2016-02-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Fatum 15 kilometrów (czytano: 1928 razy)
Fatum 15 kilometrów
Tak się jakoś biegowe roztrenowanie zbiegło się z twórczym roztrenowaniem. Nie pisałem, bo… nie było o czym. Treningi, treningi, treningi.
Czas jednak wrócić do szybkiego i twórczego biegania.
Jako pierwszy start w 2016 roku zaplanowałem XIV Bieg Trzech Jezior w Trzemesznie. Do przebiegnięcia 15 km. Dystans, z którym mam specjalne porachunki, bo od 11.11.2013 nie mogę poprawić swojej życiówki. Nie ma biegów na tym dystansie zbyt wielu, a do tego często to biegi częściowo przełajowe. Skórcz, Trzemeszno, Tuchola to trasy tylko częściowo prowadzone asfaltem. Tylko Dąbrowa i Lubiewo to biegi uliczne. Lubiewo ma sporo podbiegów, a do Dąbrowy nie mam jakoś szczęścia – zawsze coś nie wychodzi.
Do Trzemeszna miałem jechać z Hanią i Piotrem. Piotr musiał zrezygnować ze wspólnej jazdy, więc pojechaliśmy z Hanią. Hania to biegaczka emocjonalna. Przeżywa bardzo każdy start na długo przed nim. Jakby ten najbliższy był biegiem najważniejszym, o wszystko. Czasem z tego żartuję, ale tak naprawdę dodaje to i Hani i jej bieganiu jakiegoś szczególnego uroku. Ona biega nie tylko nogami, ale sercem też. Całym sercem.
Po podróży przez zamglone Pałuki docieramy do Trzemeszna. Odbieramy pakiety (w tym po kufelku do piwa) i w drogę do Gołąbek. Jest zimno, około 0 stopni. Jak się ubrać? Hania chce biec w jednej warstwie, ja decyduję się na dwie cienkie. No i długie leginsy. Spotykamy znajomych. Kilku wspólnych, ale wielu to znane tylko mi osoby. Również i dla tych spotkań przyjechałem na ten bieg. Brakowało mi już tego.
Rozgrzewka niezbyt długa. Ustawiam się na starcie. Razem ze mną Tomek i Sławek. Biegają szybciej ode mnie, ale początek mamy pobiec razem. Ruszamy.
Po starcie trochę tłoku. Kiedy biegłem dwa lata temu ten bieg, na starcie było chyba ok. 500 osób. W tym roku wystartowało ok. 1.000. Tempo pierwszego kilometra 5:25 trochę za wolne, ale wyprzedzanie było dosyć kłopotliwe. Na drugim kilometrze biegnę już w zakładanym ok. 5:15. Dlaczego takim? Ostatnie treningi pokazywały, że forma jest i to dobra. A do tego od jakiegoś czasu moje nogi służą tylko do biegania, a nie także do odczuwania bólu. Skończyły się kłopoty z prawą pietą i lewą łydką. Pełny komfort.
Na trzecim kilometrze zaczyna się odcinek drogi leśnej, a tempo waha się między 5:05 a 4:55. Tętno rośnie do około 150. Oby tak do 7-9 km – myślę. Gdzieś na 4 km doganiam Hanię. Każde z nas biegnie swoje, więc nie zwalniam.
Kolejny odcinek asfaltu sprawia, że zaczynam biec tempem w okolicach 4:55, jednak pierwszy kilometr spowodował, że średnie tempo z dotychczasowego dystansu oscyluje w okolicach 5:12. Za wolno, żeby myśleć o poprawieniu życiówki.
Na 10 km punkt z wodą. Omijam go, bo jak zwykle biegnę z własną buteleczką. Omijam, bo szkoda mi utraty tempa. A ono jest mocne, momentami w okolicach 4:40.
Od 10 km znowu leśna droga. Ciężko mi się biegnie. Biegnę za wysokim chłopakiem w niebieskiej bluzie. Patrzę na zegarek – tempo w okolicy 5:00. Chłopak w niebieskiej bluzie staje się moim mimowolnym zającem. Biegnę jego tempem. Bardzo duża pomoc.
W okolicach 13 km wybiegamy na asfalt. Zrównuje się z moim pacemakerem. Dziękuję mu za pomoc. „Słyszałem oddech na plecach, teraz ja za panem pobiegnę”. Ruszam mocniej. Momentami tempem 4:40. Średnie tempo na zegarku zbliża się do 5:00.
Zaczynam znowu myśleć o poprawieniu życiówki.
Ostatni kilometr trasy jest bardzo nieprzyjemny. Droga niby utwardzona, ale koślawa. Rozpędzony na asfalcie wbiegam na nią w tempie 4:30. Na zegarku średnie tempo już poniżej 5:00. Staram się utrzymać rytm biegu, bo na przyspieszenie nie mam już sił, a i trasa nie pozwala. Jeszcze tylko 150 m asfaltu i wpadam na metę.
Na zegarku 1:14:30
Nie pamiętałem swojego najlepszego czasu na tym dystansie, ale wydawało mi się, ze był w okolicach 1:14:50. A więc życiówka!
W dobrym nastroju wracam po Hanię na trasę. Nie pobiegłem daleko. Była już blisko. Potem herbatka, zupka, chleb ze smalcem. No i rozmowy ze spotkanymi znajomymi. Wracamy z Hanią do samochodu. Strasznie zimno!
W Trzemesznie, na hali sportowej, już na spokojnie sprawdzam swój najlepszy czas na 15 km. Niestety, do poprawienia życiówki zabrakło 9 sekund.
To moja najstarsza życiówka. Starzeje się razem ze mną, ale wiem, że stać mnie jeszcze na jej poprawienie. Tylko zawsze coś nie wychodzi. A to kontuzja przeszkadza, a to, jak w Dąbrowie, za ciepło się ubrałem, a to wiatr przeszkadzał. Kiedy wreszcie, może już ostatni raz, poprawię rekord życiowy na tym dystansie? Przecież wiem i czuję, że stać mnie na to!
Fatum?
Zaraz jednak przychodzi inna myśl - a może tak ma być? Może mam ciągle mieć ten jeden cel, wcale nie tak odległy jak meta maratonu, jak marzenie o ultra? Może akurat dystans 15 km jest po to, żeby ciągle uczyć mnie pokory?
A może właśnie ten dystans jest po to, żebym nigdy nie zapomniał, że mimo, iż upragniona nowa życiówka ciągle mi ucieka, to jedno jest pewne, że…
miałem szczęście?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu birdie (2016-02-13,22:42): Hania czuje się zaszczycona ;) Dzięki za bardzo fajny dzień. Mimo, że nie wygraliśmy nic w loterii, mamy szczęście, prawda ? :)
kasjer (2016-02-14,07:43): prawda, Haniu :) thorunczyk (2016-02-14,13:21): Gratulacje! Tempo pon. 4:40 to moje marzenie... w 2014 roku biegałem w podobnym tempie na 10 km, teraz na 5 :) darkosik1 (2016-02-14,21:37): Witaj Grzesiu vel Czerwony Kapturku. No to wywołałeś Tucholę do tablicy. Chyba będę prosił Nadleśnictwo żeby Ci asfalt rozłożono w lesie i myślę, że życiówka gotowa. Cieszę się Przyjacielu, że forma już na progu sezonu wysoka i aż strach pomyśleć co będzie 29 października na VII Hubertusie. Pewnie wszystkie zajączki spłoszysz w Borach. Pozdrawiam serdecznie i trzyyyymam mocno kciuki. kasjer (2016-02-15,08:08): Darku, w Tucholi to ja raczej zamieniłbym ten asfalt na leśne drogi w Borach :) snipster (2016-02-15,10:29): byłem tam raz, chyba z 4 lata temu, gdzie było -16C :) jeju jak ten cza leci... kasjer (2016-02-15,10:34): Piotrze, dokładnie 4 lata temu, też wtedy tam byłem, nie biegłem, robiłem zdjęcia, aparat się zacinał na tym mrozie a biegacze nie :) 13 (2016-02-15,16:51): Grzesiu ja rekordu życiowego już nie ustanowię na żadnym dystansie,ale Ty napewno osasuna (2016-02-15,18:14): z rekordami jest jak z dobrym winem im dłużej nie pobijany tym później lepiej smakuje jego pokonanie, jak znam życie Grzesiu to tylko kwestia czasu ;) sojer (2016-02-15,20:16): Grzesiu, a Bieg Samorządowy w Łubiance? 3 maja, głownie asfalt za wyjątkiem kawałka polnej drogi. divi (2016-02-16,17:35): Witam serdecznie Panie Grzegorzu. Od momentu kiedy mnie pan wyprzedził na trasie jak odrzutowiec chciałem panu podziękować za wspólną końcówkę biegu.Podziałał Pan na mnie jak płachta na byka i dzięki panu ustanowiłem życiówkę!!! 1:14:16 :) . Mam nadzieje że będę miał okazję osobiście panu podziękować przed kolejnym startem na którym może się spotkamy.Pozdrowienia z Piernikowa i do zabiegania:). kasjer (2016-02-17,13:38): Dawidzie, to co napisałeś to miód na moje serce :) Cieszę się, ze mój wysiłek nie poszedł jednak na marne :)
|