2014-10-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maratończyk.... (czytano: 1490 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=fkFGwQz_uqM
Miałem się nie odzywać, nic nie pisać, nie polemizować, zostawić to swojemu losowi i internautom. Ale przeczytałem komentarze i niestety stwierdziłem, że duża część biegaczy zgadza się z ideą przedstawioną przez autora bloga. A temat powraca jak bumerang, bo sam będąc na maratonach polskich.pl od 2010 pamiętam kilka wypowiedzi. A o co chodzi. Oczywiście : „Maratończyk to tylko i wyłącznie ten kto przebiegł od startu do mety cały maraton”. Stare, znane i obgadane.
Myślałem nad formą argumentacji i chciałem przedstawić mój punkt widzenia. No to po kolei:
Październik 2014 roku – wypowiedź na blogu o tym, że maratończykiem to tylko wtedy gdy całość przebiegniesz – autor – osoba która nie przebiegła maratonu.
Rok 2013 - 2010 – kilka wypowiedzi osób, które mają za sobą kilka maratonów w tym samym tonie: Nie jesteś maratończykiem jeżeli nie przebiegłeś całego dystansu. Choć tutaj częściej jest to w odniesienie do samego siebie. Ja nie przebiegłem, nie czuje się maratończykiem.
Rok 2011 wypowiedź Pana Jerzego Skarżyńskiego – książka „Maratony i Ultramaratony” str. 85 „maratończykiem nie zostaje ten, kto ukończy maraton, dotrze do mety, ale dopiero ten, kto go w całości… przebiegnie.” Super ale podam inny cytat Pana Jerzego, który dla mnie , tak jak dla wielu biegaczy jest mentorem i trenerem.
„ Zejść z trasy, poddać się, w powszechnej opinii jest przyznaniem się do słabości, jest dowodem braku charakteru. Trener kadry maratonu lat 80. – Michał Wójcik, wpajał zawsze kadrowiczom, że „gdy ma się dwie nogi, to do mety trzeba dotrzeć”. Cóż – wszystko zależy od punktu widzenia. Ja zawsze widziałem ten problem dwojako, dlatego na 42 maratony, w których brałem udział, aż 7-krotnie schodziłem z trasy. Byłem sportowcem. Stojąc na stercie maratonu miałem dwa cele- albo walczyć o rekord, podwyższając swoją wartość rynkową – tfu, pozycję sportową, albo zarobić.” str.80.
W razie wątpliwości odsyłam do książki. Polecam ją jak najbardziej, bo sam z niej korzystam. Chcę tylko zaznaczyć dwie rzeczy:
1. Pan Jerzy był zawodowcem, więc marsz raczej mu nie przystoił i nie był zalecany jeżeli walczył o miejsce w czołówce.
2. Sam nie zgadzał się, jako zawodnik, z ogólno pojętymi opiniami i standardami trenerów. Tworzył swoje. A później jako trener zaczął wygłaszać swoje.
Około 30 lat temu - Na starcie maratonów w Polsce staje około 100 zawodników. Ostatni kończył w czasie 3:30:00. Skąd wiem, bo mam wujka, który właśnie wszedł do klubu 100 maratończyków . A jego najgorszy czas na maratonie w ciągu tych 100 to coś przed 3: 30.
100 maratonów poniżej 3: 30, chyba nieźle. Nigdy nie powiedział mi, że biegając wolniej powinienem przestać biegać. Pamiętam w 2013 roku w Katowicach po maratonie zapytał się mnie jak mi poszło. Powiedziałem że 4:06, chciałem lepiej, ale zabrakło. Spytał się tylko czy to życiówka. Odpowiedziałem TAK. – To Ci gratuluje, tak trzymaj.
Lata 60- 70 XX wieku. Jeden z mistrzów świata w maratonie otwarcie przyznał, że aby dobrze wchłonąć napój na punkcie odżywczym szedł. I wygrał.
Początek XX wieku następuje wydłużenie dystansu maratonu przez królową Anglii z 40km do 42,195km. Dlaczego? Bo Królowa chce widzieć metę z Pałacu.
I wiek naszej ery. Jeden z ludzi mówi: „kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”.
No i docieramy do kolebki maratonu czyli legendy o Filipiadesie. Kończy bitwę pod Maratonem biegnie do Aten (czyli był Ateńczykiem, a nie Spartiatą, to dlaczego tak wielu z nas myśli… bo oglądali film 300???) około 40km. Niestety nie zachowała się wzmianka czy szedł.
Ale to nie do końca jest cała historia Filipiadesa. Przed bitwą dowództwo Aten wysyła Filipiadesa (biegacza) z wiadomości ą do Sparty z prośbą o wsparcie przeciwko Persom. Filipiades biegnie w 3 dni około 250km w jedną stronę. Dowiaduje się w Sparcie, że mają święto i nie mogą walczyć. Wraca następne 250km. Dogania wojska idące z Aten pod Maraton. Stacza bitwę, wraca do Aten i… umiera.
No to co biegacze lecimy prawie 600km w tydzień. W między czasie staczamy bitwę i umieramy. Na grobie możemy sobie wyryć ”PRAWDZIWY MARATOŃCZYK”.
A teraz poważnie.
Z punktu historycznego maraton jest pamięcią o tym bohaterze.
Z punktu sportowego jest rywalizacją, którą 99% z nas biegaczy kończy raczej bez szans na wygraną.
Z punktu komercyjnego jest próbą zarobienia pieniędzy.
Jest jeszcze jeden punkt. Mój własny. Wracając do Filipiadesa. Jestem mu wdzięczny, że krzyknął ZWYCIĘSTWO, a nie „dobiegłem”.
Każdy z nas tworzy własne wzorce. Czego innego oczekuje od siebie. Stawia sobie inne wymagania. Każdy ma swoje zwycięstwo.
Każdy z nas ma lepszy albo gorszy dzień w trakcie maratonu. Przygotowania też przebiegają różnie. Mamy pracę, rodzinę, inne bardzo różne, a jednak ważne dla niego sprawy. Nie tylko maraton, nie tylko bieg.
Dla mnie jest to oderwanie od tej szarej rzeczywistości i ta radość. I chciałbym aby tak to zostało.
Jeżeli uważasz że jesteś maratończykiem bo ukończyłeś maraton to nim jesteś.
W linku piosenka Kultu. Do posłuchania. A zdjęcie. Tutaj jest moje. To jedna z chwil które pielęgnuje w pamięci. Jam Session, w klubie w Piotrkowie Trybunalskim. Może nie było pięknie w moim wykonaniu, ale mnie się podobało. I wspominam ją tak jak każdą METĘ na maratonie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kot1976 (2014-10-14,11:51): Ładnie napisane i w pełni się z tym zgadzam. :-)
|