W niedzielę dane mi było zmierzyć się osobiście z teorią wyrażoną w jednym z ARTYKUŁÓW twierdzącą, że trasa Sielsia Marathonu sprzyja ustanawianiu rekordów życiowych. Wprawdzie artykuł był oparty na ciekawie dobranych statystykach, zakończony pytajnikiem oraz napisany w tonie dość żartobliwym, jednak potraktowałem całą sprawę na poważnie i rzeczywiście - nowy rekord ustanowiłem. Nie uprzedzajmy jednak faktów :-)
Prognozy pogody na minioną niedzielę były zachęcające. O godzinie 9:00 rano termometr miał wskazywać 14 stopni, by w południe oscylować w okolicach 19-20. Tu niestety spotkała biegaczy niemiła niespodzianka - już w chwili startu było dużo cieplej, a na trasie biegliśmy raczej w 26-27 stopniach niż w 20. Słońce nie próżnowało i drogę nam oświetlało :-)
Moim osobistym utrudnieniem był fakt, że po nieprzespanej nocy poświęconej nocnemu zwiedzaniu Katowic rankiem okazało się, iż w Biurze Zawodów nie można kupić żadnych "koksów" na trasę - elementów dla mnie niezbędnie niezbędnych... Taki efekt uboczny i urok biegów organizowanych w centrach handlowych, które niezwykle niechętnie pozwalają na tworzenie "konkurencji". Wszak od handlu są one, a że w godzinach startowych wszystkie sklepy były zamknięte, przyszło mi biec bez zapasów.
Zobacz Galerię Zdjęć
Już pierwsze kilometry pokazały, że lekko nie będzie. Trasa wiodła pod słońce i pod górkę, choć jeszcze niezbyt wyczuwalną ze względu na dobre nastroje. Planów nie miałem ambitnych, ot - dobiec do mety. Tydzień wcześniej biegłem w Maratonie Warszawskim, który pokonałem w rozsądnym czasie 4 godzin 33 minut - więc zdawałem sobie sprawę nie tylko z niewyspania ale i z braku regeneracji po poprzednim starcie. Biegło się jednak nadspodziewanie lekko, choć pot lał się z czoła - każdy kilometr pokonywałem w około 6-10 sekund szybciej niż w stolicy.
Żeby nie budować zbyt długo napięcia... Stało się to, co stać się musiało :-) W mojej 24 letniej karierze startowej nigdy nie "poskładało" mnie tak, jak pomiędzy 17 a 20 kilometrem na PKO Silesia Marathonie. W ciągu zaledwie trzech kilometrów z narwistego konia arabskiego została tylko Nasza Szkapa :-)
Przerażające było wszystko - zarówno dystans dzielący mnie od mety (jeszcze 22 kilometry!), stan świadomości (Co to za miasto? Która strona jest lewa? Gdzie mam zegarek?) jak i wspaniałe hasło rozwieszone między drzewami na półmetku: "Połowa za Wami, teraz już tylko są górki!" Udało mi się jednak nie ulec panice, i zdecydowałem domaszerować do 25 kilometra by tam podjąć decyzję co dalej.
648 | 550 | 694 | 729 | 829 | 1198 | 1174 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2013 | 2014 | 2015 | | -15% | +26% | +5% | +14% | +45% | -2% | Historia frekwencji OPEN |
050 | 047 | 058 | 060 | 102 | 122 | 2009 | 2010 | 2011 | 2012 | 2014 | 2015 | | -6% | +23% | +3% | +70% | +20% | Historia frekwencji KOBIETY |
W maszerowaniu mam wieloletnie doświadczenie. Wprawdzie raczej na odcinkach od 35 do 42 kilometra, ale kto nie lubi wyzwań ??? Kilkanaście lat temu spowodowanym kontuzją marszem od 18 kilometra ukończyłem Maraton Warszawski w czasie 4:55. Więc dotarcie do mety wydawało się realne - kwestia samozaparcia. Zresztą po kilku kilometrach odpoczynku powinno być lepiej, prawda? Dlatego mijając 25 km uzbroiłem się w cierpliwość, przeliczyłem tempo (trasę pokonywałem w tempie 9 minut/km) i wyszło mi, że do limitu 6 godzin mam jeszcze sporo zapasu.
