|
| Przeczytano: 590/355857 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Robert - rzuć to palenie !! | Autor: Robert Pawelec | Data : 2013-02-03 | "Robert rzuć to palenie. Nie szkoda ci tego wszystkiego co wypracowałeś? Dzięki Kaśka, to dzięki tobie przejrzałem na oczy!"
Te słowa wybrzmiewają mi teraz przy każdej próbie wysiłku fizycznego, są jak wdzierający się we mnie jad niszczący cały proces treningowy który z mozołem dzień po dniu wypracowywałem. Przez okres półtora roku biegałem praktycznie regularnie, z chwilowymi przerwami, ale były one krótkie.
Podczas tego okresu treningowego zawsze towarzyszył mi niezbędnik w postaci nikotyny. Paliłem zawsze po treningu, nie wiem dlaczego, ale po przebiegnięciu 15, 20 km papieros był dla mnie miłym dopełnieniem całego procesu którego doświadczałem. A doświadczałem go zawsze, bo bieg na dłuższym dystansie odbezpieczał u mnie zapalnik kreatywności i uniesienia.
Paradoksalnie fajki były tylko tego większym stymulatorem. Nie paliłem też dużo, ale z czasem biegnąc zauważyłem że pewne postępy będą widoczne tylko wtedy gdy całkiem odetnę pępowinę z napisem nikotyna. Ponownie w podświadomość wtłoczyłem maratoński dialekt "you can do it" i jakoś się udało. Wszystko dzięki Katarzynie F. jej niezastąpionej perswazji, sile wdzięku i darowi przekonywania :-)
Udało się, ona i sport sprawiły że fajki odeszły ad acta. Stały się złem wcielonym które demoluje mi cały plan treningowy. Nie było łatwo bo ciągle pojawiała się pokusa sięgnięcia, paliłem dosyć długo bo kilka ładnych lat, ale dzięki Kaśce i treningom udawało mi się zawsze pacyfikować myśli sięgnięcia po...
"Klasyk mawiał chcesz biegać przebiegnij kilometr, chcesz zmienić swoje życie przebiegnij maraton"
Ja już zacząłem. Mój oddech przybrał od razu bardziej świeższą postać, stał się bardziej stabilny, bez tego pojękiwania które nie kiedy towarzyszyło mi w próbach dłuższych wybiegań. Stałem się dzięki temu lepszy, od strony technicznej biegu, bo tylko maratoński oddech wyzbyty nikotynowego smrodu jest oddechem maratończyka, nawet tego który jest w swych zamierzeniach amatorem. A więc rzuciłem fajki i podjąłem ważną decyzję - biegnę.
Pora na pierwszą walkę Robert versus 42.195km. Postanowiłem przebiec i podjąć rękawice. Dla większego się zbodźcowania zrobię to w prezencie dla Katarzyny F.:) Znacie to uczucie i towarzyszące przy dłuższym wybieganiu myśli które krążą nam po głowie podczas biegu. O czym myślę, biegnąc, co czuję po biegu ,zawsze padają takie pytania. Ja zawsze obracam w głowie klika ważnych dla mnie myśli, kręcę nimi, zlepiam, ulepiam w inną całość. Szlifuje je tak by po biegu mieć jakieś spójne wnioski.
Silniejszy po ukończeniu biegu zawsze widzę problem luźniejszym, łatwiejszym do przebrnięcia. To trudne do wytłumaczenia ale czy jesteś w ekstazie, emocjonalnym zblazowaniu, wkurwieniu i braku sił, masz w sobie boski potencjał. Stąpasz swoimi nogami, krok po kroku pokonujesz siebie i swoje słabości, biegniesz na pohybel, na przekór towarzyszącemu bólowi w nodze, rośnie ci siła, potencjał i wiesz że gdy tylko dobiegniesz do celu staniesz się jeszcze bardziej ekspansywny niż byłeś. Nastąpi pauza, stop klatka a ty siądziesz z butelką izotonika na brzegu szepcząc i ciesząc się że jest po prostu dobrze, udało się.:) Jestestwo sportowe zostało osiągnięte :)
Plany treningowy, ruszył pełną parą, Nowy rok rozpocząłem tygodniową kontuzją, dość silną. Bieganie poczynia niesamowite rezultaty, jego walor jest nie do przecenienia, ale obserwuj swój organizm i nie bagatelizuj drobnych symptomów….
Zabierz człowiekowi tlen, a zator gwarantowany. Ten intelektualny, inwencyjny, kreatywny. Jednym słowem sport i jego siła są nam niezbędne w każdej materii życiowej. Według mnie wzór matematyczny na życie to praca, kobiety i sport. Jeżeli w tych dwóch pierwszych punktach doznajesz nierównowagi, sport a głównie bieganie zawsze odnajdą i pomogą ci znaleźć światełko w tunelu, bo ona pojawia się zawsze.
Tylko biegnij, nieważne czy jesteś w stanie ekstazy, uniesienia, czy dojmującego smutku. Ono zawsze da ci wewnętrzną siłę i pokaże przekrój społeczny i życiowy w całkiem innej perspektywie. Klika dni temu doznałem pierwszej poważnej kontuzji. Rozpocząłem 5 miesięczny cykl treningów wedle planu, planu który stał się dla mnie pryncypium działania i celu. Biegam od dłuższego czasu, przebiegłem kilka pół maratonów, klika mniejszych lokalnych biegów więc naturalną konsekwencją stało się dla mnie wyniesienie na piedestał mojego biegania liczby 42, 195 km.
Z impetem ruszyłem w treningi, nie było taryfy ulgowej. Pogoda niebyła żadną przeszkodą. Biegałem w najbardziej skrajnych warunkach, po śnieg, topniejąca breję, czy padający, nie przyjemny deszcz. Wszystko zaczęło się kręcić w rytm codziennych treningów. Aż tu nagle któregoś dnia pojawiło się nade mną „biegowe Memento Mori”, upadłem i nie miałem siły na kompletnie nic. Bóle w kręgosłupie, mrowiące, przeszywające klatkę piersiową. Okazało się że przesadziłem i jeden z Medycznych terminów: przewiało mnie.
Szybkie treningi, basem, siłownia. To wszystko jest świetną i zdrową mieszanką wzmacniającą trening ale podkręcenie śruby zbyt mocno zawsze załączy alarmujące dzwoneczki. Dzym, Dzyn, Dzyn. One pojawiły się u mnie. Nie miałem siły chodzić, osłabiło mnie do reszty, straciłem siłę. Przez pierwszych klika dni nie myślałem o sporcie, musiałem postawić się na nogi. Maście rozgrzewające, i tego typu podobne farmaceutyki miały mnie wskrzesić do ponownej walki. I oczywiście usłyszałem znamienne Hasło Panie Robercie „Proszę zwolnić”.
Zabolało przez chwilę, ale miałem świadomość tego, że przesadziłem i się lekko przetrenowałem. Te głosy wybrzmiewały zewsząd: od Katarzyny F, po rodzinę itd.
Podczas tych dni w głowie obracałem tylko jedną myśl. Cały plan treningowy pal licho. Przecież te prawie 2 tygodnie przerwy uśpiło mi całe przygotowania, strącę formę... Ale ok, sam czułem że potrzebuje odpocząć. W tydzień postawiłem się na nogi. Drugiego nie wytrzymałem już do końca. To nie tak drodzy czytelnicy, ja szanuje swój organizm, słucham jego zaleceń i wskazówek, ale tym razem usłyszałem krótkie wołanie niczym spragnionego pielgrzyma:
"Zabierz mnie na krótką przebieżkę, zakładaj buty i bez szaleństwa a z umiarem idź pobiegać."
