2011-08-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Życie cudem jest! :) (czytano: 1670 razy)
Biegowe, prywatne, zawodowe - każde! Tylko zależy jak na nie patrzymy i co chcemy w nich osiągnąć. Dają nam dużo możliwości, które bardziej lub mniej wykorzystujemy.
Do tego wniosku doszedłem teraz w trakcie roku, który określiłbym jednym słowem: dziwny. Ale może tak właśnie ma być??
Powiedzieć, że dawno tutaj nie zaglądałem byłoby oczywistym sarkazmem tym bardziej, że obiecałem sobie często uzupełniać tego bloga. Niestety nie jestem zbyt pilny w pisaniu dzienników czy pamiętników ( a teraz i bloga )dlatego piszę dopiero teraz.
Moja walka z kontuzją kolana i wrastającym paznokciem jeszcze się nie zakończyła chociaż obydwie sprawy zmierzają w dobrą stronę co pozwala mi wierzyć, że w tym roku uda mi się jeszcze wystartować w planowanych biegach. Póki co urlop rozpocząłem maratonem w Gdańsku, który okazał się dla mnie zaskakującą przygodą (rodem z filmu "Podróż za jeden uśmiech") która zostanie do końca w mej pamięci. Co prawda samotna 18-sto godzinna jazda pociągiem do Gdyni nie była zbyt przyjemna, to jednak trudy podróży wynagrodziło mi morze z piękną pogodą, którą doceniłbym jeszcze bardziej gdyby nie coraz mocniejszy ból głowy, który ustąpił dopiero na sali noclegowej po tabletce Pyralginy i kilku godzinach snu. W środku nocy obudziła mnie pewna tajemnicza persona, która ni stąd ni zowąd pojawiła się późnym wieczorem. Dopiero na drugi dzień dowiedziałem się, że gościu z milionem siatek jest bezdomnym maratończykiem z pokaźnym dorobkiem biegowym. Wcześnie rano pobudka, szybkie śniadanko, parę zdań z miłą panią z Poznania i udałem się na Start. Pogoda zachęcała do aktywności (zwłaszcza maratońskiej) - mżawka przechodząca w deszcz. Idealnie!
Jeszcze przed startem zacząłem się rozglądać za moim znajomym trenerem z AWF"u, który tak jak ja miał uczestniczyć w tym maratonie. Po dłuższej chwili doszedłem do wniosku, że ciężko mi będzie go wypatrzyć w tłumie ponad 600 osób także począłem się ustawiać w odpowiednim dla mnie miejscu przed linią startu. Gdy już stałem gotowy do biegu przed moimi oczami jak z podziemi wyłoniła się sylwetka mojego znajomego instruktora :)
Od słowa do słowa i już za nami było 5km. Czas leciał szybko i przyjemnie. Trochę jakby ktoś zagiął rzeczywistość :p ale tak to jest jak głowa zajęta czymś innym niż ciało. Wtedy z wielu rzeczy nie zdajemy sobie sprawy a zwłaszcza z upływu czasu. Z panem Mirkiem biegłem do 21km. Dzięki niemu utrzymałem piękne tempo w pierwszej połówce i udało mi się osiągnąć niezły końcowy czas 3:54 jak na to co trenowałem przez wakacje. Szydło z worka wyszło po 30 km, gdzie wydawało mi się, że dobiegnięcie do 35 km trwało całe wieki. Później było już tylko lepiej. Świadomość bliskiego zakończenia biegu dodawała otuchy.
Jeszcze w czasie biegu pan Mirek proponował mi zostać na jakiś czas w Gdańsku. Gdy usłyszałem, że jest na obozie z gimnastykami (mam tam znajomych) nie wahałem się ani chwili. Dwa dni które spędziłem nad morzem okazały się strzałem w dziesiątkę. Odpocząłem, zwiedziłem Gdańsk, Sopot na spokojnie no i oczywiście spędziłem długie godziny spacerując i opalając się. Tego mi było trzeba!
Jutro mam egzaminy do JRG Chrzanów, we wrześniu Krynica, Bytom może Warszawa, a w Październiku Poznań. Byleby by sił starczyło, a zawsze będę zwycięzcą - bez względu na wszystko!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |