2010-11-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Jesienny Tułacz 2010" czyli bliskie spotkanie III stopnia z kolorem...różowym (czytano: 933 razy)
Nocne biegi na orientację znałem tylko z opowiadań.
Nazwy takie jak: „Harpagan”, czy „Nocna Masakra” robiły wrażenie i budziły respekt.
Choć lubię biegać na orientację, to sądziłem , że nigdy nie wystartuję w tego typu imprezie.
No ale... „nigdy nie mów nigdy”...
5 listopada - za namową znajomych – wyruszyłem na swój pierwszy nocny bieg na orientację.
Co prawda nazwa biegu - Jesienny Tułacz – nie budziła grozy tak jak wyżej wymienione, ale lekki niepokój siedział w głowie.
Do Gdańska jechałem z lubującym się w tego typu biegach 50 letnim Markiem i jego 23 letnim chrześniakiem Grzesiem.
Grzegorza odbieraliśmy z Poznania i dalej w trójkę kontynuowaliśmy podróż na północ.
Niestety przejazd przez Poznań nazwałbym...Nocną Masakrą.
Przesuwaliśmy się w ślimaczym tempie, a użytkownicy CB Radia informowali nas ,że identycznie beznadziejna sytuacja jest z każdej strony Poznania.
Kiedy po opuszczeniu granic miasta nasza prędkość wzrosła do 30-40km/godz postanowiliśmy zmienić marszrutę.
Zjechaliśmy z głównej trasy i wąskimi bocznymi dróżkami całkiem sprawnie dotarliśmy do Gdańska.
Marek zarezerwował wcześniej telefonicznie nocleg, który był oddalony od bazy zawodów o ok. 2 km.
Szukając swojej kwatery nawet nie przypuszczaliśmy, gdzie będziemy spać :)
Kiedy znaleźliśmy wreszcie właściwy numer , nad nazwą naszego hotelu ( której celowo nie podaję) znajdowała się piękna różowa tabliczka z nazwą nie budzącą żadnych wątpliwości co do świadczonych tam usług.
Lekko zaniepokojeni udaliśmy się w kierunku naszego przyszłego lokum i kiedy wyłoniliśmy się zza zakrętu naszym oczom ukazał się hotel, w którego dwóch oknach uśmiechały się do nas słodko prześliczne, czerwone serduszka a z pozostałych okien sączyło się delikatnie -przytłumione grubymi zasłonami - światło wymienionego już wcześniej koloru.
NORMALNIE ODLOT!!!.
Spojrzeliśmy na siebie i...w śmiech.
Jeszcze raz sprawdziliśmy numer.
Nie było wątpliwości. To było tu.
Marek z właściwym sobie wdziękiem skwitował:
- „No to będziemy spali w burdelu”.
Była godz. 23.30
Po krótkiej dyskusji, postanowiliśmy, - że zanim się stąd zwiniemy w poszukiwaniu innego miejsca - rozejrzymy się trochę, a przynajmniej porozmawiamy z właścicielem.
Kiedy bezskutecznie próbowaliśmy się dostać do środka obeszliśmy dookoła cały budynek.
Dokonane podczas oględzin obserwacje, utwierdziły nas w trafności naszych wcześniejszych odczuć.
Po kilku minutach przybył wezwany wcześniej telefonem właściciel i niczym niezrażony zaprosił nas na pokoje.
Marek zagaił:
- To co, będziemy spali w agencji towarzyskiej?
- Co to za agencja?! – niemal oburzył się pan.
– W Poznaniu TO SĄ... PRAWDZIWE agencje. A tutaj?!... Tutaj to nędza.
Nic to dochodu nie przynosi i trzeba będzie interes zwinąć – kontynuował gościu prowadząc nas do pokoju.
Pokój okazał się całkiem sympatyczny, więc po krótkiej porozumiewawczej wymianie wzrokowej stwierdziliśmy ,że...zostajemy.
Zresztą gdzie teraz około północy udałoby się znaleźć jakieś lokum.
Spało się przyzwoicie (choć to słowo jakoś mi tu nie pasuje) chociaż około 3 w nocy na GÓRZE odbywały się jakieś dzikie harce.
Rano wymasowani przez wystające z materacy sprężyny wstaliśmy w dobrych humorach.
Okazało się ,że mamy do dyspozycji jeszcze łazienkę i kuchnię z pełnym wyposażeniem.
Kuchnia była zresztą tak odlotowa jak reszta hotelu.
Oprócz mikrofali, lodówki, kuchenki gazowej, stołu, zlewu i innych kuchennych akcesoriów znajdowały się tam jeszcze ...dwie kabiny prysznicowe.
Skojarzyliśmy to zaraz z profesją naszego hotelu i przeszliśmy nad tym do porządku dziennego.
Po skonsumowaniu śniadanka i zorientowaniu ,że dysponujemy nadmiarem czasu, zasiedliśmy do telewizora.
