|
| Admin Michał Walczewski Toruń WKB META LUBLINIEC MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-11-11,19:16
|
|
| Przeczytano: 1765/532770 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Coście koziesyny uczynili z tym zegarkiem | Autor: Michał Walczewski | Data : 2020-10-03 |
Kadr z filmu pt. "Cube"To będzie historia jakich wiele. Historia krwią pisana. Niektórzy, zwłaszcza młodzi - Benek, Smolny, Szmajchel - tego nie zrozumieją. Ale i nie mam ambicji pisać dla wszystkich. Zrozumieją Ci, którzy przynajmniej kilka razy w roku stają nad przepaścią i bliscy są popełnienia technologicznego sepuku. Kroku w przepaść. Samobójstwa kończącego tę nierówną walkę człowieka z bezduszną maszyną. A więc zaczynajmy. Snuj się opowieści, bo jak ochłonę, to już nie będzie to to samo!
Wszystko zaczęło się podczas legendarnego Maratonu w Turawie. Deszcz, noc, te sprawy. Biegłem z plecakiem firmy Kalenji, który ma tzw. bezpieczną, nieprzemakalną kieszonkę - przeznaczoną na dokumenty, telefony, i inne szpargały których strata może boleć. A że wspomniana noc, maraton przełajowy po lasach, oraz już na starcie zapowiedzi obfitych deszczów podczas trwania maratonu, to postanowiłem odpowiednio zabezpieczyć telefon. Znaczy się schować go do owej nieprzemakalnej bezpiecznej kieszonki.
Tak. Dobrze zgadujecie. Telefon nocnej burzy nie przeżył. Umarł sobie w wilgoci gdzieś koło 30-35 kilometra bo wtedy to ostatni raz przez plecak słyszałem jakieś jego pyknięcia. Żyje sobie teraz pewnie szczęśliwie gdzieś, na jakiejś zielonej farmie, tam, gdzie zepsute telefony przenoszą się gdy ich PIN i PUK nie są już nikomu potrzebne. Po naszemu zaś, mniej literacko: zdechł i maratonu nie przeżył.
Nie ma tego jednak złego, co by na dobre nie wyszło. Zwłaszcza jak ktoś jest bogaty i sobie może pozwolić za zakup nowego telefon. Bo jak ktoś biedny to wiadomo: zło jest zło i wiatr zawsze w oczy. A jak bogaty, to i telefon nowy ma, i postęp wspiera kupując nowe produkty. Za skradzionego batona do więzienia ale jak ktoś bogaty, to jeszcze usłyszy "dziękujemy, że korzysta Pan z naszego produktu". No ale ja dziś nie o tym...
Odwołali mi dwa dni temu możliwość udziału w najstarszym w Europie maratonie - w maratonie w Koszycach. Raz, że zmniejszyli liczbę uczestników do dwustu, dwa trzeba mieć - UWAGA - 12 godzinny test na covida-19 (!), a trzy wykreślili wszystkich uczestników zagranicznych. Trzeba więc po raz wtóry w tym roku szukać alternatywy... Znalazłem. W Supraślu k. Białegostoku rozgrywany jest Bison Ultra Trail - markowa impreza na 100 km, 50 km, 30 km oraz dla dzieci - na 16 km. Markowa gdyż robiona przez tych samych "orgów" co Białystok Półmaraton. Udało się, jadę!
Hola, hola, zapomniał Pan jakie mamy czasy?
Kostucha w środę postanowiła przypomnieć o sobie. Od 1 października powiat białostocki zaznaczono na czerwono w kolorowance Mapy Polski. Święć się imię Twoje! Setka biegaczy w panice, koniec świata, armagedon, apokalipsa niczym powtórka z Wołynia. Organizator w rozpaczy prosi żeby nie dzwonić bo odebrał już 50 telefonów w tej sprawie od rana, a sam nie wie co i jak bo się dowiedział z mediów rano. Na sam sygnał CZERWONO ludzie chcą zwrotów pakietów, odwołują hotele, planują rozwody, przepisują majątki na żony. Marsze żywych i demonstracje. Podobno nawet pałac w Supraślu z powodu tego covida mają zwrócić przedwojennym właścicielom...
No ale jakoś przeszło bokiem. Rano gruchnęło uspokajające "jednak impreza odbędzie się, zapraszamy"
No i runęło. Setki biegaczy w panice: gdzie mój pakiet startowy, odwołuję odwołanie! Hotel, hotel! To nie ja odwołałem, to nie ja! Panie choćby barłóg na strychu, gdziekolwiek! Dobrze, że przedwojenny właściciel pałacu nie zdążył przylecieć, bo już nieaktualny zwrot Pałacu. Pałac to przecież cudo miódo, nie oddamy w rzydowskie rence! Polskie to Polskie bo Polskie !!
No ale nie o tym. To tylko ledwo mdłe tło wydarzeń które za chwilę nastąpią. Tydzień by taka karuzela emocji musiała trwać zanim by mnie to wzruszyło. Ja wszak dziś nie o tym...
Jak się już wyklarowało, że bieg się odbędzie, to trzeba wgrać sobie na zegarek tracka - czyli po polskiemu - taką mapę, co to pokazuje którędy od stodoły do stodoły droga wiedzie, coby nawet po weselisku jak z buta pijanemu wracać nocą trzeba - to wiadomo kędy. I tutaj zaczęły się schody.
PS. Długo zastanawiałem się, czy w tym artykule podawać nazwy marek które pomogły mi spojrzeć inaczej na świat. Po zastanowieniu zdecydowałem, że tak.
Ze strony organizatora Bison Ultra Trail bez problemu ściągnąłem tracka na 50 km. Ładny, zgrabny, podpisany plik. Nie za duży, nie za mały, taki w sam raz. Szacunek na mieście, bo już nie raz zdarzało mi się, że track niby track ale z np. nieprawidłowym nagłówkiem i trzeba go było konwertować NAWET-NIE-PYTAJCIE-JAK bo kumpli musiałem prosić o pomoc co mają maturę z komputera. Białystok. Supraśl. Niby ściana wschodnia, a tracka skonfigurowali prawidłowo. Jasna Panienko cuda, cuda. Niby wschód a zachód.
Za starych, dobrych czasów, gdy byłem informatykiem, świat był poukładany. Urządzenia podłączało się do komputera, i tym czy innym kablem bajty sobie biegały w obie strony robiąc to, co bajty najlepiej umieją - czyli przenosząc informacje niczym jakieś amerykańskie Minionki. Oh, jak tęsknię za czasami gdy największym problemem było to, czy się plik na dyskietkę zmieści. Albo jeszcze dawniej: gdzie jest śrubokręt, bo trzeba zworkę przestawić żeby zwolnić przerwanie na płycie głównej!
Było minęło.
A potem przyszli dobrzy ludzie i postanowili informatykę ulepszyć. Znaczy się ucywilizować psia ich mać.
Gdy kupiłem swojego Suunto Spartana (dzięki, Piotrek), to świat był już taki pryszczaty - ale swoich złośliwości dopiero się uczył. Żeby więc wgrać tracka do zegarka trzeba było nie tylko podłączyć zegarek kabelkiem do USB ale i założyć sobie konto na stronie internetowej www.movescount.com. Jak sobie założyłeś już drogi użytkowniku konto, to dalej było z górki - ładne duże przyciski, ładne mapki, to tamto owamto. Oraz piękny i widoczny magiczny przycisk PRZEŚLIJ. Podłączałeś zegarek kabelkiem i już. Nawet się teraz na wspomnienie nie będę pastwił nad tym, czemu aplikacja miała inny adres niż marka producenta - i nigdy nie mogłem się jej nauczyć na pamięć. Oh, jakże byłem głupi narzekając, że muszę tam konto założyć! Narzekał chłop, że mu dwóch zębów brakuje a teraz ma już tylko dwa!
W tym roku, jakoś wiosną Suunto wymyśliło sobie jednak, że trzeba świat ulepszyć. Kto się nie rozwija, ten się zwija. Więc wszystko co mieli dobrego wrzucili do niszczarki i wymyślili koło od nowa. Obecnie więc aby napompować owo koło nie można tak po prostu podpiąć kabla z powietrzem do wentyla, tylko trzeba założyć sobie w smartfonie (!!) konto w nowej aplikacji. Aplikacja zaś łączy się z kołem bezprzewodowo, przez bluethuta, rozmawia pół godziny, sprawdza wszystko co Cię nie interesuje, uzgadnia terminy urodzin z Twoimi znajomymi na fb, sprawdza trendy cen na giełdzie półtusz w Teksasie, monitoruje czy dobrze spałeś, czy żona ma zaktualizowaną appkę, czy pogoda nie za wilgotna, czy profil mapy odpowiedni do kąta padania promieni słonecznych na wysokości geograficznej na której się znajdujesz...
Cuda Panie jak w Supraślu. I tylko przycisku WGRAJ TĘ PIER...NĄ MAPĘ DO ZEGARKA nie ma.
No ale ja nie o tym. To jeszcze może poczekać.
Bo przecież jak wiecie mój smartfon Samsunga nie przeżył deszczu podczas maratonu w Turawie, gdyż bezpieczna kieszonka Kalenji nie okazała się bezpieczna. Dobrze, że Kalenji nie produkuje prezerwatyw... choć obserwując przyrost naturalny w Afryce to kto wie, kto wie...
W nowym smartfonie Samsunga musiałem więc od nowa zainstalować appkę - zdrapkę Suunto. Nie da się jej jednak ściągnąć ze strony producenta zegarków Suunto, gdyż odsyła on do sklepu Googla. I tak, wiem, takie czasy - wszyscy lubimy sklep Googla i szczamy po nogach z radości na samą myśl o tym, że możemy w nim coś tam za DARMOCHĘ ściągnąć. Suunto jak i wielu innych jest z tego dumne, że jego produkt tam właśnie stoi. Obok wirtualnych kiełbas z Tanzanii i animacji porno ze Szwecji. A co ma zrobić ktoś, kto nie ma Googla ALBO GO NIE CHCE, ale ma zegarek? A to debil. Pewnie z Kraśnika. Nam klientów z Kraśnika nie potrzeba. Czarnoziem jakiś.
Oczywiście, że mam nowy telefon, to i konta google na nim nie mam. Hasło oczywiście zapomniałem. Ale oczywiście mogę przypomnieć. I wiecie co? I to było jedyne co się udało prawie bezboleśnie. Google wprawdzie nie przesłało kodu sms, ale już reset hasła zadziałał. No i proszę. Mogę sobie kliknąć i kupić co tylko dusza zapragnie w sklepie googla. Teraz to już będzie z górki!
Ale, Ale, Proszę Pana! Pan się tutaj jeszcze nie logował z tego urządzenia! Nie ma, nie ma, proszę wypełnić kwestionariusz osobowy, w pięciu egzemplarzach i potwierdzić u notariusza!
Oczywiście wszystkie moje urządzenia z komputerem, telefonem, tabletami i skrzynką email rozbrzmiały ostrzeżeniami że ktoś próbuje się zalogować na moje konto google z nieautoryzowanego urządzenia! Dobrze, że żona nie zdążyła wezwać policji. Dobrze, że nie zainwestowałem w lodówkę z ekranem pokazującym co jest w środku. Jedynym urządzeniem które zlekceważyło alarm był mój telewizor Samsunga - ale zrobił to tylko dlatego, że wisi na nim od trzech dni komunikat że zbliża się termin płatności za kablówkę. Termin za kilka dni, ale przecież można już napier...lać kilka dni wcześniej z komunikatem, bo może użytkownik jest niedorozwinięty więc będziemy mu po oczach walić już na 10 dni przed.
No dobra. Jak trzeba to trzeba. Zautoryzuję ten telefon i będzie spokój. Wciskam więc przycisk "wyślij kod autoryzacji" i zaczynam - z braku komunikatu - latać pomiędzy urządzeniami szukając gdzie ten kod przyjdzie. Na emailu nie ma. Na telefonie jako SMS nie ma. W lodówce nie ma. Po 15 minutach dogrzebuje się gdzieś w podpowiedziach, że kod został wysłany na ostatnio używane urządzenie, czyli na tablet Samsunga. A tablet ma syn. W szkole.
A srał Was pies - sobie myślę. Nie poddam się, bo przecież za 20 godzin biegnę ultra i bez mapy ani rusz. Normalnie to rzuciłbym to wszystko w kąt, w którym leży już cała sterta takich nierozwiązalnych kłopotów. Jednak zawalczę i poszukam. Szukam więc, pukam. W piwnicy znajduję nawet skarb po Niemcach - srebrne łyżki i fajansowy talerz. W końcu odkrywam też opcję "wyślij kod na sms", ukrytą a jakżeby inaczej gdzieś w gąszczu. Znaczy się wiecie: przycisk KUP na każdej stronie jest tak widoczny, że zaćmienie Słońca to przy tym niewidzialne zjawisko. Ale jak już trzeba znaleźć POMOC to będzie na szaro, czcionką Arial size 1, u doły w rozwijalnej liście na 5 stronie poradnika.
Jednak znajduję ten cholerny przycisk, triumf człowieka nad maszyną. Klikam i dostaję kod. Ale nie działa. Klikam znowu i dostaję kod, ale nie działa. Za trzecim razem klikam odznaczając takie oczko, które powoduje pokazywanie wpisywanego hasła. I tylko dzięki temu dowiaduje się, że kod należy z przodu dopełnić zerami do 6 pozycji. Cudo.
No ale ja nie o tym przecież. Miało być o wgrywaniu tracka.
Mając w końcu "zautoryzowany" telefon klikam sobie zainstaluj. Bach, bęc, bum - i Was zaskoczę, się wzięło i zainstalowało.
Otwieram sobie appkę i chcę wgrać plik z trackiem. Problem w tym, że appka (czy tylko ja nienawidzę tej nazwy ??) ma przyciski na wszelkie okazje, obchodzi za mnie urodziny i bar micwę, pięknie wyświetla mapę Afryki, reklamy, zachętki, foteczki innych biegaczy - których mogę znać (!) - ale żeby znaleźć przycisk wgraj tracka to już się trzeba narobić.
Chciałbym powiedzieć jasno Panom z Suunto: od lat czekałem na nową appkę dzięki której będę mógł oglądać reklamy. Strasznie się cieszę, że mogę sobie dodawać znajomych oraz monitorować mój sen, sen psa, rozszerzyć program o dietę wegańską oraz sparować appkę z tabletem syna w celu nadzoru rodzicielskiego. Ale czy URWA WASZA AĆ dałoby się też zrobić ekran zarządzania mapami? Ja wiem, że Waszą ambicją jest by Suunto piekło chleb i krochmaliło pranie, czytałem Wasze DNA firmy z którego jesteście tacy dumni. I doceniam, że zablokowaliście dostęp do aplikacji na PC bo przecież liczą się tylko smartfony. Ale chowanie map gdzieś w menu żeby nie przeszkadzały w oglądaniu reklam to jest po prostu przypał.
Po kolejnych 10 minutach w końcu się udało. Mam mapę w appce! No to teraz z górki!
E, nie tak od razu. Appka nie widzi zegarka. Reklamy sobie z Internetu znaleźć potrafi, ale zegarka to już nie.
Więc siadam i czytam. Klikam, Próbuję. Trzeba "sparować" zegarek. A żeby sparować, to "to i owo" trzeba w zegarku poustawiać - nie będę Was zanudzał. To przecież takie oczywiste, że tryb oszczędzania baterii powoduje że parowanie nie działa. Mimo tych wesołych problemów, a uchichrany jestem jak fretka po podpisaniu ustawy antyzwierzyńcowej przez posłów, kółeczko "parowania" się kręci i nic. Dupa. Odczepcie się od Kraśnika!
Klikam, pukam, znowu wysyłam kody. Appka tylko w kółko "wpisz kod" i "kod wysłano". "Wpisz kod", "wyślij kod ponownie". A ja biegam jak debil znowu szukając gdzie ten kod został wysłany. Bo przecież appka nie uprości życia i nie powie gdzie wysłała. W końcu zrozpaczony chcę już rzucić to wszystko w diabły, walczę niczym Neo w Matriksie i czuję jak przegrywam, gdy mój wzrok pada na zegarek. A tam sześcioznakowy KOD! No to się urządzenia dogadały. Ale skąd ten zegarek wiedział, że to kod do niego, skoro jeszcze nie jest sparowany bo nie mam kodu? Wszechświata nie ogarniesz :-)
Wbijam tego koda. I nic. Jakby w mordę. Wbijam drugiego i też nic. Klikam, przesuwam, plaskam, mlaskam i trykam. Cofam i zamykam okienka. W końcu znajduję w ustawieniach appki urządzenia już "sparowane" z kontem, i je czyszczę. Znaczy wszystko kasuję. Łącznie oczywiście z moim Suunto Spartan i tabletem. Co tam robi na liście tablet Samsunga syna? Bóg raczy wiedzieć.
I buch, i bam, i bęc. Jeszcze tylko sugerowany restart bluethuta w telefonie i prawie, prawie... Wyskakuje nowy komunikat:
"Zezwól na dostęp do lokalizacji LUB Zaakceptuj dostęp". Dumam przez minutę nad tym zagadkowym wyborem, bo cholera wie "Wolisz dostać w mordę" czy "Alternatywnie dostań w pysk". Moje dumanie okazuje się jednak filozoficznie bez sensu, bo gdy klikam pierwszą opcję dowiaduje się, że należy zaakceptować obie. No.
Powiem Wam, że nowoczesna technika mnie zachwyca. Wybawiłem się, naśmiałem. Uszczęślirwawiłem - jeżeli mogę to tak ująć. Nie poświęciłem na to nawet trzech godzin, a już miałem plik z trackiem wgrany do zegarka.
Tylko debil chciałby kiedyś jeszcze wrócić do czasów, gdy plik wgrywało się podłączając kabelek do urządzenia. Ci, którzy wspominają te stare czasy to takie informatyczne komuchy, ludzie tęskniący za starym układem, pijaki i degeneracji. Stare dziady z PGR-ów.
Wstyd mi za Was, Wy wszyscy którzy jak ja pamiętajcie tamte czasy.
PS. Grześ. Wgrałem tracka i jadę. Widzimy się jutro rano na trasie Twojego biegu!
PS. 2 - Chyba że nie uda mi się sparować samochodu z kluczykami. Wczoraj Pan w serwisie powiedział, że mam w kluczyku stare oprogramowanie i trzeba je zaktualizować do nowej wersji. Podobno dzięki niej będę mógł obserwować różne rzeczy na temat auta. JPRDL.
PS. 3 - W powyższym artykule oszczędziłem Wam informacji o liczbie zgód, które musiałem wyrazić podczas procesu instalacji. Firma Suunto wie teraz dzięki aplikacji na smartfon o mnie i o moich znajomych wszystko. Czego dusza zapragnie. To dla mojego dobra bo inaczej mógłbym przecież zobaczyć jakś niechcianą, niespersonalizowaną reklamę. Albo co gorsze: jakąś gołą babę. A tak, dostanę pięknie przeżutą marketingową papkę. Jak gęś karmiona przez rurkę na fermie. Od wiosny "appka" atakuje mój telefon reklamami i komunikatami. Tak dla mojego dobra i zachwytu.
Tylko debil wolałby wgrać tracka kabelkiem.
|
| | Autor: artur1975, 2020-10-02, 20:03 napisał/-a: Kapitalne !!! | | | Autor: leszek46, 2020-10-02, 21:50 napisał/-a: Ten tekst to żywy przykład jak autor marnuje swój talent na jakieś biegi ultra - książki pisać (a najlepiej poradniki).
Gratulacje - rewelacyjnie się to czyta. | | | Autor: Admin, 2020-10-02, 22:15 napisał/-a: Dziękuję, ale ultra staram się unikać - za bardzo bolą nogi :-) | | | Autor: snipster, 2020-10-03, 10:57 napisał/-a: ja tam jeszcze pamiętam czasy z podstawówki, kiedy wgrywało się pół godziny gierę na ZX Spectrum, czy kręcenia głowicą w magnecie od C64. Późniejsze przestawianie zworek w PeCecie, czy ustawianie pamięci w DOSie, aby wystartować jakiś progs to już była geekowa zabawa ;)
Odnośnie zegarków - ustawianie jakiegoś swojego kursu w apce od Garmina jest równie "fajnym" doznaniem, no ale tam przynajmniej, w tej apce, nie ma reklam ;) | | | Autor: amadera, 2020-10-03, 22:50 napisał/-a: Dla mnie równeż była to świetna lektura! :-) (i przyznam, że poddałbym się w połowie toru przeszkód który pokonał Autor).
To jest zresztą mój lęk: że kiedyś przestanę całkowicie nadążać za tym co oferują najnowsze technologie. Zresztą, z pewnością już nie nadążam, nie próbuję poznawać.
Przykładowo w moim prostym zegarku (Forerunner 30) w trakcie biegu interesuje mnie tylko tempo ostatniego kilometra. Podobnie już za metą, w aplikacji Garmin Connect, choć oferuje ona (zapewne) znacznie więcej. | | | Autor: MarWinc, 2020-10-07, 20:10 napisał/-a: No więc uwaga: ja mam wciąż Suunto Ambit 2S, wiąż posługuję się stroną movescount.com (w LAPTOPIE!) i - póki zegarek żyje - nie mam zamiaru zmieniać mojej własnej jesieni średniowiecza na żadną tam nowoczesność... Choć kuszą mnie te wszystkie Spartany i inne ich nowe cuda z kolorowymi wyświetlaczami, ale mam też świadomość, że wszystko, co nowe, musi nam życie utruć i spieprzyć. Po co coś ma być proste, jak można zmusić klienta (chyba raczej: petenta) do wyrażenia miliona zgód, setki kliknięć, szukania kodów, srodów i podobnych. A zegarek i tak ma się spierdzielić pół roku po wygaśnięciu gwarancji (czy fińscy inżynierowie gorsi od niemieckich z VW?) i utorować zakup następcy. Niby wszystkie starsze modele Suunto miały być systematycznie przenoszone do ich nowej aplikacji, ale o nas z Ambitami na nadgarstkach jakoś na szczęście zapomniano...
Takie analogowe dinozaury jak ja mają coraz ciężej: coraz trudniej utrzymać się w świecie bez portali społecznościowych (zapisy, bilety, aktualne informacje tylko na FB), coraz trudniej nie aktualizować systemów w komórce, laptopie (każda aktualizacja coś spieprza lub wypieprza z listy aplikacji), no w ogóle... polują na nas ze wszystkich stron!
To mówicie, że jaka strefa w Białymstocku? Bo ja tu mam najcięższe tygodnie treningu przed półmaratonem za 5 tygodni? | |
|
| |
|