2012-05-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| PRO TOUCH Cracovia INTERRUN - 27 maj 2012 (10 km) (czytano: 571 razy)
Po biegu mogę powiedzieć: „Wow! Ale super mi się biegło!”
Naprawdę wróciła mi radość biegania:)
Przebiegłam 10 kilometrów i choć zapomniałam zerknąć na zegarek, to wydaje mi się, że czas miałam bliski życiowego rekordu, a mimo to po biegu zupełnie nie byłam zmęczona.
Trasa w żadnym wypadku nie nadaje się na bicie rekordów - nie ma na to warunków - planty są wąskie, a bieg jest przeznaczony głównie dla biegaczy rekreacyjnych i nie ma co usiłować ich mijać tracąc energię i zakłócając spokojny truchcik pozostałym biegnącym.
Wychodząc z domu miałam dylemat - „W co się ubrać?”
Powiecie- „Wiadomo - kobieta!”
Wcale nie! Z koszulką nie było problemu - każdy biegł w tej z pakietu startowego. Chodziło mi o buty.
Do tej pory biegałam tak jak większość - w butach z amortyzacją, które wymuszają bieg techniką joggingu.
Od pewnego czasu trenuję bieganie, które do niedawna nawet nie miało swojej nazwy- w sposób w jaki ludzie biegali przez tysiące lat. Nazwę tej technice nadano, ponieważ ludzie zorientowali się, że jest inny sposób biegania niż wymuszony przez nowoczesne buty. Dzięki wszechobecnej telewizji zobaczono, że elita wyprzedzająca pozostałych zawodników biega inaczej. Do biegania naturalnego bardziej niż siła mięśni potrzebna jest sprężystość ścięgien, a ta jest tłumiona przez amortyzację butów. Tak naprawdę ta technika nie potrzebuje żadnych butów... dlatego druga para butów nad którą się zastanawiałam to tenisówki na gumowej, kilkumilimertowej podeszwie (cena zakupu 44,99zł) z płaską wkładką z skóry naturalnej (cena zakupu 8 zł).
Mój wybór okazał się zdecydowanie właściwy.
Kiedy na 3 kilometrze zrobiło się wystarczająco szeroko i luźno, że można było przyspieszyć - lekko ruszyłam do przodu. Dziwne było, że zaczęłam wszystkich wyprzedzać, a zmęczenie nie rosło. Na 5 kilometrze byłam już pewna, że moje tanie tenisówki poniosą mnie lekko do mety.
Unosiłam pięty do góry i mijałam kolejne ciężko sapiące osoby. Od tej pory wyminęło mnie tylko kilku mężczyzn - ja wyminęłam wiele innych osób. Zadziwiające dla mnie było jak lekko się czułam. Na finiszu tak wysoko podnosiłam pięty, że pokopałam się po tyłku, ale wbiegłam na metę nawet bez lekkiej zadyszki!
Zdaję sobie sprawę, że zmiana techniki wymaga wyćwiczenia wielu partii ciała- głównie stopy, których dotąd nie miałam okazji wyćwiczyć, więc bieg na 10 kilometrów wydaje mi się na razie najdłuższym dystansem, na którym w ten sposób mogę bezpiecznie pobiec. Ale już się nie mogę doczekać, kiedy się zregeneruję, odpocznę i znów ruszę by poczuć pod stopami kolejne kilometry...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora jacdzi (2012-05-27,23:02): Ja osobiscie boje sie biegania naturalnego z uwagi na stawy. W daaaawnych czasach nie bylo asfaltu tylko biegano po lakach, wtedy brak amortyzacji nie stanowil takiego problemu. Te_Renia (2012-05-28,08:08): Jest jeszcze za wczesnie abym mogla wyciagac wlasciwe wnioski, ale nie wydaje mi sie, ze to asfalt moze byc problemem. Dla mnie jest to raczej wiek- jesli nie rozwijalo sie elastycznosci sciegien przez wiele lat, a wiadomo, ze z uplywem lat sciegna robia sie coraz bardziej twarde- moze mi sie nie udac ich uelastycznic. dlatego boje sie na razie dluzszych dystansow biec w ten sposob.
ps. Sa wyniki czas 53.40 czyli lepszy niz w Skawinie dwa tygodnie temu a moja zyciowka to 51.10- biorac pod uwage, ze 3pierwsze km truchtalam i na koniec nie bylam zmeczona- daje mi to do myslenia.
|