Będąc w doskonałych nastrojach( bo kto może nie być po spędzeniu nocy w agencji towarzyskiej) obejrzeliśmy - bawiąc się przy tym świetnie – kultowy serial „M jak Miłość”.
Za oknem lało jak z cebra.
Kiedy odsłoniłem firankę aby spojrzeć w niebo i poinformować moich współtowarzyszy co do dalszych prognoz moim oczom ukazał znajdujący się na szybie prześliczny różowo-czerwono-żółto-niebieski napis: „ KOCHAM CIĘ”.
- O jak miło – rozczuliłem się niemal.
W końcu postanowiliśmy udać się do biura zawodów.
Wyjazd nasz okazał się jednak falstartem, ponieważ nikoguśko nie było, a pani a recepcji poinformowała nas , że organizatorzy pojawią się między 15 a 16.
Cóż było robić.
Wróciliśmy do naszego pokoju obmyślić dalszy plan działania.
Postanowiliśmy , że pakujemy się już na dobre i nie wracamy po odprawie.
No chyba ,że wylosujemy 3 godzinę startową.
Deszcz cały czas padał.
- Czy ja kiedykolwiek będę miał dobrą pogodę podczas tych trudniejszych biegów – pomyślałem.
Rzeźnik – lało
Katorżnik – lało i … burza
Bieg Piastów – śnieżyca, deszcz, silny wiatr i… burza.
- No cóż. W końcu nie spotkaliśmy się tu dla przyjemności - powtórzyłem sobie jeszcze moje ulubione powiedzenie i przystąpiłem do pakowania ,
Do plecaka spakowałem:
- kompas
- latarkę czołówkę
- latarkę
- plastry
- wazelinę
- trzy czapki
- dwie pary skarpet
- jedną cienką bluzę
- folię przeciwdeszczową
- jedną kanapkę
- dwa snickersy
- jeden izotonik
- jedną wodę półlitrową
Ok. 16.30 pojawiliśmy się w biurze i po zarejestrowaniu udaliśmy się na salę celem odnalezienie jakichkolwiek znajomych.
Ja rozglądałem się energicznie wyszukując wzrokiem Agnieszki i Kasi , ale jak się później okazało nie dane było mi ich spotkać.
Ku mojej wielkiej rozpaczy oczywiście.
BARDZO ucieszyła nas natomiast informacja, że wylosowaliśmy 7 minutę startową.
Zakładając , że zmieścimy się w 8 godzinnym limicie czasowym , to była szansa, że się jeszcze porządnie wyśpimy
Około 18.00 rozpoczęła się odprawa, na której zostaliśmy poinformowani o wszystkich rzeczach , które miały pozwolić nam na ukończenie biegu zgodnie z regulaminem.
Okazało się , że start jest oddalony od biura o ponad 2.5 km i otrzymaliśmy małe mapki, które miały nas do punktu odbioru map doprowadzić.
Przestudiowaliśmy je dokładnie i stwierdziliśmy ,że dotarcie na start nie przysporzy nam żadnych problemów..
Kilka minut po 18 organizatorzy włączyli zegar i rozpoczęło się odliczanie.
Kiedy wybiła nasza minuta odebraliśmy kartę startową , przybiliśmy tzw. piątki i wyruszyliśmy.
Wcześniej uzgodniliśmy, ze traktujemy ten bieg poważnie i walczymy o jak najlepsze miejsce, więc po przekroczeniu drzwi od razu rozpoczęliśmy bieg.
Bez problemów dotarliśmy do startu, gdzie otrzymaliśmy mapy.
Plan był następujący:
- walczymy ostro, ale aby nie popełnić błędów albo popełnić ich jak najmniej biegniemy bardzo uważnie i atak na każdy z punktów dość dokładnie omawiamy.
Po otrzymaniu mapy( w skali 1:25000) zaczęliśmy dyskusję jak najlepiej dobiec na 1 pkt.
Na szczęście wszyscy trzej mieliśmy podobną koncepcję i już po chwili wyruszyliśmy w kierunku 1 punktu.
Cdn. :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kedar Letre (2010-11-09,20:49): :))))))))))))))))))))))) shadoke (2010-11-09,21:01): Bałam się, że po włączeniu telewizora - będzie coś z profilu lokalu... i w zasadzie nie pomyliłam się;))) Kedar Letre (2010-11-09,22:29): Nie rże tylko delikatnie się uśmiecham:))))))))A co do Twoich marzeń to...wszystko jeszcze przed Tobą. ja już to mam za sobą :) Kedar Letre (2010-11-09,22:32): Ależ czego Ty się Iwonka bałaś?!.....A grzejnik rozgrzewał się błyskawicznie :)
Gerhard (2010-11-09,22:38): Nareszcie udało mi się spotkać na tym forum kogoś, kto też chodzi z mapą i kompasem :) Kedar Letre (2010-11-09,22:40): Tak, ale zawsze zaczyna od agencji :)) mamusiajakubaijasia (2010-11-10,07:29): Spał w burdelu, a na drogę wziął trzy CZOPKI (sic!). Ech, Radeczku...przerażasz mnie:) Kedar Letre (2010-11-10,08:36): Gabrielo i Izo - proszę używać zwrotu agencja towarzyska, bo to słowo na "B" to jakieś takie nieładne jest :) kudlaty_71 (2010-11-10,09:24): ...hmmm...Jesienny Tułacz, jak już sama nazwa wskazuje, ma być tułaczką...a że pierwszy punkt przedstartowy był akurat "różowy"?!?!?!... mamusiajakubaijasia (2010-11-10,10:11): Pozwolę sobie zacytować fragment tekstu: Marek z właściwym sobie wdziękiem skwitował:
- „No to będziemy spali w burdelu”...................No i kto tu pierwszy słowa na B. użył? No, kto? Hepatica (2010-11-10,10:22): Moi mili nie mogę nie uzupełnić tekstu Kertela, że podczas podróży do 3city panowie dzwonili do franguli i poprosili, żeby odszukała im nr telefonu do tego konkretnego adresu. No przyznać sie prosze, która z Pań podawała własnemu meżowi nr telefonu do ... BURDELU ??:))) Kedar Letre (2010-11-10,15:47): No właśnie Wojtek. Po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności :)) Kedar Letre (2010-11-10,15:51): Widzę ,że już się od tego...BURDELU nie uwolnię.Ale żeby rodzona - na własnej krwi wyhodowana - żona, sama mnie pchała w takie miejsce?............ Kedar Letre (2010-11-10,15:57): Trzy czopki wziąłem ale żadnego(ej) nie użyłem. Twardziel, nie?! shadoke (2010-11-10,22:58): Gdyby grzejnik się nie rozgrzał, to obawiam się najgorszego;)) np., że chcielibyście spać razem;))) shadoke (2010-11-10,22:59): Gdyby grzejnik się nie rozgrzał, to obawiam się najgorszego;)) np., że chcielibyście spać razem;))) Kedar Letre (2010-11-11,12:22): Też się tego obawiałem, gdyż wystające z materacy sprężyny na pewno by tego nie wytrzymały , że o nas nie wspomnę :) Jasiek (2010-11-11,15:47): Nie kasuj Krysiu tego numeru, bo zaczyna mi się podobać jesienne tułanie ;) Rufi (2010-11-11,17:54): No to się przespaliście w burdelu :-)))) Fajnie masz :-) Nawet żonie nie musisz się tłumaczyć :-) dario_7 (2010-11-11,18:20): Napisz, że do tego spaliście w piżamach, a uwierzę... To ten nocny tułacz dopiero miał się zacząć??... No coś takiego!!! :P Kedar Letre (2010-11-11,19:17): Moja druga żona nigdy by mi tego nie wybaczyła, ale pierwsza....sama widzisz :) Kedar Letre (2010-11-11,19:20): Mając nadzieję na nocny wypad na "pięterko" oczywiście w piżamkach nie spaliśmy. Niestety, kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia to...zasnęliśmy :) Kedar Letre (2010-11-11,19:22): To może Jaśku przekażemy ten numer do przechowania Iwonce ?! :)) Jasiek (2010-11-11,19:37): Zbyt duże ryzyko, bo po jego ponownym wykręceniu może nam się zgłosić poradnia leczenia uzależnień od seksu ;) shadoke (2010-11-11,21:15): I komu Wy chcecie wykręcić ten numer??? ;))) tdrapella (2010-11-16,10:24): Czekam na dalszy ciąg... długo jeszcze? ;) tdrapella (2010-11-16,10:28): W mojej rodzinie jak ojciec wrócił z Nocnej Masakry w zeszłym roku, to się kilku wujów caczęło poważnie nad tym zastanawiać i doszli do wniosku, że takie "nocne biegi na orientacje" to wspaniała sprawa: 1. Wychodzisz na całą noc i nikt się nie zorientuje, 2. mozesz wrócić do domu zmordowany i też nikt nic nie bedzie podejżewał, a tu sie jeszcze okazuje, ze można przy tej okazji noc spędzić w burdelu a i tak wszystko bedzie ok :)))) Kedar Letre (2010-11-16,13:53): I tu trafiłeś Tomek w samo sedno sprawy:))) A co do dalszego ciągu, to muszę Cie rozczarować , bo prawie tylko o... nocnym bieganiu będzie :))) tdrapella (2010-11-16,14:12): Ależ ja o niczym innym nie chcę przeczytać :) Jak bym chciał coś pikankniejszego to istnieją miejsca/strony bardziej do tego przystosowane ;) A przeczytać bym chciał, bo bym sie kiedys też wybrał. Np z ojcem. Ciągnie wilka do lasu :)
|