2015-07-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Tropikalna dyszka w Redzie (czytano: 660 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://rango.pl/tropikalna-dyszka-w-redzie/
Biegałem już maratony po plażach Półwyspu Helskiego i po Pustyni Błędowskiej, biegałem półmaratony w Pucku i Pile w upale i słońcu ale takich warunków jak tej niedzieli w Redzie jeszcze nie doświadczyłem. Żar lał się z nieba niemiłosierny, wystarczyło wyjść na słońce i w zasadzie już było się po rozgrzewce.
Pojechaliśmy we troje, Dominika, Wojtek i ja żeby zmierzyć się z trasa i upałem. Ponieważ ciągle jeszcze trwa okres pylenia traw i zbóż, z uwagi na moja alergię zupełnie nie wiedziałem w jakiej będę dyspozycji dnia w ogóle nie miałem ciśnienia na wynik. Założenie na bieg brzmiało: ostry trening. Ponieważ start został umiejscowiony jakieś półtora kilometra od biura zawodów postanowiliśmy pozostając w luźnej konwencji biegu, odbyć spacer na linię startu w ramach rozgrzewki.
Upał był prawie nie do wytrzymania, spacer na start nie był przyjemny, a linia startu niestety nie zrównoważyła tych niemiłych doznań, ponieważ znajdowała się wśród pól i łąk na peryferiach miasta. Po spacerze i kwadransie oczekiwania na start zdążyłem wyschnąć na wiór. W ciągu godziny przed startem wypiłem wszystkie płyny jakie zabrałem na przed i po biegu, w sumie dwa litry izotoniku i wody, a ciągle miałem pragnienie.
Przestałem o tym myśleć, bo zostaliśmy wezwani do startu. Zdążyłem jeszcze pomyśleć, że będzie ciężko na trasie i ruszyliśmy… Przez pierwsze minuty z ciekawością analizowałem moje dzisiejsze możliwości, uznałem że jest całkiem nieźle i rześko (taką miałem nadzieję, bo nie wiem jak to wyglądało z boku) ruszyłem pościgać się z najlepszymi.
Po pierwszym kilometrze złapałem swój rytm, na drugim i trzecim wyprzedziłem kilku biegaczy i zacząłem obmyślać taktykę na kolejne kilometry. Czwarty kilometr i wodopój przebiegłem zgodnie z planem… tyle, że jak się miało za chwilę okazać plan obarczony był błędem. Schody zaczęły się gdzieś pomiędzy piątym i szóstym kilometrem. Popełniłem błąd i za mało piłem, dopadło mnie odwodnienie, poczułem się tak jakby ktoś odłączył mi zasilanie… Przez chwilę próbowałem jeszcze walczyć, ale dokonałem szybko analizy sytuacji i doszedłem do wniosku, że lepiej będzie odpuścić ten bieg (który z założenia nie był ważnym startem) i zachować zdrowie na kolejny tydzień, kiedy to pojedziemy do Skórcza na 15km Bieg 4 Jezior (z który to biegiem mam osobiste „porachunki”, ponieważ w 2013 nabawiłem się tam kontuzji i ledwie doczłapałem do mety). Od tej chwili wyścig się dla mnie skończył i pozostałą część biegu odpuściłem, biegłem wolniej i piłem dużo na wodopojach.
Irytujący był oczywiście fakt, że kilkunastu biegaczy, których wyprzedziłem na początkowych kilometrach zaczęła mnie kolejno mijać i kosztowało mnie dużo wysiłku zachowanie dyscypliny taktycznej i nie ściganie się z nimi (po wolniejszym odcinku i wodopoju poczułem się znacznie lepiej). Apogeum irytacja osiągnęła kiedy wyprzedziła mnie szybsza z Bliźniaczek :( Dobiegłem do mety jakieś 100-150 metrów za nią.
Bieg mimo, że nie przyniósł znaczących wyników uważam za bardzo przydatny, bo przypomniałem sobie i nawet doświadczyłem problemu odwodnienia. Biorąc pod uwagę, że jeszcze w lipcu czeka mnie ultramaraton Gdynia – Hel i tydzień później półmaraton w Pucku, a w sierpniu 3 maratony (pustynia, Solidarności i plaża) lekcja przyszła w najlepszym momencie i dała mi dużo materiału do przemyśleń.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |