Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 690 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Prokom Gdynia Maraton 75
Autor: Krzysztof Grzybowski
Data : 2002-02-18

Po otrzymaniu informacji o tym biegu długo się zastanawiałem czy jest warto i sens o tej porze roku jechać na bieg o tak długim dystansie. Bieg zaplanowano na 10 lutego (sobota), na dzień w którym mijała dokładnie 75 rocznica nadania praw miejskich Gdyni. Na dwa tygodnie przed biegiem podjąłem męską decyzję – jadę i biegnę cały dystans. O podjęciu tej decyzji zadecydowało głównie uczucia sentymentalne. Po raz pierwszy na wczasy po skończeniu nauki pojechałem z moją wtedy przyszłą żona do Gdyni w sierpniu 1975 r. Spędziliśmy je tam wspaniałe i do teraz wspominam spotkanych tam dla nas całkiem obcych ludzi u których wtedy gościliśmy. Były to moje ostatnie kawalerskie wakacje, po których niespełna rok później wziąłem ślub. Także byłem dopingowany przez moją matkę, która w czasie okupacji w Gdyni spędziła tam swoje najlepsze lata młodości i do teraz mieszka w Trójmieście moja bliższa i dalsza rodzina. Z kondycją było gorzej, ale jechałem tam tylko po to, żeby uczcić rocznicowe święto przebiegniętymi 75 km, kończąc bieg w limicie czasu jakie było 8 godz.


Do Gdyni wybraliśmy się w czwórkę: wraz ze mną pojechała żona Krystyna i koledzy klubowi Tomek Jałowski i Grzegorz Miłota. Żona początkowo nie chciała jechać, tłumacząc się słabym wybieganiem, lecz wjechałem jej na ambicje. W tym bardzo pomagali mi synowie, twierdząc: jedz nad morze i dotleń się, a my w tym czasie będziemy mieli wolną “chatę”:-))). Po przygodach na trasie podróży (później się dowiedziałem że to z winy PKP) dotarłem wraz z Tomkiem do sekretariatu biegu przed godz.16:00 pamiętając zarazem, że zgłoszenia mają być przyjmowane tylko do tej godziny (po drodze zostawiłem u kuzynki w Sopocie cały sprzęt sportowy). Żona w raz z kolegą Grzegorzem mieli dołączyć do nas później.


Gdynia przywitała nas deszczem, choć później rodzina mi powiedziała że rano była piękna słoneczna pogoda. Sekretariat usytuowany został w dzielnicy Gdyni-Redłowo w kompleksje sportowym stadionu “Bałtyk”, na GOSiR (Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji) – główny organizator biegu, trafiliśmy “bez pudła”. Przyjęły nas bardzo urocze i miłe młode dziewczyny, które obsłużyły nas bardzo szybko i sprawnie (wypełnienie zgłoszenia, lekarz, opłata startowa – 25 zł, ewentualnie rezerwacja miejsca na sali gimnastycznej) Poinformowały nas, że zgłoszenia przyjmowane będą do godz 22 i jeszcze na drugi dzień rano. Nie musiałem żona z kolegą zapisywać, spokojnie dojadą na miejsce i zdążą się zapisać. W ramach wpisowego każdy uczestnik otrzymywał ładną koszulkę, 2 bony żywieniowe i specjalne identyfikatory, które uprawniały do bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej Gdyni w dniach 8-11 lutego. Po załatwieniu wszystkich formalności, udaliśmy się na uroczyste otwarcie biegu, które zaplanowano na godz.18:00 w Centrum Gdyni na skwerze Kościuszki w niedawno otwartym Centrum Kultury i Rozrywki “Gemini”. Otwarcie rozpoczęło się punktualnie o godz 18 prezentacją sponsorów biegu. Dalsza przyjemność oglądania otwarcia ominęła mnie, gdyż musiałem się udać na dworzec po żonę, która miała właśnie z kolegą przyjechać. Miałem pecha, nie przyjechała. Wróciłem z powrotem przed godz 19 na zakończenie. Na prezentacja i wręczenie numerów startowych zawodnikom z listy Top – 10 już nie zdążyłem, lecz dużo nie straciłem. Znam osiągnięcia większości zawodników i spotykam się z nimi na wielu zawodach. Po skontaktowaniu się telefonicznym z żoną okazało się ze uciekł jej pociąg w Bydgoszczy i przyjedzie około godz. 20. Uspokojony tą informacją mogłem raczyć się degustacją piwa w gronie kolegów ;-). Nie miałem już ochoty na danie kuchni wietnamskiej przygotowane przez organizatorów, choć koledzy zapewniali że w smakowało super. Przed godz. 20 udałem się na dworzec gdzie w końcu spotkałem z druga częścią naszej ekipy, która widać “uwielbia” bardzo podróże koleją :-)). Powiało optymizmem – jesteśmu w komplecie , akurat przestało padać i się niebo rozpogadza. daliśmy się do biura zawodów, gdzie ciągle były przyjmowane zgłoszenia. Pomimo tylu godzin pracy sekretariatu (godz.10–22) żonę z kolegą obsłużono bardzo szybko i sprawnie, więc mogliśmy się udać na upragniony odpoczynek. Koledzy udali się na salę gimnastyczną, my zas pojechaliśmy do Sopotu, gdzie o godzinie 23 połozyliśmy się spać.


Pobódka o godz. 6 i od razu pierwsze kroki do okna. Wielka ulga i radość – na dworze piękna, słoneczna pogoda. Po spakowaniu niezbędnego sprzętu do biegowego i zjedzeniu posiłku, brat zawiózł nas samochodem na plac Grumwaldzki, usytuowanym przy Teatrze Muzycznym. Z daleka widać było zawodników rozgrzewających się do biegu. Przy lini startu postawiony został namiot gdzie swobodnie można było się przebrać i zanieść ubrania do przygotowanej obok przechowalni. Po krótkiej rozgrzewce i zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć staneliśmy na lini startu. Punktualnie o godz.8 rozbrzmiał hym narodowy, a po nim Unii Europejskiej. Następnie prezydent miasta, Wojciech Szczurek dał sygnał do startu.


Trasa składała się z 5 km pęli, wiodła ona Bulwarem Nadmorskim, częściowo Skwerem Kościuszki i główną ulicą miasta, Świętojańską. Większość trasy składała się z nawierzchni asjaltowej (70%), kostki betonowo–brukowej (15 %) i naturalnego gruntu, który po nagrzaniu przez słońce, przemienił się w błotnistą pułapkę, którą trzeba było omijac biegnąć pobliskim trawnikiem. Był też krótki odcinek po górkę (20-30m). Maksymalny do przebiegnięcia dystas był 75 km, lecz nie był on obowiązkowy. Każdy z biegaczy mógł przerwać bieg po przebiegnięciu okrązenia i skończyć go na lini mety w specjalnej strefie. Była możliwość - po uprzednim zgłoszeniu sędziemu - w specjalnej strefie zejść z trasy, ogrzać się, odpocząć i ponownie ruszyć na trasę. Każdy uczestnik kończący bieg, bez względu na pokonany dystans otrzymywał na lini mety dyplom uczestnistwa i wieszano mu na szyi ładny medal. Trasa biegu była całkowicie zamknięta dla ruchu i była pilnowana przez policję, straż miejską, harcerzy, oraz konne patrole policji z którymi spotkałem się na zawodach po raz pierwszy. Na trasie biegu rozlokowano aż trzy punkty żywieniowe. Na punktach herbata, kawa cappucino, woda niegazowana (wszystko w według uznania: zimne, ciepłe lub gorące) parę rodzajów ciastek (bardzo smaczne) i banany.


Na trasę biegu ruszyło 146 śmiałków w tym 5 kobiet z zamiarem pokonania różnych dystansów. W czasie rozpoczęcia biegu panowała słoneczna pogoda. Ruszając na trasę miałem z góry zaplanowany plan ukończenia całego 75 km biegu. Żona nastawiła się na pokonanie dystansu 10 km, co z powodzeniem wykonała. Po ukończeniu biegu brat zawiózł Ją do Sopotu gdzie po wykąpaniu się i odpoczynku przyjechała z powrotem na trasę, aby mnie dopingować. Klubowi koledzy też przyjechali po to żeby ukończyć pełny dystans i sobie postanowione zadanie wykonali bardzo dobrze. Do biegu byłem bardzo dobrze przygotowany psychicznie (a to połowa sukcesu), lecz z kondycją mogło być gorzej. Dlatego piewsze 30 km przebiegłem spokojnie według planu, pokonując je w 2 godz 32 min. Do 40

km szło jeszcze dobrze, lecz jak przewidyawłem po minięciu tego dystansu dopadł mnie mocny kryzys, który trzymał mnie przez następne dwa okrążenia. Zrobiło się dość ciepło. Miałem ochotę częściowo się rozebrać, lecz wiejący lekki, zimny wiatr odwiódł mnie od tego. Przechodząc w system pokonywania dystansu bieg - trucht – bieg, mogłem podziwiać o tej porze roku piękno polskiego morza. A było piękne. Na falach pływały dostojnie łabędzie, a wokół nich spore stado dzikich kaczek. Nad głowami licznie przybyłej nad morze spacerowiczów, w powietrzu mewy wykonywały przeróżne akrobacje mające na celu złapania w locie rzucone w powietrze kawałki chleba, lub bułki. Po minięciu 50 km minął kryzys, wstąpił we mnie duch bojowy i pewność że ukończę cały dystans, tym bardziej że na pokonania pozostałych 25 km miałem prawie 3,5 godz.. Do dalszej walki z dystansem zdopingowali towarzyszący mi prawie przez dystans jednego okrążenia 75 żołnierze z Centralnej Składnicy Marynarki Wojennej z Pogórza, którzy w polowych mundurach, ze śpiewem na ustach w stylu wojska amerykanskiego, pokonała 5 km z uśmiechem na twarzy. Skończyła się przyjęmność, a zaczął się typowy bieg na ukończenie: odcinki biegu i chodu, pod górkę chód, a z niej bieg. Na punktach żywieniowych posilałem się żeby nabrać siły do dalszego biegu. W tych ostatnich trudnych chwilach biegu nie zawiodła przybyła już z Sopotu żona, dopingując mnie do wytrwałej walki z dystansem. Im bliżej mety, czułem się lepiej i pokonywanie następnych kilometrów było coraz szybsze. Na metę wpadłem z uśmiechem na usta w obięcia przystojnej dziewczyny, która gratulując mi pokonania tego morderczego dystansu powiesiła na szyi medal i wręczyła dyplom uczestnistwa. Z czasu osiągniętego na mecie – 7:46:01 byłem bardzo zadowolony. Obok czekała już z gratulacjami żona, z którą poszłem do namiotu, gdzie przebrałem się w ubranie przez nią przygotowane. Następnie udaliśmy się na dworzec kolejki trójmiejskiej z której pojechaliśmy do Sopotu wykąpać się i odpocząc po trudach biegu.


Przed godz 20 byliśmy z powrotem w Gdyni i udaliśmy się do Centrum Kultury i Rozrywki na zaplanowane tam zakończnie całej imprezy. Na pierwszym piętrze ( ruchome schody - jaka ulga dla zmęczonych nóg ;-)) ) zarezewowane zostały na środku sali stoliki dla uczestników biegu. Tym razem skorzystałem z bonu żywieniowego otrzymanego od organizatorów w ramach wpisowego. Kuchnia wietnamska spisała się na medal – spora porcja zielonego ryżu (pierwszy raz taki jadłem) polanego sosem z kawałkami delikatnego kurczaka i do tego surówka (palce lizać). A do polepszenia apetytu - kufelek dobrego piwa. Uroczystość rozpoczęła się parę minut po dwudziestej podczas której wręczono nagrody w klasyfikacji generalnej, następnie uhonorowano zwycięzców w klasyfikacjach wiekowych i wręczono specjalne nagrody – niespodzianki. Po skończonej uroczystości i otrzymamiu komunikatów końcowych biegu (pełny dystans 75 km pokonało 58 zawodników w tym jedna kobieta) jeszcze dłuższą chwilę rozmawialiśmy i umawialiśmy się z kolegami na następne imprezy biegowe. Koledzy udali się na nocny pociąg do domu, a my u kuzynki w Sopocie “wylądowaliśmy” po godz. dwudziestej drugiej. W niedzielę rano pogoda trochę się popsuła, lecz nie zniechęciła nas do wybraniu się na Sopockie Molo i spaceru po plaży. Po południu przyjechał brat i zabrał nas do siebie. Do domu bez żadnych niespodzianek i z bagażem pełnym wrażeń wróciliśmy w poniedziałkowe popołudnie (12.02 ).


Podsumowanie imprezy:


trasa biegu została profesjonalnie przygotowana i zabezpieczona przed nieproszonymi osobami,


punkty żywieniowe bardzo dobrze zaopatrzone (ciastka, banany, kawa, woda),


bardzo sprawnie i sympatycznie prowadzone biuro zawodów,


zafundowanie zawodnikom darmowe poruszanie się komunikacją miejską ( 08 – 11.02 ),


sprawna komunikacja miedzy metą, a sztanią na GOSiR,


dobrze zabezpieczone szatnie na lini startu – mety,


świetne dania kuchni wietnamskiej, zafundowane nam przez organizatorów w ramach bonów żywieniowych,


bardzo ładny medal pamiątkowy i gustownie zrobiona koszulka,


na mecie bogaty program artystyczny,


dla uatrakcyjnienia zawodów odbyły się biegi towarzyszące.


i za to należą się DUŻE BRAWA



Minusami imprezy było:


- brak klasyfikacji kobiet ( czyżby organizatorzy nie darzyli ich sympatią według

przysłowia: “ baba z wozu, koniom lżej” ),


słaba reklama biegu w Trójmieście, a szczególnie w Polsce,


niefortunne wybranie miejsc na otwarcie i zakończenie inprezu, gdyż panował duży hałas robiony przez całkiem przypadkową młodzież, która rozpraszała nastrój wielkiej imprezy jakim był ten bieg, oraz wyganianie ich - pomimo rezerwacji - z zajmowanych stolików,


słabe zainteresowanie mieszkanców miasta zawodami na trasie i mecie.


Bieg ten po usunięciu drobnych niedociągnięć ma bardzo duże szanse stać się najlepszymi zawodami biegowymi w Polsce. Tym bardziej, że ma duże wsparcie w władzach miasta, a nad organizacją i przebiegiem czuwa nasz czołowy supermaratonczyk Andrzej Magier.


Korespondent serwisu "Maratony Polskie"
Krzysztof Grzybowski
e-mail:bigfut@poczta.onet.pl
tel.( 095 ) 729-34-84



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
¦migło
23:06
grzedym
23:05
soniksoniks
22:33
42.195
22:10
fit_ania
22:10
Citos
21:35
heelmaes
21:29
Marcin Kaliski
21:13
BULEE
20:59
uro69
20:55
Admin
20:35
Raffaello conti
20:31
Wojciech
20:26
gpnowak
20:26
eldorox
20:18
UKS ATOS WoĽnice
20:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |