka-2016.html
Tegoroczną majówkę zaczynam jak większość mieszkańców kraju nad Wisłą w kwietniu. W piątek zbieramy się w trójkę - Agi, Łątek i ja - do Długopola Górnego, na majówkowy pobyt w domku Madzi, która postanowiła nas wspaniałomyślnie przygarnąć w swoich skromnych progach. Skodą Piotrka docieramy z Wrocławia do Długopola dopiero późną nocą. Planowo miało być jeszcze jasno, ale planowo to Polski miało nie być, a my mieliśmy mówić po niemiecku. Tak więc po uroczystej kolacji i szybkiej kąpieli idziemy spać, wcale nie wcześnie, bo po północy.
Dzień 1 - sobota 30 kwietnia
W sobotę leniwie wyłazimy z łóżek. Plan na dziś - Śnieżnik(1425). Dla niektórych to plan maksimum, dla innych niekoniecznie. Po śniadaniu jedziemy do Międzygórza, a konkretnie na ostatni parking na szlaku na Śnieżnik. Pogoda ładna, w miarę ciepło, turystów, choć była już 10, nie za wiele. Idziemy szlakiem czerwonym, Głównym Szlakiem Sudeckim.
Jak to w życiu często bywa, w naszej ekipie występuje niezgoda co do tempa marszruty. Dlatego też wpadam na konsensusowy pomysł zlikwidowania na jakiś czas koedukacyjnego charakteru naszej wycieczki, w celu zadowolenia obu stron. Dziewczyny dalej zmierzają szlakiem czerwonym, wśród innych turystów, trawersując Średniak. Ja z Piotrem wybieramy drogę mniej uczęszczaną, po prostu nie skręcamy z czerwonym szlakiem w prawo, za to "autostradą" leśną idziemy prosto.
Wedle mapy za jakiś czas mamy ścieżkę prosto na Średniak(1210). I takowa ścieżka znajduje się. Z początku, wedle Łątka, nie wygląda jak ścieżka, ale ja wiem swoje, jako osoba o jako takim doświadczeniu w łażeniu poza szlakami ( co z tego że często się gubię ). Ścieżka, przypominająca bardziej koryto wyschniętego strumienia, biegnie ostro w górę. Za nami otwiera się widok na Czarną Górę. Lubię takie miejsca, szczególnie że tam jestem pierwszy raz, i nie zapowiada się że kogoś spotkamy. Szybko docieramy do partii szczytowej, która jest dosyć płaska. Natrafiamy na rzadko porośnięty szczyt, z którego mamy piękny widok na Hale pod Śnieżnikiem ze schroniskiem i na sam Śnieżnik, jeszcze biały.
Dalsza droga to już nie ścieżka, a nomen omen droga. Widać, że jeździły tu quady, tego to już w górach nie lubię. Zbiegamy sobie w kierunku schroniska, radując się po drodze śniegiem, którego całkiem sporo zostało - w końcu było to północno-wschodnie zbocze.
W schronisku zajadamy się słodyczami, czekając na dziewoje, które nie lubią się śpieszyć i idą typowo turystycznym tempem. Już z dziewczynami, ale po momencie sami, zmierzamy na Śnieżnik. Ludzi się nagle zaroiło, na samym szczycie spotykamy całe koło PTTK z Tarnowa - masa pozytywnych ludzi w różnym wieku. Widoki są dziś nawet nawet, widać Pradziada i oczywiście tą śmieszną czeską .Stezka v oblacích. Po wykonaniu pamiątkowych fotek w pełnym składzie schodzimy jeszcze do Słonika, mijając jeszcze źródło Morawy oraz ruiny starego schroniska.
I znowu się rozdzielamy, co będzie już stałym elementem naszej koegzystencji do końca tego wyjazdu.
Ja z Łątkiem robimy obieg dookoła Śnieżnika, a dziewczęta wracają najkrótszą trasą do samochodu.
Od Słonika zbiegamy w stronę zielonego szlaku i granicy rezerwatu, i jego granicą docieramy do Chatki pod Śnieżnikiem.
Ścieżka do Chatki od strony Czeskiej dosyć kiepsko uczęszczana, ciężko się biegło po miękkim śniegu, ale dotarliśmy bez większych przeszkód - tradycyjnie pomyliłem trasę na samym jej początku, od tej strony często się gubię. Na miejscu przywitała nas wesoła kompania dwóch miłośników górskiej ciszy, wymieniamy na szybko nasze śnieżnikowo-chatkowo-jeleniowe doświadczenia i truchtamy dalej w kierunku szlaku niebieskiego, którym dalej trawersujemy Śnieżnik. Po drodze napotykamy fajne sople w miejscu gdzie spływa niewielki strumyk oraz parę biegaczy.
Minuta osiem i jesteśmy pod schroniskiem. Zaczynamy fajny zbieg w dół. Przeceniliśmy dziewczyny, myśleliśmy że one będą na nas czekać w samochodzie, a mijamy je w połowie drogi ze schroniska. Czekamy na nie przy ławeczkach, dojadając cukierki i dopijając wodę.
Do samochodu docieramy już w pełnym składzie. Po obiedzie jeszcze spacer zahaczający o Góry Bystrzyckie, którego celem było zobaczenie tajemniczych wałów kamiennych.
