2011-12-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| UTMB TDS część VI i ostatnia:) (czytano: 2546 razy)
No i znowu w dół. Wyłączyłem czołówkę bo już zrobiło się w miarę jasno. Pomyślałem sobie że może będzie teraz jakiś bardziej przyjazny szuter albo przynajmniej nieduże kamyki ale już po kilku chwilach straciłem
całą nadzieję . Przed moimi oczami na nowo ukazywały się ogromne kamienie i wysokie schody skalne. Chciałem biec ale nie mogłem tego robić w taki sposób jak bym chciał . Dodatkowo nasilało się we mnie nieobce mi już pragnienie.
Kiedy dostrzegłem pod jedną ze skał, małą strużkę sączącej się wody. Decyzja była natychmiastowa. Ręce w dzbanek i picie do oporu. Tą czynność miałem już zresztą dosyć dobrze opanowaną.
Po chwili na mojej drodze stanął bardzo wartki i głośny górski potok. Najpewniej spływał z samego Blanka. Aby go pokonać trzeba było przejść wąskim kilkudziesięciometrowym wiszącym, chwiejącym się na wszystkie strony mostem.
Nie zastanawiałem się długo. Nie miałem już sił aby dodatkowo się tym stresować. Poszło lepiej niż myślałem.
Niedługo po tym rozpoczęło się ostatnie Tdsowe podejście. Nie było już tak masakrycznie strome i wymagające. Przede wszystkim o wiele krótsze. I najważniejsze raz jeszcze - OSTATNIE!!!!!!!! Ta wizja powodowała że szło mi się już o wiele lepiej.
Jego zwieńczeniem było Belllevue z ostatnią stacją kolejki szynowej na ten szczyt.
To z tego właśnie miejsca większość alpinistów przybywających do Chamonix rozpoczyna swoja batalię o zdobycie Mont Blanka.
Rozpocząłem więc ostatni czterokilometrowy ( o wiele bardziej przyjazny) zbieg który doprowadzić miał mnie do Les Houches. Z tej właśnie miejscowości rozpoczynała swój bieg kolejka na Bellevie. Stopy bolały mnie nieziemsko ale postanowiłem nie rozczulać się już nad nimi. Przecież to już ostatni raz w dół -tłumaczyłem sobie. Wiara we mnie rosła . Zacząłem wyprzedzać innych. To dodatkowo budowało mnie i wydobywało siły których jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej zdawałem się nie posiadać. Gnałem. Tak……… Pędziłem jak szalony. Byłem zaskoczony w jaki sposób biegnę, jak skaczę i skąd we mnie ta energia. Wizja celu na wyciągnięcie ręki i łagodnych ,ostatnich ośmiu kilometrów była niesamowita.
W Les Houches znajdował się ostatni punkt z piciem. Z impetem wpadłem na niego i na dzień dobry jednym haustem wypiłem prawie litr Coli. Spędziłem na nim może minutę. Po upływie tego czasu z impetem ruszyłem na ostatni ośmiokilometrowy etap. W porównaniu do wcześniejszego profilu trasy , teraz biegło się prawie po płaskim. To było to na co czekałem. Moje nogi teraz czuły się dużo , dużo lepiej. Cały czas i nieprzerwanie biegłem. Moja szybkość jak na 112 górskich kilometrów w nogach była naprawdę imponująca.. Co jakiś czas kogoś mijałem. I to nie jakichś kuśtykających maruderów ale ludzi biegnących ,tylko że sporo wolniej ode mnie. Jednym słowem szalałem.
I nagle gdzieś w jednej trzeciej ostatniego odcinka ni stąd ni z owąd wyprzedził mnie skośnooki facet. Byłem tym faktem z lekka zaskoczony bo przecież pędziłem a przywilej wyprzedzania do tej pory należał wyłącznie do mnie.
Postanowiłem że będę się go jak najdłużej trzymał. Wyrównałem więc do jego tempa i w stałej , niezmiennej odległości około piętnastu metrów trzymałem się jego pleców.
Trasa była lekko pofałdowana . Co jakiś czas pojawiały się kilkudziesięciometrowe podbiegi na których trzeba było znacznie zwalniać. Nie były już jednak tak wymagające więc cały czas można było biec. I na takim właśnie podbiegu mniej więcej na cztery kilometry przed metą postanowiłem wyprzedzić Japończyka.. Próbował jeszcze chwilę ze mną walczyć ale po kilkuset metrach poddał się i zwolnił. Nie oglądając się za siebie dawałem teraz ile fabryka dała.
Nie mogłem doczekać się kiedy wreszcie ukażą mi się urokliwe uliczki i malownicze kamienice Szamoniksu. To oznaczało by bowiem że jestem już naprawdę bardzo blisko celu.
W końcu się doczekałem. Miasto dopiero budziło się ze snu. Restauratorzy i obsługa okolicznych knajpek zaczęli ospale i powoli porządkować stoliki i krzesła ustawione na zewnątrz lokali. Widząc mnie, nagle się ożywiali , zaczynali mocno dopingować i klaskać z uznaniem. Im bliżej znajdowałem się centrum Chamonix w którym to właśnie usytuowana była Meta tym więcej ludzi zapełniało pobliskie uliczki i skwery. Brawa i motywujące mnie okrzyki rosły wraz z kolejnym pokonywanym przeze mnie metrem. Z każdym krokiem wypełniałem się co raz większym uczuciem szczęścia i wzruszenia.
W ten sposób pokonałem kilkaset przecudownych metrów .
W pewnym momencie skręciłem ostro w lewo i zobaczyłem przed sobą kolorowe banery mety a za nią kameralny biały kościółek który jest nierozłączną wizytówką UTMB. Biegłem teraz w szpalerze krzyczących i bijących brawo ludzi. Spiker zawodów dodatkowo podbijał atmosferę i skandował moje imię. Rosły mi skrzydła. Podniosłem kijki do góry w geście triumfu i po krótkiej chwili przekroczyłem linię METY. Popatrzyłem na zegarek była 8:57.
Gdy lekko ochłonąłem ubrałem na siebie swój wymarzony, otrzymany na mecie, błękitny bezrękawnik FINISHERA- UTMB TDS. Był mój:))
p.s.
Pokonanie około 120 kilometrowej trasy zajęło mi 23:57:00
Zająłem 200 miejsce na około 1200 osób które wystartowały.
Adaś zajął świetne 396 miejsce z czasem 27:06:28
Wyniki wszystkich Polaków którzy ukończyli UTMB TDS:
153. Marcin Rosłoń 23:25:12
200. Robert Korab 23:57:00
262. Zimny Oskar 25:00:01
396. Adam Goebel 27:06:28
436. Arkadiusz Kożmin 27:31:16
442. Mariusz Blachowiak 27:37:39
586. Piotr Kusiak 29:33:22
639. Mariusz Wilk 30:13:17
640. Leszek Walczak 30:13:17
640. Lidia Walczak 30:13:17
643. Mirosław Laskowski 30:16:08
Ze względu na wydłużoną o 8 km trasę wydłużono również limit na ukończenie biegu do 34 godzin. Mimo wszystko TDSa nie ukończyło blisko 400 osób czyli około 30% wszystkich startujących.
Poniżej moje międzyczasy i miejsca na poszczególnych punktach kontrolnych.
Godzina Czas Miejsce
Col Checrouit
(10:16) (01:15:16) (552)
Col de la Youla
(11:30) (02:29:22) (489)
La Thuile
(12:50) (03:49:26) (488)
St-Bernard
(14:34) (05:33:53) (430)
St-Maurice
(16:19) (07:18:55) (363)
Fort du Truc
(17:36) (08:35:16) (294)
Cormet de Roselend
(20:38) (11:37:26) (267)
Entre-deux-Nants
(23:50) (14:49:56) (234)
Col du Joly
(01:41) (16:40:35) (235)
Les Contamines
(03:38) (18:37:52) (213)
Col de Tricot
(06:58) (21:57:05) (223)
Bellevue
(07:13) (22:12:42) (219)
Les Houches
(08:03) (23:02:58) (210)
Chamonix
(08:57) (23:57:00) (200)
A teraz myślę o fajnej liczbie 166
Dzięki Wodzu!!!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kedar Letre (2011-12-10,20:28): No normalnie..... wzruszyłem się....Dzięki Trebi. Że też Ci się chciało jeszcze ścigać po setnym kilometrze :) mamusiajakubaijasia (2011-12-10,20:54): Królewiczu, Ty kosmitą jesteś po prostu. I nigdy nie przestałeś nim być. W zasadzie mogłabym Ci teraz napisać dokładnie taki sam list, jaki napisałam Ci po biegu 24-godzinnym, ale...nie napiszę. Za to głęboko i z wielkim szacunkiem Ci się kłaniam:) Rób to dalej:) Szczęścia, Robercik:))))) dario_7 (2011-12-10,21:18): O żesz Ty!!!!... To najpiękniejszy opis biegu górskiego jaki kiedykolwiek czytałem!!!... Jeszcze raz WIELKIE GRATULACJE... WIELKI ULTRASIE!!!... Pomimo bólu i cierpienia jakie tam czekają śmiałków... marzę! :))) Grażyna W. (2011-12-10,23:37): Roberciku, jesteś po prostu niesamowity, wciąż Ciebie podziwiam, no i zazdroszczę formy i oczywiście odwagi. Opis super. Pozdrawiam serdecznie :) adamus (2011-12-11,19:59): Robertas... Ja swojego Blanka zdobyłem dopiero za drugim podejściem po 2 latach przerwy. Ty natomiast swojego Blanka złoiłeś za pierwszym razem, jesteś WIELKI!!!!!!! adamus (2011-12-11,20:02): I zmień proszę w tym wpisie nazwę stacji kolejki z Bellevie na Bellevue.... Wiem bo byłem przy niej już dwa razy:) mpiotrowski (2011-12-12,10:30): Piękny opis. Mam nadzieję, że spotkamy się w przyszłym roku na stokach Blanka i będzie mi dane przeżyć podobne doświadczenia :) Viper (2011-12-12,16:04): Wielki szacun..., przy tym maraton wydaje się dziecinną igraszką... dzięki :D TREBI (2011-12-15,08:34): Dziękuję bardzo za miłe słówka Moi Drodzy:) TREBI (2011-12-15,08:34): Dziękuję bardzo za miłe słówka Moi Drodzy:) Wojtek_Tri (2011-12-19,22:49): Jeszcze raz gratulacje. Piękny wynik i doskonały opis biegu. ADAMS (2011-12-21,08:23): Pięknie napisane kolejna wielka przygoda za nami,Mega Bieg!!
Poza najdalej wysuniętym bastionem zmęczenia i bólu odkryjemy pokłady mocy i ukojenia, o jakie samych siebie nie podejrzewaliśmy; źródła obfite i nienapoczęte, ponieważ nigdyśmy wcześniej się do nich nie przebili. William James
Wielkie Dzięki Grenadierze- Gwardia nigdy się nie cofa!!!!!!
Przemek_G (2011-12-22,14:00): Piękna relacja, ekstra wspomnienia. Gratuluję sukcesu:) Henryk W. (2014-12-24,08:48): Gratulacje:) Spózżione o parę lat:) TREBI (2014-12-24,15:50): Dzięki piękne Heniu za to że wytrwałeś do końca tekstu również ;)
|