2014-09-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Co ja zapamiętam z II Letniego Biegu Piastów? (czytano: 1080 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.bieg-piastow.pl/index.php/letnibp/o-biegu
Druga edycja Letniego Biegu Piastów odbyła się w ostatnią sobotę sierpnia 2014. Mam obawy, że w tym roku nie będzie już takiej letniej soboty. Start był z Polany Jakuszyckiej (882 m n.p.m.), z asfaltowej drogi, tuż obok strzelnicy biatlonowej. W tym samym miejscu ulokowana była też meta. Start był wspólny dla biegnących dwie pętle - Półmaraton Górski (21 km) - limit 500 osób oraz jedną pętlę - Jakuszycką Dziesiątką (10 km) - limit 200 osób.
Najpierw 300 m po asfalcie, potem zakręt w lewo i 106 m w pionie (na 988 m n.p.m.) na stromym podbiegu o długości 1.200 m. Zaraz szaleńczy zbieg na 830 m n.p.m., na odcinku 2.700 m. Tuż po 4 km pierwszy punkt odżywczy i zaraz za nim długaśny, ale już nie tak stromy podbieg: na wysokość 958 m n.p.m. przez 4 km. Właśnie tuż po 8 km zbiegliśmy ze szlaku w prawo na torfowisko. Przez kilkaset metrów było dość grząsko i mokro. Moje lekkie równinne buty trochę przemokły. Za torfowiskiem już tylko zbieg do końca pętli. I zabawa od nowa.
Czas zwycięzcy półmaratonu, Piotra Holly, to 01:19:17. Bieg ukończyły 344 osoby. Czas zwycięzcy dychy, Dariusza Kruczkowskiego, to 00:39:20. Dziesiątkę ukończyły 232 osoby. Jak to się ma do limitów? Może część zapisanych na półmaraton postanowiła skończyć w połowie połówki?
Co ja zapamiętam z II Letniego Biegu Piastów?
Po pierwsze na pewno to, że był to mój debiut w biegu górskim. Późny to debiut, ale zdążyłem przed czterdziestką. Jakoś wcześniej było mi nie po drodze, bo startuję przede wszystkim blisko domu, czyli w płaskiej jak stół Wielkopolsce. A jeśli już gdzieś dalej, to jechałem raczej na maraton do wielkiego miasta. Debiut udany, bo górską trasę półmaratonu chciałem przebiec poniżej 2 godzin i zrobiłem to jeszcze z ponad dwuminutowym zapasem, a co więcej nie padłem za metą na twarz.
Po drugie, zapamiętam piękne okoliczności przyrody Gór Izerskich. Chociaż chłonąłem je w skali makro raczej tylko podczas rozgrzewki i na niewielkich odcinkach płaskich. Przez pozostały czas biegu, pozostawała mi skala mikro, czyli skupienie na kamieniach, korzeniach i kałużach. A dokładnie na ich unikaniu. Poszło mi wzorowo, bez skręceń, potknięć czy upadków. Powietrze czyściutkie, trasy i lasy czyściutkie, pogoda rewelacyjna – czasem słońce, czasem chmura, czasem kapuśniaczek. Wymarzone miejsce i czas na bieganie. A i godzina startu – 11h – pozwoliła na wyspanie się oraz spokojne nieśpieszne oddanie się przedbiegowemu ceremoniałowi.
Po trzecie, zapamiętam bardzo miłą obsługę biura zawodów, świetną atmosferę na starcie i mecie, Wszystko przygotowane i przeprowadzone bez najmniejszego zarzutu. Zwiększenie limitu do 700 uczestników zupełnie nie pogorszyło jakości imprezy. Dobra koszulka techniczna Salomona, ładny medal, czyste toi-toie, makaron po biegu w wersji dla wegetarian lub wszystkożerców - to tylko dopełniło całości. Na wielki plus – udział firmy Enervit w obsłudze biegu, częste punkty z izotonikiem oraz żel-koncentrat po połowie dystansu – przydały się bardzo!
Po czwarte, zapamiętam strażników granicznych przebranych za psy maskotki – atak śmiechu na kilka minut przed startem był świetnym rozluźnieniem i jednocześnie rozgrzewką. Dziękuję Ci o Straży Graniczna!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |