2015-10-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| lewa, prawa... asics, mizuno... (czytano: 1770 razy)
lewa, prawa… asics, mizuno…
Bieg Dąbrowa Chełmińska – Ostromecko ma tylko 7,5 km. Nie biegam już biegów poniżej 10 km, ale Ostromecko to moja Mała Ojczyzna. Bieganie w tej wsi to dla mnie święto.
Zanim jednak wybrałem się na ten bieg – zaczynał się o godz. 15 – żyłem od rana innymi emocjami. O godz. 9 startował Poznań Maraton. Biegło kilka znajomych mi osób, w tym także debiutantów. Honda , moja blogowa koleżanka debiutowała w maratonie w dniu swoich 20-tych urodzin. Tomek zdecydował się wreszcie na start na tym dystansie, z ambitnym celem 3:30. Jeszcze Asia debiutowała, chociaż w ramach treningów do biegów górskich już takie dystanse zaliczała. Biegła też Ania swój kolejny maraton i Bodek z założeniem szybkiego biegania. Było kogo obserwować.
Zaglądałem co chwilę do komputera. I pierwsze zaskoczenie – na liście startowej jest żona Tomka – Magda! Magda i Tomek to rodzice zmarłej w tym roku Weronik, uczestniczki dziecięcych biegów w ramach Citi Trail. Tej Weroniki, z której zdjęciem biegłem w tym roku Cracovię. Dla Magdy był to zdecydowanie przedwczesny start, ale rozumiałem jej intencje i dlatego stała się dla mnie najważniejszą uczestniczką tego biegu.
Przyszedł czas pakowania rzeczy na bieg w Ostromecku. Tu koszulki, dwie, bo nie wiedziałem w jakiej pobiegnę, tu Bodek już na 15 km. Tu spodenki krótkie i długie leginsy, a tu Asia zaczyna biec szybciej od 10 km. Pasek pulsometru przygotowany, czapka, zegarek. Tomek idzie mocnym tempem, właśnie na czas w okolicy 3:30. Para butów na bieg, skarpety, a tu Ania od 20-tego kilometra przyspiesza. Wreszcie plecak spakowany. Długo to trwało.
Ja już gotowy do wyjścia, a Bodek i Tomek na mecie. Co z resztą zobaczę już po powrocie z biegu.
Po drodze zabrałem po naszą wybitną ultramaratonkę Anię i razem pojechaliśmy do Ostromecka. Chłodno, ale słonecznie. Pełno znajomych. Biuro zawodów w nowej szkole (tak ją nazywaliśmy, bo wcześniej była w innym budynku), do której chodziłem do klasy 7 i 8. W pakiecie koszulka, ale zajęty rozmową nawet jej nie wyjmuję. Jeszcze trochę spotkań i idę do samochodu przebrać się na bieg.
No i zaczęło się.
Ściągam koszulkę, w której przyjechałem i stwierdzam, że nie założyłem paska pulsometru. No żesz! Ale natychmiast przyszła myśl – obędzie się. Na 7,5 km nie ma co kombinować. Startujesz i gnasz ile masz sił. Kolej na spodenki. Biorę do ręki to co miało być czarnymi spodenkami z czerwonym obszyciem a to… bluza z długim rękawem! Złożona wyglądała jak te spodenki. No żesz, żesz! Będzie trzeba biec w długich leginsach. Dramatu nie ma, ale wolałbym „na krótko”.
Dopełnieniem wszystkiego były buty. Wyjmuję je z plecaka. Jeden z nich dziwnie przybrudzony. Przyglądam się dokładniej a tu… dwa buty z różnych par! Jeden asics, drugi mizuno. Koniec zabawy. Jak tu biec?! Buty w bardzo podobnej kolorystyce, leżały obok siebie i stało się. Zakładam jednak tego jednego asicsa i drugiego mizuno. Pobiegnę tak, nie mam wyjścia.
Na deser została jeszcze butelka wody na trasę. Zamknąłem samochód, poszedłem w stronę autobusu i już w drodze do Dąbrowy stwierdzam, że nie zabrałem amuletu, jakim jest zawsze mała buteleczka wody.
Czyli ogólnie byłem super przygotowany do biegu.
W Dąbrowie troszkę truchtania, kolejne spotkania i rozmowy. Widzę Weronikę z zawsze towarzysząca jej mamą. Proszę mamę o pożyczenie 2 zł i po chwili kupuję w pobliskim sklepie małą buteleczkę wody. Niestety nie mają takich ze smoczkiem, tylko na zakrętki. Trudno, poradzę sobie.
Na pobliskim boisku sportowym spotykam Mirka z synem i córką. Córka ubrana w koszulkę z pakietu. Przód to słup ogłoszeniowy, nic nadzwyczajnego. W którymś momencie dziewczyna odwraca się i widzę na jej plecach piękny obrazek Pałacu Nowego w Ostromecku. Cudo! Już wiem, że w tej koszulce będę jeździł na każde zawody, by paradować w niej przed i po biegu.
Powoli zbliża się godzina startu. Staję w tłumie i spotykam Daniela. Kiedyś byliśmy w kontakcie w sprawie zegarka Motoroli, ale zauważam, że ma już takiego samego Garmina jak ja – 310XT. Spoglądam na swój zegarek i widzę tętno 120! Bez założonego paska! Czyli z cudzym tętnem, w długich gaciach, w butach z dwóch różnych par i z wodą na zakrętkę. No szał!
Zagadaliśmy się z Danielem, a tu start. Odpalam zegarek i ruszam. Mam na swoim zegarku ustawiony podgląd średniego tempa na danym kilometrze, ale na pierwszych 200-300 metrach zegarek zwykle pokazuje głupoty. Po jakiś 500 metrach spoglądam pierwszy raz i szok. Tempo 4:46! Biegnę i myślę – zwolnić czy nie, bo to dla mnie za szybko. Czuję się dobrze więc nie zwalniam. Pierwszy kilometr kończę w tempie 4:48.
Drugi kilometr zaczyna się od lekkiego podbiegu. Staram się trzymać tempo, ale ono minimalnie spada. Ktoś mnie wyprzedza, jak kogoś wyprzedzam. Biegnę równym tempem. Krok za krokiem.
lewa, prawa… asics, mizuno…
Pod koniec 3 kilometra doganiam czwórkę biegaczy. Dwóch wygląda mi na stałych bywalców siłowni ;) Wyprzedzam ich. Zabiera się ze mną jeden z tej czwórki. Wysoki, silny, ale nie przypakowany. Biegniemy razem. Czasem nie trzeba słów, wystarczy wspólny rytm biegu i już wiadomo, że walczymy nie ze sobą, a razem z dystansem.
lewa, prawa… asics, mizuno…
Cały czas tempo w okolicach 4:48. Sam jestem zaskoczony, że wytrzymuję. Na 5 kilometrze mały podbieg, przy wzgórku, który kiedyś nazywaliśmy Królikami (żyły tam dzikie króliki). Na tej płaskiej trasie to najmocniejszy podbieg. Za nim łykam trochę wody. Widzę, że mój towarzysz walki zgrzany mocno, więc i jemu proponuję. Nie chce. Biegniemy dalej równym rytmem.
lewa, prawa… asics, mizuno…
Mijamy Nowy Dwór, do mety już blisko, ale przed nami chociaż łagodny to jednak dłuższy podbieg. Od skrzyżowania z drogą do Reptowa już pierwszy krótki zbieg, a potem ten długi, zawsze wspominany z biegu w Ostromecku. Zbiegi biegam źle, nieefektywnie, więc zostaję sam. Nie znaczy to jednak, że nie przyspieszam. Tempo skacze do około 4:20. Cisnę ile się da.
lewa, prawa… asics, mizuno…
Meta, medal, pączek, woda. Myślałem, że poprawiłem swój rekord życiowy na tej trasie, ale zabrakło kilkanaście sekund. Nic ważnego. Idę się wykąpać, przebrać i… założyć buty z jednej pary. Później zupka, dekoracje i losowanie nagród. Na mnie nie trafiło.
Powrót do domu i oczywiście komputer. Asia i Agnieszka załamały w debiucie 4 godz, Honda 4:12, Ania zmieściła się w 4:10. Świetne wyniki, aż żałuję, że nie pobiegłem. A Magda? 5:59:44 netto. Ale ten wynik niczego nie mówi. Nie mówi prawdy o tym co się wydarzyło. Żadna z cyferek nie pokazuje emocji, jakie jej pewnie towarzyszyły przez te 42 km pokonane dla swoich córek. Tomek zrobił Magdzie zdjęcie na ostatnich metrach przed metą. Pusto, już nikogo nie ma, a do mety zmierza największa zwyciężczyni tego biegu.
Po tych wszystkich emocjach poszedłem w miejsce znane mi także z biegania. To bydgoska Dolina Śmierci. 10 października minęła kolejna rocznica pierwszych egzekucji dokonanych w tym miejscu przez hitlerowców, w 1939 roku. Mam do tego miejsca około 1,5 km. Czasem jest to początek trasy mojego treningu.
Było już ciemno, bardzo ciemno. Brukowana droga jest nieoświetlona. Szedłem drogą, którą oni szli. Ich ostatnia droga w życiu.
lewa, prawa… lewa, prawa...
Nienawiść to straszna choroba. Wszystko może zabić.
lewa, prawa… lewa, prawa…
Szedłem trochę na pamięć. Gdzieniegdzie, na poboczu drogi, w miejscach, gdzie stoją stacje drogi krzyżowej, paliły się pojedyncze znicze. Ja też swój zapaliłem, by oświetlać sobie drogę. Dotarłem do małego pomnika.
A potem
lewa, prawa… lewa, prawa
Wróciłem do domu, do światła, do pobiegowych emocji.
By móc Wam powiedzieć, że
miałem szczęście…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Mahor (2015-10-12,20:36): A już sądziłem że tylko ja jestem tak roztargniony i powiem szczerze,trochę mi lżej...Pozdrawiam już bardzo skupiony :) osasuna (2015-10-12,22:55): Grzesiu, a w którym bucie lepiej się biegło ;) pozdrawiam i życzę zdrówka kasjer (2015-10-12,23:03): Asics był już trochę zdeptany, za twardy, ale nie utykałem ;) sojer (2015-10-12,23:50): No mistrzu! Jesteś wielki!
Z ciekawostek. Przed wyjściem na rozgrzewkę mój zegarek oznajmiał, ze wykrył wiele czujników na nogę. Chociaż nie ruszałem stopą miałem kadencję na poziomie 65 :D
A Madzia jak to Madzia... Cóż mogę napisać... Truskawa (2015-10-13,14:53): Ależ mi poprawiłeś humor tymi przygodami przedbiegowymi. Dwa różne buciory, koszulka nie ta.. Swietne! I dałeś radę! :)
|