Pomimo niepokojących dźwięków dobiegających zza cienkiej ścianki namiotu noc minęła spokojnie. To nasz pierwszy nocleg w Serengeti – w jednym z największych terenów chronionych na świecie. Blisko 15 tysięcy kilometrów kwadratowych parku narodowego, więcej niż powierzchnia województwa lubuskiego. Kemping jest nieogrodzony, a zwiastunem tego co działo się w nocy było stado hien swobodnie przechadzających się pomiędzy namiotami. Kiedyś myślałem, że hieny to takie duże, nieco zdziczałe psy. Już tak nie myślę. Ich charakterystyczny głos przypominający śmiech towarzyszył nam przez całą noc – jakby się zwoływały i coś knuły. A to tylko jeden z dźwięków Afryki który nie dawał zasnąć...
Tym razem jednak będzie nie o dźwiękach zza namiotu, ale o dźwiękach duszy. Od wczoraj terenówką wiozącą nas po safari podróżuje także pewna Luksemburka. Lucy. Kobieta lekko po pięćdziesiątce, dobrze utrzymana, możliwe nawet że to Królowa Luksemburga – gdy tylko wsiadła do samochodu oznajmiła stanowczym tonem, żeby nie robić jej zdjęć. Żeby pod żadnym pozorem jej osoba nie znalazła się w jakichkolwiek mediach społecznościowych. Nie życzy sobie tego i już. Absolutnie nie jest skłonna na ten temat pertraktować.
Cechą charakterystyczną Lucy jest stanowczość. Stanowczo oczekuje, żeby nie przekraczać jej strefy komfortu – co jest tym trudniejsze, że jest nas w terenówce w której spędzimy trzy dni – pięć osób plus kierowca. Lucy stanowczo oczekuje żeby nie wiał na nią wiatr z mojego okna, żebym nie kiwał się nad nią na nierównościach terenu ani żeby moje kable nie przesuwały się na jej część wspólnej półki przeznaczonej na aparaty fotograficzne – mimo, że jej nie wykorzystuje.
Wieczorem Lucy stanowczo jest niezadowolona że będzie musiała jutro czekać pół godziny w samochodzie gdy my pójdziemy oglądać kolebkę ludzkości – wąwóz Olduvi. Wejście tam kosztuje dodatkowe 50 dolarów ale ona stanowczo nie chce ich wydać. Stare małpy, zwłaszcza wymarłe, nie interesują jej nawet pomimo tego, że są przodkami człowieka. Może i naszymi są, to by nawet wiele tłumaczyło. Ale na pewno nie są to jej przodkowie…
Byłbym jednak niesprawiedliwy gdybym napisał, że nasza współtowarzyszka podróży jest denerwująca. Lucy sprawia wrażenie bardzo opanowanej i ułożonej – po prostu jest konsekwentna w wyrażaniu swojego niezadowolenia. To typ kobiety którą na pierwszy rzut oka chcesz zaprosić do tańca, a na drugi… chcesz odprowadzić do stolika i uciec daleko by nie zniszczyć sobie życia.
Lucy sprawia wrażenie, jakby właśnie odbywała podróż rozwodniczą. Wiecie co to takiego? To podróż odwrotna od podróży poślubnej. W końcu wolność, w końcu można być stanowczym po swojemu, w końcu można pojechać na koniec świata i zobaczyć to, co zawsze się zobaczyć chciało. Po swojemu. Stanowiąc własne prawa. Samotna podróż do Afryki pozwala wydobyć dźwięki swojej duszy. Dźwięki które szczekają i wyją jak hieny nocą, ale są to jej dźwięki, które w końcu może z siebie wydobyć. Dość z mężczyznami zabierającymi jej wiatr.
Ta historia nie ma happy endu. Pierwszego dnia Lucy próbowała ustanawiać prawa rządzące wspólnym wyjazdem do parku narodowego. Gdy jej próby kończyły się powodzeniem, przechodziła do kolejnej bitwy. Gdy przegrywała, obrażała się w coraz mniej dyskretny sposób na wszystkich, nie wnikając w powody przegranej.
Następne dni były dla mnie niezwykłą nauką destabilizacji charakterów. Drugiego dnia rano na bohaterkę tej opowieści zaczęły spadać ciosy, które kobiecie trudno jest odpierać. Zwłaszcza samotnej, zwłaszcza w Afryce. Pierwszy cios przyszedł w środku nocy – to wspomniane już wcześniej wędrujące po kempingu i śmiejące się w ciemnościach hieny. Dla kobiety siedzącej w namiocie i czekającej na poranek… takie wycie nie jest sympatyczne. Niestety wschód słońca nie był wcale lepszy. Pobudka o 6 rano i wyjazd na wschód słońca w buszu… A gdzie pięknie podana do stoliczka kawa, relaksacyjny papierosek i na biało ubrani kelnerzy? W filmach o Afryce tak właśnie wyglądały poranki, które zaplanowała...
Tymczasem realia safari – zwłaszcza w wersji ekonomicznej – bywają brutalne. To Afryka. Szybka kupa robiona w kucki i trzeba jechać. Jeszcze ciemno, a czwórka jej prześladowców już w terenówce. Auto kołysze się na wszystkie strony, telefonem nie da się zrobić żadnego zdjęcia – wszystkie są rozmazane! Bywa, że słoń czy żyrafa pojawiają się nie z tej strony auta – wtedy wszyscy buciorami wchodzą na swoje siedzenia i wystawiają głowy przez dach… Ale jej nie wypada. Już sam widok czyichś buciorów jest wystarczająco obrzydliwy. Lucy nie złamie się i przez trzy dni ani razu nie wespnie się na siedzenie by sfotografować słonia – i to jej jedyny triumf, więc tym bardziej ważny i cenny.
Najbardziej męczące jest dla niej ciągłe patrzenie, że inni mają lepiej. Zdarza się że w mijanych terenówkach widzimy tylko dwie a nawet jedną osobę. A nas piątka. Nikt nie powiedział że będzie ciasno, że bagaże będą leżały w przejściu, że nie będzie można wysiąść na papierosa w chwili kryzysu. Tymczasem wyglądająca jak modelka Rosjanka którą mijamy kilka razy, podróżująca w pięknym Land Roverze u boku młodego Rosjanina, ma auto całe dla siebie… Tak miała wyglądać podróż Lucy w jej marzeniach. Świat jednak uknuł spisek.
Czarę goryczy przelewają Polacy, którzy robią w środku dziczy test na covid-19. Trwa to ponad godzinę, a ona musi czekać i nic nie robić. A przecież zapłaciła. Protesty i złość nie pomagają, zabrano jej godzinę patrzenia w okno – akurat tę godzinę którą planowała opowiadać w nieskończoność po powrocie do domu. Co dziwne demonstracyjne odchodzenie od samochodu i nerwowe palenie papierosa nie powoduje żadnego zainteresowania współtowarzyszy podróży. Nikt nie dba o to by nie pożarły jej spacerujące wokół hieny. Nikt nie zapyta czy wszystko w porządku. Zachowują się w stosunku do niej jak przodkowie małp. To wiele tłumaczy...
Wielka zniewaga zdarza się także podczas kolacji. Lucy nie odzywa się już do nikogo od kilku godzin, ale tym razem postanawia dać współpasażerom jeszcze jedną szansę. Odchodząc od stolika na kolejnego papierosa prosi żeby zostawić jej w termosie wodę to zrobi sobie kawę. Gdy po 15 minutach wraca okazuje się że nie ma już nie tylko wrzątku ale także kubka, sztućców, jej talerza oraz wazy z owocami. Kucharz przyszedł, i wszystko zabrał. Posprzątał. Została bez kawy.
W romansach pokazywali piękno Afryki. I nasza Lucy na taką właśnie Afrykę była przygotowana. Zapierające dech w piersiach wschody słońca, zwierzęta noszące w trąbach kwiaty, piękni młodzieńcy o muskularnej budowie przepełnieni męskością i czcią do kobiet. Tymczasem rzeczywistość jej podróży życia to obesrane kible, agawy które nie kwitną, Masajowie którzy wcale nie biorą jej do kółka i nie tańczą wokół. Jeżeli już, to tylko do pieśni „give me many”. A przecież była przygotowana na Afrykę: Afrykę z filmów, z wierszy, z marzeń.
Trzeciego dnia zamyka się w sobie niczym suwak w śpiworze. Nie odzywa się do nikogo, wpatruje tępo w dal przez zakurzoną szybę wlokącego się wśród sawanny samochodu. Gdy nie jest to absolutnie konieczne Lucy nie wychodzi już z auta. Podczas obiadu jeden z durniów z Polski karmi ptaki które w efekcie atakują wszystkich siedzących wkoło. Ona wpatrzona w dal jeziora płacze.
Zjada obiad z tekturowego pudełka siedząc na gołym kamieniu i patrzy na rosyjską modelkę przed którą rozstawiono stolik nakryty obrusem. Piękna, młoda, podróżująca z mężczyzną. Nawet mają kwiatki na tym swoim pierdolonym stoliczku. Tak właśnie miała wyglądać jej podróż… i tylko jakimś niezrozumiałym zrządzeniem losu znalazła się nie po tej stronie lustra.
Zapłakana idzie nakrzyczeć na kierowcę, jedyną osobę która się jej boi. Ten tłumaczy że Rosjanie zapłacili dwa razy tyle – a może i więcej. Że wynajęli auto, kucharza i kelnera na wyłączność, a ona korzysta z oferty współdzielonej. „Dupek” wrzeszczy Lucy. On nie rozumie, że to nie tak miało być. Nikt nawet nie stara się jej zrozumieć. Biedne, proste chatki które mijamy po drodze miały być w jej wyobraźni schludne i romantyczne. A są kurwa po prostu biedne i proste.
Z safari wracamy o godzinę wcześniej niż wg planu. Znowu zabierają jej godzinę z podróży życia. Protestuje, choć bez wiary w sukces. I tak już nie chce tu być, już nie może wytrzymać ani chwili w tym fucking kraju, na fucking safari i z fucking kierowcą – jak mu wykrzykuje w twarz. Wbija ponownie wzrok w szybę i patrzy na mijanych po drodze Masajów. Zbliża się sobotni wieczór więc zbierają się przy drogach w grupy i patrzą na przejeżdżające samochody. Niektórzy podskakują tak jak na filmach przyrodniczych: dostojnie, wysoko, dzielnie. Tak mieli skakać dla niej, oniemiali jej osobą. Samochód jednak mknie gruntową drogą nie dając im szansy by ją docenić.
Po powrocie z 3-dniowego safari spotykamy się wieczorem w hotelu z Aleksandrem – pracownikiem agencji odpowiedzialnym za nasz wyjazd. Opowiada że już w przeddzień safari czuł, że z Lucy będą problemy. Samotna, w dojrzałym wieku kobieta siedząca przy hotelowym barze i zamawiająca drinki. Podobno świeżo rozwiedziona. Trafiłem. To nie miało prawa się udać.
Afryka ją zjadła, zmełła i wypluła. To nie jest romans dla każdego.
W nagraniu które towarzyszy temu artykułowi dodałem nocne wycia hien. Ale jak się wsłuchacie, to usłyszycie także duszę naszej współpasażerki. Lucy.
Dla tych wszystkich, którzy pragną odwiedzić kiedyś Serengeti, garść niezbędnych, praktycznych informacji:
1. Park Narodowy Serengeti jest dostępny wyłącznie dla grup zorganizowanych, wszystkie niezbędne formalności załatwić musicie w jednej z wielu agencji organizujących wyprawy do parku.
2. W zależności od wybranego zakresu i liczby atrakcji wyprawa może trwać od dwóch do czterech dni.
3. Główny koszt stanowią bilety wstępu do parku, które są bardzo drogie i naliczane każdego dnia. Koszty samej agencji są już znacząco mniejsze.
4. Przy trzydniowej wyprawie należy przygotować się na wydatek rzędu 500-750 dol. od osoby (w przypadku współdzielonego samochodu terenowego)
Koszt trzydniowej wyprawy z samochodem „na wyłączność” (w tym kierowca i kucharz) to ok. 1250 dol. / osobę.
5. Częstym uzupełnieniem safari po Serengeti jest zwiedzanie Krateru Ngorongoro. Szczegóły znajdziecie w internecie. W tym przypadku należy doliczyć także koszt uzyskania zezwolenia na wjazd pojazdu do krateru – ok. 395 dol. / dobę do podziału pomiędzy wszystkich uczestników wyprawy. Gorąco polecam!
6. Podczas safari noclegi organizowane są w namiotach, campach na terenie parku. Koszt noclegu jest już zawarty w cenie safari.
7. Podczas safari opuszczanie pojazdu dozwolone jest wyłącznie w wyznaczonych miejscach.
8. Zwierzęta przyzwyczajone są do obecności ludzi i podchodzą blisko pojazdów. Jeżeli chcecie je fotografować wystarczy w zupełności obiektyw 200 mm.
9. Wyżywienie także wchodzi w skład ceny safari.
10. Agencje zajmujące się organizacją wypraw znajdziecie w każdym okolicznym mieście. Zwykle są to Arusha, Moshi lub Mwanza.
Autor: Ryszard N., 2021-04-08, 21:27 napisał/-a: Z serwisem dla Rosjan miałem do czynienia w drodze na Killi. Jedną z większych niedogodności jest to, że przez 6-7 dni nie można się gruntownie umyć. Ale nie dla ruskich. Na 4000 m serwis wytargał składany basen, ktoś przyniósł i zagrzał wodę.
Zżycie zwierząt z turystami jest powszechne. Leży nam obok samochodu lwica, ja jestem spięty a ona wyraźnie ma nas w dupie. Po prostu leży. Warto zauważyć, że kierowcy są uzbrojeni na wypadek gdyby słoniowi coś strzeliło do łba.
Jednym z punktów programu, po Serengeti, jest wioska Masajów. To już jest czysta "cepeliada". Stroje firmowe, tańce, śpiewy a na końcu stragany z koralikami, sznureczkami wisiorkami, skórzaną galanterią i ceny które po negocjacjach maleją o 80%. Jednak warto tam być.
Autor: Admin, 2021-04-12, 07:24 napisał/-a: Japonia powiadasz? Coraz bardziej nie rozumiem o co w tej Japonii chodzi. To tak różny kraj, że po prostu wymiękam. Kumpel był, i mówi że prawie został na zawsze a ja muszę (i chcę!) wrócić
Autor: Ryszard N., 2021-04-12, 12:13 napisał/-a: Michał, nie ukrywam, że po obejrzeniu tego filmu, mam pewien niedosyt. Czy Ty możesz przetłumaczyć co te kobiety mówiły?