Cóż mogę powiedzieć, wy dobrze wiecie czytelnicy, że tak drobna z pozoru czynność jak bieganie może tak uwarunkować nam życie. Ja już nie mogę bez treningów, one muszą być, nawet tylko te 3 razy w tygodniu, Ale muszą. Bez sportu tracę siłę, ciało oplata mi się korozją, Energia uchodzi, brak mi dobrego nastroju i czuje się jak zagubione w środku lasu dziecko. Ale tak jak po nocy wstaje dzień, tak ja wiem że każdego dnia wkładając na nowo moje biegowe buty robię krok ku kolejnym etapom samodoskonalenia się...
"Bo biegnąc każdego dnia i ustawicznie walcząc ze swoimi słabościami nasz wewnętrzny X Factor staje się coraz bardziej promienny i świetlisty. Maraton jest dla każdego z nas. TYLKO umiar w tym wszystkim jest niezbędny."
P.S Kaśka jeszcze 3 miesiące i jedziesz ze mną na mój pierwszy Maraton do Krakowa :) Dzięki że jesteś. |
| | Autor: Mars, 2013-02-17, 21:28 napisał/-a: Raczej byłoby mało strajków bo zdrożałby tylko alkohol a nie żywność. Więc takie strajki powinno się stłumić i alkohol i tak podrożałby o tyle co było zaplanowane. Pomimo strajków nie powinno być żadnej uległości ze strony rządu. Chyba bardziej niż strajków rząd obawiałby się, że ludzie zaczną masowo nielegalnie pędzić bimber w domu, tak jak to było w PRL.
Ale też powinny być kampanie reklamy społecznej w telewizji i na bilbordach, że picie i palenie jest szkodliwe. Chociaż takie kampanie są raczej mało skuteczne. Na zmianę mentalności ludzi potrzeba kilkunastu lat. | | | Autor: Mars, 2013-02-17, 21:31 napisał/-a: I powinno się pozabierać renty pijakom osiedlowym, którzy codziennie chodzą pijani. | | | Autor: jacaranda71, 2013-02-19, 11:31 napisał/-a: To też by nic nie dało - nie mieliby legalnej kasy, to by kradli. Na moim małym osiedlu są 3 całodobowe sklepy monopolowe. Spożywcze i apteki zamykają ok. 20.00.
Widać, co ludziom jest bardziej potrzebne... Ech. Może to kwestia biedy, smutku i rozżalenia. W krajach, gdzie ludzie są generalnie szczęśliwi i potrafią się bawić, pomimo dostępu do alkoholu, nie ma takich problemów z alkoholizmem. | | | Autor: Mars, 2013-02-20, 23:03 napisał/-a: Pomimo tego nadal uważam, że powinno się w Polsce bardzo ograniczyć liczbę sklepów z alkoholem i powinien on stać się towarem luksusowym, czyli bardzo drogim. Alkoholików powinno się brać na przymusowe leczenie odwykowe.
W Belgii tradycją jest, że na weselach zamiast wódki jest piwo. I tam nie ma takich przypadków żeby ktoś na weselu upił się na umór.
Do alkoholizmu przyczynia się bieda? Pewnie tak jest, ale to też trochę dziwne bo te biedne osoby muszą mieć kasę na alkohol. Lepiej jakby ludzie zamiast alkoholu jedli jabłka i popijali mlekiem - wychodzi taniej i bardziej zdrowo :-) | | | Autor: a.Klimczak, 2013-02-20, 23:09 napisał/-a: Alkohol powinien być dostępny tak jak teraz, a nawet bardziej. Według mnie koncesja na jego sprzedaż winna być zbędna. I zdjąć akcyzę. By był tańszy.
A to co piszesz o przymusowym leczeniu alkoholików jest smutne. Wedle mnie powinni się leczyć jeśli chcą, jak nie chcą, to niej piją. Każdy powinien robić co mu się podoba.
To samo papierosy, akcyza na nie to głupota.
W ogóle akcyza to zło. | | | Autor: Hung, 2013-02-20, 23:43 napisał/-a: To nie jest takie proste, bo pomijając aspekty zysku Państwa ze sprzedaży, to kto ma stwierdzić kogo uznać za alkoholika, kto ma stwierdzić kogo wysłać do takiej komisji, by został zweryfikowany? Wiele razy, w wielu krajach (w Polsce również) próbowano wprowadzać zakaz lub ograniczenie handlu alkoholem i nie powiodło się. Jedynie w krajach skandynawskich podobne ograniczenia funkcjonują ale za to jest bardzo rozpowszechnione bimbrownictwo, pomimo że te kraje są bogate i stać obywateli na drogi alkohol. Im społeczeństwo biedniejsze i mniej uświadomione, tym więcej pijących nałogowo. Nic w tym dziwnego, że biedny, niepracujący pije i pali, bo co ma robić? Jeśli nie potrafi (nie może) znaleźć pracy, to tym bardziej nie będzie potrafił pozbyć się tego nawyku a samo spożywanie - w ich mniemaniu - odstresowuje. Ale i ludzie bogaci, wykształceni nie są od tego wolni, bo ich znowu dopada stres i strach przed stratą zysku (dobrego interesu), przeciążenie psychiczne, a już artyści - jako bardziej wrażliwi - jeszcze bardziej są podatni na opętanie nałogiem. Przykład wesela w Belgi i innych, podobnych państwach, polega na tym, że tam wesela nie wyglądają tak jak u nas ale dlatego, że organizatorzy serwują gościom "ciasteczko, herbatka i wypierdatka" a zaproszony, jeśli chce, to może sobie sam dokupić brakujące procenty. Zaś w Polsce wiadomo - "zastaw się a postaw się". I nagminne: "co, nie wypijesz?", "jak nie pijesz, to znaczy, że podpie....asz", "ze mną się nie napijesz?". Powoli z papierosami się poprawia, czyli pali - sukcesywnie - coraz mniej ludzi. Gorzej z alkoholem, pije chyba coraz więcej. Walka jest ciężka, bo dochodzą inne używki groźne, np. narkotyki. Radykalizacja postępowania z uzależnionymi może się nie sprawdzić. Doświadczył tego Pan Bóg, który ostrzegał, że za owoc zakazany będzie kara, a ludzie - mimo to - zrobili po swojemu. | | | Autor: arco75, 2013-02-27, 11:03 napisał/-a: ...z skąd ja to znam, jestem już od 3 lat wolnym człowiekiem-biegaczem, wolę endorfinki od nikotynki, ale whiski od świeta nie odmawiam, dla biegania warto rzucić fajki. | | | Autor: Henryk W., 2013-03-22, 19:05 napisał/-a: Gdybym miał jeszcze raz 18 lat nie sięgnąłbym po papierosa.
To co sobie narobiłem przez 30-letni tytoniowy nałóg to tragedia. Ostrzegam nie palcie a jak już palicie to rzućcie to czym prędzej. | | | Autor: kalinospl, 2013-03-22, 23:44 napisał/-a: To podobna jedna z chorób wieku dziecięcego - jak ktoś nie palił przed 18stką to jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie palić nigdy. Ja niestety "zachorowałem", ale jak byłem mały to paliło się wszędzie - w pracy, w szkole, na wycieczkach w autokarach itp. więc ciężko było się ustrzec. Ale paliłem "tylko" 15 lat | | | Autor: Mars, 2013-03-23, 22:13 napisał/-a: Ja nigdy nawet nie spróbowałem papierosa jak to smakuje. Ani razu. Zawsze bałem się, że mogę się udusić dymem i tak mam do tej pory. Nie przeszkadza mi jak ktoś pali w moim otoczeniu, ale zawsze sobie myślę, że nie będę sobie wpuszczał tych dymów do brzucha i wydawał kasę na skrócenie sobie życia. Po prostu boję się palenia i aby chcę ten mój lęk przed papierosami trwał do końca życia :-) | |
|
| |
|