Wały były, całkiem na sporym obszarze, jednak nie jestem pewien czy to wały, czy może specyficznie usypane odpady z pobliskiego dawnego kamieniołomu? Na pewno nie wyglądało to na dzieło obronne, ze względu na położenie na stoku i prostokątny, prawdopodobnie otwarty z jednej strony kształt.
Wracając oglądamy piękne widoki na Masyw Śnieżnika, a ja biegnę przodem by rozpalić piec w celu nagrzania wody i domu.
Wieczorem gramy do późna w Osadników z Catanu, wygrywa Madzia.
Dzień 2 - niedziela 1 maj
Rano wstajemy niedługo przed 8 i idziemy do pobliskiego kościoła na mszę. Kościół malutki, ludzi też niewiele. Po kościele śniadanie i jedziemy w objazd. Na pierwszy ogień idzie Autostrada Sudecka, zwana też Drogą Göringa, będąca kiedyś częścią planowanej Sudetenstraße, dziś oficjalnie nazywa się Droga Wojewódzka 389. Jedziemy od strony Różanki, po drodze mijając ruiny zamku Szczerba z XIV w.
Zatrzymujemy się koło pomnika Odsieczy Wiedeńskiej, przy okazji podziwiając piękne widoki na Masyw Śnieżnika, niestety, lekko zakryte chmurami.
Kolejnym naszym celem jest Jagoda, najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich. Choć np. na Wikipedii jest informacja, że najwyższa jest Sasanka, jednak moim zdaniem najwyższy jest północny wierzchołek Jagodnej znajdujący się poza szlakiem, tak przynajmniej wyglądało to na GPSie. Same Góry Bystrzyckie są dowodem na dawną polskość, a przynajmniej słowiańskość tych ziem. Bowiem ich nazwa pochodzi od miasta Bystrzyca Kłodzka, ta zaś od rzeki Bystrzycy, która nawet po niemiecku brzmi Weistritz - co jest chyba zniekształceniem nazwy Bystrzyca.
Dojazd okazuje się kłopotliwy, Autostrada Sudecka między Poniatowem a Spaloną jest w stanie tragicznym. Scodą po przejściach parkujemy nieopodal schroniska PTTK "Jagodna" i kierujemy się, w homogenicznych płciowo grupach, niebieskim szlakiem w kierunku Jagodnej. Z całej ekipy jestem jedynym zorientowanym w temacie jeśli chodzi o to, która Jagodna jest która.
Mamy do przebiegnięcia chyba 4km i to niezbyt pod górkę, utwardzoną leśną drogą, ogrzewani ochoczo świecącym słońcem. W pewnym momencie zauważam ścieżkę w bok, w wyraźnie wyżej położonym rejonie. Odbijamy w prawo (koło słupka granicznego 158-170-171) i znajdujemy starą wieżę myśliwską, która powinna stać na wyższej Jagodnej/Sasance.
Wracamy do szlaku, biegniemy jeszcze kawałek dalej i po jakimś czasie zawracamy, mijając po drodze wyraźnie niższy punkt oznaczony jako Jagodna 977 m. Dziewczyny są już za właściwym szczytem, zawracamy je, chociaż one chcą iść dalej :)
Nie idziemy znowu szczytem, tylko przecinką, by było ciekawiej, i znowu dochodzimy do Jagodnej. I tą samą trasą już pełnym składem wracamy do samochodu.
I ruszamy dalej Autostradą Sudecką, już odnowionym odcinkiem, by w Mostowicach przejechać przez Dziką Orlicę i wylądować na czeskiej stronie. Malowniczą Doliną Dzikiej Orlicy jedziemy do Bedřichovki, gdzie na pustym o tej porze roku (brak śniegu) parkingu zostawiamy samochód.
Niebieskim szlakiem, znowu rozdzieleni, włazimy na grzbiet Wielkiej Desztny. Dochodzimy do szlaku czerwonego i wynika z niego, że do szczytu Velká Deštná(1115) już tylko kilometr. I to asfaltem, dosyć sfatygowanym, ale jednak. Co mi się w ogóle nie podoba, nie lubię cywilizacji w górach. Szybko docieramy do szczytu, który jest poza szlakiem. Miała być wieża widokowa, ale jak się później dowiedziałem w czeskiej Wikipedii, została rozebrana w 2010 roku.
Wielka Desztna jest słabo zagospodarowana jak na najwyższy szczyt Gór Orlickich, a także całych Sudetów Środkowych. Ok, zaczyna robić się zimno. Zbiegamy i spotykamy dziewczyny już na czerwonym szlaku, postanawiamy jeszcze raz wbiec na Desztnę, tym razem trochę na około, dzięki czemu docieramy równo z dziewojami.
Zbiegamy szybko do auta, też na około, czekając na niebiegającą część ekipy w samochodzie, karmiąc jeszcze kota.
Wracamy już nie Autostradą Sudecką, a ładnie utrzymaną drogą w Dolinie Dzikiej Orlicy, zaraz przy granicy z Czechami. Po obiedzie i kolacji gramy w Osadników, tym razem ja wygrywam.
CDN.
Poprawiona relacja ze zdjęciami
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |