Mierzenie czasu
No tak, jak się mierzy czas każdy wie. Bierzemy zegarek lub stoper i ... rozpoczynamy pomiar – najczęściej biegu (choć nie tylko, ale o tym później).
Ostatnio na naszym forum przez kilka tygodni trwała dyskusja na temat pomiaru czasu w trakcie biegu maratońskiego – a całe „zamieszanie” wzbudziły wyniki Cracovia Maraton. Oczywiście jest to bardzo ważny aspekt –pomiar czasu, bo przecież oprócz pokonania samego dystansu liczy się czas w jakim ten dystans pokonamy. I wydawało by się, że w dobie ;-) tak zaawansowanej elektroniki nie powinno być problemów. A jednak, problem się pojawił.
Chodziło o czas brutto i netto biegu. Mimo wyposażenia zawodników w tzw. chipy podawane w oficjalnym komunikacie wyniki okazały się wynikami brutto – tj. wynikami liczonymi od momentu wystrzału startera i rozpoczęcia biegu – do przebiegnięcia linii mety. Wywołało to burzliwą dyskusję na temat mierzenia czasów w trakcie biegów maratońskich (do której nieśmiało się też przyłączyłem). Rozumiejąc argumenty organizatorów tj. powoływanie się na przepisy Międzynarodowego i krajowego Związku Lekkiej Atletyki oraz oczywiste ułatwienie (właśnie Te chipy) klasyfikowania i kontrolowania zawodników na trasie osobiście byłem i jestem zdania, że na masowych imprezach (wzorem największych światowych biegów) powinno się podawać oprócz czasu brutto i czas netto.
Na razie, w trakcie startów na naszych, krajowych imprezach pojawia się tylko (niestety) ok. tysiąca zawodników – i „ostatni” w tłumie oczekujących na przebiegnięcie linii startu pokonuje ją najwyżej po ok. 1 min., ale co będzie za 2-3 lata (w co głęboko wierzę) jak pojawi się na Naszym biegu maratońskim kilka tysięcy zawodników i zanim dobiegniemy (dojdziemy) do linii startu minie 10 – 15, a może i więcej, minut? Podanie wówczas tylko czasu brutto wypacza sportowy charakter masowej imprezy. Bo choć dla części startujących liczy się sam udział, pokonanie „magicznego” dystansu, to jest jeszcze grupa chętnych amatorów chcących sprawdzić swoje możliwości, powalczyć z czasem, porównać swój czas biegu z innymi zawodnikami.
Dla biegaczy pragnących ścigać się z rekordami (trasy) organizatorzy „rezerwują” numery startowe i wyznaczają strefę – zaraz na linii startu, po to ich czas biegu (mierzony brutto – od strzału startera) „pokrywał się” z momentem przekroczenia linii startowej. Ale tu problem (chociaż niewielki) dotyka tylko kilkunastu – kilkudziesięciu zawodników osiągających czasy poniżej 2 godzin i 20 minut.
No tak – ale przecież nie tylko o tym chciałem napisać. Do inspiracji tego artykułu posłużył mi zakup nowego czasomierza – zegarka marki ... (chyba nie powinienem podawać marki, chociaż ...). I nie chodzi mi tu o zareklamowanie produktu. Chciałbym przekazać moje zadowolenie z tak niewielkiej rzeczy – która TAK CIESZY.
O tym jak ważny jest zegarek dla biegacza, biegacza długodystansowego, przekonałem się w trakcie swojego pierwszego biegu maratońskiego (a był to V Maraton Warszawski). Miałem wówczas 18 lat i po dwumiesięcznych przygotowaniach wystartowałem do biegu. Czas miałem zamiar mierzyć na odziedziczonym, rodzinnym zegarku szwajcarskiej marki Delbana. Zegarek z pewnością wspaniały – niestety nie sprawdził się z powodu aury jaką w tym dniu zafundowała Warszawa. Po godzinnym biegu w siąpiącym deszczu – zegarek zaparował i ... tyle widziałem. Na nic moje wyliczenia tempa, międzyczasy itd. Swój pierwszy bieg maratoński skończyłem, o uzyskanym czasie dowiedziałem się z przesłanego komunikatu (nie było z tym problemu). Wynik nie rewelacyjny (wyjątkowo zimno – podobno, a „gdzieś” to czytałem, był to jeden z „najzimniejszych” Maratonów Warszawskich), to jednak byłem zadowolony, że udało mi się pokonać biegiem ;-) cały dystans.
I chodź trudno dzisiaj sobie to wyobrazić – ale dało się (no z wyjątkiem tego właśnie biegu) biegać z tradycyjnym, „wskazówkowym” zegarkiem. Oczywiście zaraz po biegu, na swoje 18-te urodziny kupiłem w PEWEX’ie (młodszym biegaczom przypominam – sklep dewizowy w którym towary można było kupić za dolary lub tzw. bony dewizowe) za 40 dol. (majątek) zegarek–marzenie. Prawdziwy (firmowy), wodoszczelny, ze stoperem zegarek marki Casio (no, tak musiała w końcu paść nazwa marki). Zegarek ten oczywiście działa do dnia dzisiejszego i mimo swoich 20 lat nosi go obecnie mój 14-letni syn. A ja po powrocie, w ubiegłym roku, do amatorskiego biegania musiałem kupić sobie nowy zegarek (syn oczywiście nie chciał myśleć o wymianie na innym model).
Długo przeglądałem witryny sklepowe. Najczęściej duże, a jednocześnie nieczytelne, „bajeranckie” zegarki nie spełniały moich oczekiwań. Ani jeden stoper nie pokazywał godzin – przy moim tempie biegu, jest to jak najbardziej wskazane.
Aż wreszcie znalazłem – „prawdziwy” zegarek dla maratończyka. Oczywiście stoper pokazuje godziny :-) (tu 9 godzin, 59 min wystarczy). Ma jeszcze jedną bardzo przydatną dla mnie funkcję – timer (odliczanie czasu wstecz), a właściwie dwa timer’y które można osobno ustawiać. Jest to jego-zegarka nieoceniona funkcja. Można „zaprogramować” trening, ilość i czas przebieganych odcinków, jak również czas przerw (np. wczoraj biegałem 8 x 4 min. OWB2 z przerwami 2 minutowymi w truchcie). Raz włączam stoper – a właściwie timer i ... biegam. Każdy upływ czasu jest sygnalizowany „pipaniem” – gdy kończy się czas jednego timer’a włącza się drugi, i tak na przemian zgodnie z zaprogramowaną ilością powtórzeń. Dla mnie rewelacja.
I jeszcze słówko o „tradycyjnym” stoperze. Piszę „tradycyjnym” ale z tradycją z przed kilku lat – tą jaką ja znałem niewiele ma wspólnego. Pamięć 50 czasów (z datą ich ustanowienia). Przedstawiania międzyczasów np. kolejnych okrążeń lub odcinków z porównaniem do poprzedniego (biegam np. 5 okrążeń po 2 km każde i po każdym okrążeniu widzę czas okrążenia i różnicę czasu + lub – w stosunku do poprzedniego okrążenia). Oczywiście wszystkie międzyczasy są zapisywane w pamięci i po treningu (lub kilku dniach) mogę je odtworzyć.
O innych zaletach zegarka – czytelne cyfry, lekki i płaski oraz np. funkcji (tzw. „bajer”) kalkulowania czasu pokonania dystansu maratońskiego na podstawie czasów z biegów na 5 lub 10 km, nie będę się rozwodził.
Zegarek bardzo, bardzo mi się podoba. No, i jestem wolny od organizatorów, mając pewność, że zmierzony czas będzie czasem przebiegniętego dystansu 42 km i 195 metrów.
Oby tylko czasy pokazywał trochę „lepsze” – no cóż, wszystkiego wymagać nie mogę. Czasem trzeba Coś dać od siebie :-).
Życząc jak najwięcej UDANYCH CZASÓW, pozdrawiam
Bohdan Witwicki
|