2012-07-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bardzo wymagająca Bielawa (czytano: 730 razy)
Na kolejny maraton jadę w Góry Sowie do Bielawy. Nareszcie start w ładnej pogodzie, chociaż pewnie nie każdy lubi startować gdy temperatura przekracza 32 stopnie, ja lubię.
Góry stosunkowo niskie więc i maraton wydaje się nie być za trudny :-))) Niepokoi mnie tylko wysoka skala trudności jaką określili organizatorzy ten maraton. Ustalono też limit wjazdu na długi dystans 3 godziny, a do przejechania tylko 31 kilometrów. Maraton rozpoczął się od 15 kilometrowego wjazdu na Wielką Sową. Początkowe 11 kilometrów dość łatwe, ale ostatnie 4 kilometry prowadziły już bardzo kamienistym, nierównym szlakiem co bardzo wybijało z rytmu, na niektórych odcinka musiałem prowadzić rower, gdyż przy moich umiejętnościach ten odcinek okazał się dla mnie i dla wielu innych zawodników miejscami nieprzejezdny. Po wjeździe na szczyt niebezpieczny kamienisty zjazd, który to jak wiele innych zjazdów musiałem pokonać na zaciśniętych hamulcach, nie było mowy o odpoczynku, bardzo trzeba było uważać aby panować na rowerem i w razie upadku nie zrobić sobie krzywdy. Na pętli 2 podjazdy miały nachylenie około 20% co nie napawało optymizmem, gdyż wiedziałem, że jadąc dystans giga przyjdzie mi się z nimi zmierzyć jeszcze raz i to będąc już bardzo zmęczonym. Na rozjazd docieram w 2 godziny 45 minut. Średnia prędkość z pierwszego odcinka 12 km/h, jeszcze nigdy nie jechałem tak wolno hihihi :-))) Decydując się na dystans giga wjeżdżam na 2 pętle, jestem już bardzo umordowany, psycha raczej nie pomaga, gdyż wiem co mnie czeka. W czasie ponownego podjazdu pod Wielką Sowę, rozmyślam o sensowności mordowania się na tak trudnych trasach, o sensowności startowania w MTB i o sensowności jeżdżenia dystansów giga gdyż i tak kończę je na szarym końcu. Na drugiej pętli podjazdy o dziwo nie sprawiały mi dużo większej trudności jak za pierwszym razem, jednak zjazdy zjeżdżałem wolniej, koncentracja w wyniku zmęczenia już nie ta, bardzo bolą mnie ramiona, barki, plecy, szyja. Po pokonaniu 2 pętli mam nadzieję na 15 kilometrowy zjazd i jako taki odpoczynek, jednak nie, po drodze były jeszcze 3 podjazdy, przy każdym kolejnym bardzo brzydko przeklinam, a na ostatnim mimo, że jest dość łagodny schodzę z roweru i idę pieszo co też nie jest łatwe. Maraton kończę po 5:32:32. Maraton na 3 różnych dystansach ukończyło około 800 osób, na dystans giga zdecydowało się 59 kolarzy a ja zameldowałem się na 53.
Był to dla mnie bardzo trudny i wymagający wyścig, w dzienniczku treningowym sprawdziłem, że ostatni maraton z dopiskiem „bardzo trudny” jechałem w 2006 roku z Zawoji.
W drodze powrotnej do domu jestem już szczęśliwym, zadowolonym i pełnym optymizmu człowiekiem. Kolarstwo jest piękne. Bieganie też oczywiście. W lipcu przebiegłem treningowo 176 kilometrów co jest najlepszym wynikiem od 12 miesięcy. Zapaliło się światełko i nadzieja, że w bieganiu jeszcze nie jestem stracony.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Aga Es (2012-08-07,23:04): Ja zastanawiam się nad sensownością mordowania się prawie podczas kazdego biegania.A później znów wybiegam następnego dnia na trening;)PS. 176km???To chyba więcej niż światełko w tunelu!
|