2014-01-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Bałtycki, Jastarnia 31.08.2013. Mój pierwszy wygrany maraton (czytano: 1396 razy)
No w końcu trzeba coś napisać. Nie miałem ochoty dotychczas pisać. Na ten maraton udałem się pociągiem z Pilawy (pod Warszawą) wyjeżdżając o godzinie 21.00, a więc całą noc w pociągu. Miałem szczęście trafiłem do przedziału gdzie mogłem trochę się przespać, i tak uczyniłem. Rano dobrze się czułem, do tego adrenalina zrobiła swoje. Mi maratony zawsze służyły, pomimo, że do nich zawsze nie byłem należycie przygotowanym. Teraz też miałem zaledwie miesiąc treningów (ok 400km) a wcześniej to bieganie lajtowe, po 4 razy w tyg przez półtora miesiąca. W tym roku miałem problem z radością biegania, gdyż często dopadało mnie zmęczenie, znużenie, zniechęcenie, itp. Wszystkie zawody to była męczarnia, a treningi w większości to brak luzu biegowego. Udał mi się jedynie ten maraton. Jednak pomimo przeciwności losu nie poddawałem się. Chyba samotność mnie uratowała.
Maraton wystartował z Jastarni o 9.00 a ja od początku ruszyłem z prędkością niezbyt dużą ale wystarczającą na wyrobienie sobie po 5 km (biegłem po ok 4.10) sporej 200m przewagi. Obawiałem się tylko Dzięgielewskiego, zawodnika, który na krótkim dystansie w tym roku napewno by mnie ograł. Wtedy po uzyskaniu takiej przewagi zwolniłem a tętno cały czas oscylowało na niskim poziomie 155 (poniżej 2 zakresu), czując się jakbym leciał wybieganie. Po 20 km zacząłem już czuć ten bieg, wybieganie się skończyło. Dziegielewski po nawrocie przyspieszył, ściągając buty. Jeśli przyspieszył to i ja to uczyniłem, cały czas zachowując przewagę 100-150 m. Mówię- umrę ale mnie nie dogoni. Tętno skoczyło do 180, niekiedy lekko malało a tempo wzrosło do 4.0/ km po plaży, co jest dobrym wynikiem. Również falowanie morza trochę dawało się we znaki. Nawet po takim jednym mocniejszym podmuchu wpadłem do morza po pas, tracąc kilka sekund. Szalona walka o utrzymanie tej przewagi, nie mogłem dać przeciwnikowi informacji, że słabnę. Wręcz przeciwnie miałem siły ale nie byłem przygotowany nie tylko do maratonu ale również do biegu po plaży, tym bardziej. Cały czas biegnąc na boso, odczuwałem bóle stóp, potworne bóle łydek. Końcówka to cały czas potworny ból i bieg siłą woli. Ostatnie 100m po sporym piasku też pokazały, że jestem na wyczerpaniu. Na mecie ledwo co chodziłem, mięśnie łydek były zajechane, wręcz słaniałem się.
Tutaj jest relacja w skrócie i można to zobaczyć
http://www.youtube.com/watch?v=8YMsVLGbpnI
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Master Piernik (2014-01-04,16:21): Gratki !
Fajna relacja!
|