2014-11-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Przed Biegiem Niepodległości (czytano: 1345 razy)
To nie było najlepszych osiem tygodni planu w moim życiu, nie najlepiej się zaczęły. Przede wszystkim nieustannie martwiłem się, czy wystarczy mi czasu, żeby zbudować formę przed dyszką. Nie ukrywam, że moja forma z czerwca poszła się j..., hm, znaczy się, tego tam. Głównie dlatego, że po czerwcu usunąłem jeden trening biegowy z mojego grafika treningowego, a zacząłem jeździć na rowerze, a przy dwóch wybieganiach tygodniowo mój biegowy power powoli pikował w dół niczym zestrzelony nad Londynem niemiecki Messerschmitt.
Potem przyplątała się lekka infekcja, generalnie mam zdrowie jak koń, ale raz na jakiś czas... No właśnie. Leczyłem się dużym słoikiem miodu nektarowego wielokwiatowego. Miodzik dodawałem do herbaty, do wszystkiego co się da ;-), także jako zamiennik szynki, sera i salcesonu przy przyrządzaniu kanapek ;-). Po dwóch dniach miałem tego miodu naprawdę dosyć, ale udało się, infekcja odjechała pociągiem z napisem "Sina Dal", a ja stałem na peronie i machałem obiema łapkami papa ;-)
Potem wpadłem do wykopu na budowie ;-). Wykop miał z półtora metra głębokości, ohhh, to jest dłuższa historia. Niefajnie było... Czułem się (po wpadnięciu) jak żołnierz Armii Czerwonej czekający w okopie na niemiecki atak (albo na odwrót, jak kto woli). Wszystko bolało jak cholera, chodziłem po tym incydencie jak teksański kowboj, którego złapał ostry atak biegunki ;-). Ale trenowałem, akurat biegać mogłem, myślę, że miałbym problem na basenie np. z żabką ;-) Aaaaaaa.... Jeszcze trochę czuję prawe kolano, a minęły przecież ponad cztery tygodnie.
Ale potem zaczęło przychodzić Dobre. Od około szóstego tygodnia treningi zaczęły wchodzić tak, jak wchodzić powinny. W tygodniu zacząłem biegać wyłącznie po asfalcie, żeby przyzwyczaić trochę nogi po twardego podłoża i nie zamulać się podczas krosów.
Ostatni mocny trening wyszedł dobrze. Po ciężkim, naprawdę bardzo męczącym dniu w pracy, powrocie do domu zatłoczonym metrem, a potem autobusem 8 kilometrów WB2 zrobione późnym wieczorem po ulicach weszło w tempie 4:48/km, przy tętnie 175 uderzeń. Nie odczułem tego treningu jako coś bardzo męczącego. Zazwyczaj biegam dyszkę przy średnim tętnie 182-184.
Ostatni tydzień to już same skowronki, motylki, biedronki (można sobie wybrać ;-)). Delegacja do Bazylei i śniadanka w hotelu oraz zero obowiązków w domu. Wysypianie się po osiem-dziewięć godzin w hotelu.
Dziś rozpocząłem długi weekend. Mogę znowu się wyspać i wypocząć przed startem. Co prawda mieszkanie wydaje się krzyczeć, nie, wrzeszczeć "Posprzątaj mnie!" ;-) i domaga się odświeżenia, ale nie zamierzam tracić energii na tete a tete z mopem, czy ściereczką do kurzu przed Biegiem Niepodległości. Posprzątane mieszkanie równa się zmarnowane życie ;-). Kto się zgadza, łapka w górę ;-). Ja tak.
Dowiedziałem się, że na biegu będą nawet pacemakerzy. Wątpię, czy pobiegnę z którymś z nich, będę raczej biegł sam. Chyba nawet skuszę się na NS, którego tak bardzo reklamuje Jerzy Skarżyński w swojej książce. Pierwsza połówka w 22:40-22:50, a potem gazu... Powinno być dobrze. Jutro jeszcze w planie 5 km OWB1, ale zamienię to chyba na 5 km leśnego, lekkiego rozbiegania. Porozciągam się jeszcze z pół godziny po krosie, jak kot po długiej drzemce...
W zasadzie jestem już myślami po biegu, przez miesiąc nie będę biegał w ogóle. Pochodzę na basen, bardzo brakuje mi pływania. Po Biegu Niepodległości zrobię sobie naprawdę długą przerwę i przez dłuższy czas, przynajmniej jeden pełny sezon nie będę brał udziału w żadnych zawodach. Może wrócę do gry w piłkę od maja. Może...
Ale popiszę sobie na moim nowym blogu. Tylko o czym, jeśli nie zamierzam startować ? Może o kobietach ;-) ? Przynajmniej zacznie mnie czytać więcej osób ;-). Dobra, jest już późno, plotę bzdury, idę spać...
ahoj!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2014-11-10,09:12): ale Ty skrupulatnie podchodzisz do biegania :) Bądź bardziej spontaniczny, a i radości będzie z tego chyba więcej :) Pozdrawiam krunner (2014-11-10,11:06): Hehe ;-). Wiesz Pawle, skrupulatnie realizuję te moje plany treningowe, rzeczywiście pod koniec planu jest to męczące, ale jeśli się opłaca i przychodzi wynik, to... było warto. Właśnie nadchodzi czas luźniejszego biegania :) kapolo (2014-11-10,16:19): Powodzenia jutro. Ja planuje rozmienić 47 minut, ale sam nie wiem jak to będzie. W każdym razie plan realizowałem od początku skrupulatnie. 11 tygodni z treningu Bartoszaka na 45 minut. Gdy 2 lata temu realizowałem ten plan nie będąc na niego gotowy, okrutnie się zajechałem. Teraz było całkiem odwrotnie. Z tygodnia na tydzień tempa stawały się coraz lepiej przyswajalne. Energia mnie rozpierała. Niestety na samym końcu złapało mnie przeziębienie i mimo tygodniowej walki z katarem, czuje, że jest coraz gorzej i pary ubywa. ech... krunner (2014-11-11,18:07): Gratulacje Bartek! Sprawdziłem wyniki - Twoje 47 min rozmienione :). Mi się udało - dokładnie 44:56.70, to jest jeden z lepszych dni tego roku :). Napiszę relację za parę dni, na spokojnie. kapolo (2014-11-12,15:08): Super, gratulacje. Świetny wynik. Te 45 minut to tez mój cel. Kto wie może za rok :)
Mi udało się cały bieg pobiec równym tempem z niedużymi odchyłami. Zakładałem, ze pierwszą piątkę pobiegnę w tempie na 47 minut, a drugą przyśpieszę. Okazało się jednak, że walczyłem z utrzymaniem tempa. Druga połowa to walka i test siły woli. Doprawdy byłem bliski rezygnacji. Sam nie wiem jakim cudem dotarłem do mety w zakładanym tempie. Mały niedosyt jest, ale na ten dzień to był maks. Fajna impreza. Jedna z moich ulubionych. Czekam z niecierpliwością na relację i plany.
|