W międzyczasie dopadły mnie skurcze... pleców! Coś niesłychanego. Wdrapując się pod górki odruchowo garbiłem się, więc nadwyrężyłem mięśnie pleców które odmówiły współpracy. Pomogło odchylenie w sztuczny nieco sposób głowy do tyłu, choć nie wyglądało to sympatycznie - mijani kibice byli pełni przerażenia na mój widok :-) Całe szczęście przeszło mi w Nikiszowcu - najwspanialszej chyba części trasy Silesia Marathonu. Cud, miód, palce lizać - nie miałem pojęcia o istnieniu takiego miejsca! Jednak opłaca się biegać maratony - choćby ze względów turystycznych!
Kolejne kilometry mijały w żółwim tempie, ale spodziewana regeneracja nie nadchodziła. Mówiąc "w żółwim tempie" mam na myśli dokładnie tempo żółwia - to nie przenośnia. Idąc 9 minut / kilometr w ciągu godziny pokonuje się 6.5 kilometra... Na psychice ciąży niezwykła myśl, że do mety 12 kilometrów, czyli ponad 2 godziny męki :-) Cierpią więc nie tylko nogi, plecy, stopy - ale także głowa. A regeneracja wciąż nie nadchodziła, wręcz przeciwnie - było coraz gorzej...
Na 34 kilometrze przydarzyło mi się coś, czego nigdy wcześniej nie doznałem... Poskładało mnie po raz drugi, tym razem w marszu! Nagle pobocze zaczęło falować, horyzont uciekać, głowa dziwnie funkcjonować. Zauważyłem, że coraz trudniej przychodzi mi trafiać nogami w chodnik... Uczucie nie dające się z niczym porównać. Momentalnie przypomniały mi się te wszystkie historie, które przecież sam wielokrotnie oglądałem, o reanimowanych na trasie biegu biegaczach.
Nie miałem ochoty wylądować w karetce a czułem, że robi się niebezpiecznie. Było to jednak o tyle dziwne, że przecież szedłem, nie biegłem! Powinno być z każdym kilometrem lepiej a nie gorzej! Na punkcie żywieniowym na 35 km dziewczyny zadały sakramentalne pytanie "Czy wszystko w porządku? Czy możemy jakoś pomóc?". Oho, dotarło do mnie, zaraz będą mnie zdejmować z trasy...
Nie było to zbyt mądre, bo chyba faktycznie dla bezpieczeństwa trzeba było usiąść i zrezygnować. Jednak człowiek umie się kierować głupotą i źle rozumianą chęcią walki. Poszedłem więc dalej wpatrując w plączące się nogi. I wiecie co? Nic nie było lepiej. 36, 37, 38 kilometr - dłużyło się niesamowicie bo tempo marszu spadło do 12 minut na kilometr. To już był spacer nie marsz...
Na 38 kilometrze, na punkcie zorganizowanym przez SklepBiegacza.pl zjadłem jakiegoś słodkiego batona. Mega słodkiego. I stała się rzecz niespodziewana - ta mała cukrowa przekąska w ciągu 5 minut postawiła mnie na nogi. Jeszcze chwilę wcześniej byłem pełen obaw czy dojdę do mety, czy pokonam te ostatnie 4 km, a po 5 minutach... biegłem! Takie proste - wystarczyłoby wypić puszkę coli! Po prostu brakowało mi cukrów!
Ostatnie 2 kilometry to była przyjemność, miałem siłę nie tylko biec, ale pogadać z kibicami, spytać czy mam dużą stratę do lidera, i czy warto jeszcze gonić. Przybijałem piątki, po prostu zmartwychwstałem :-)
Na mecie czułem się wypoczęty i zregenerowany, mimo że pół godziny wcześniej nie wyobrażałem sobie powrotnej jazdy do Torunia a moim marzeniem było położyć się na mecie i stracić przytomność. Po 10 minutach poszedłem do auta, i pojechałem samodzielnie w 400 kilometrową trasę pełen optymizmu. Pokonałem Silesia Marathon z nowym rekordem życiowym! W drugą stronę :-) 5 godzin 20 minut netto - to robi wrażenie, chyba zostałem ultrasem :-)
Wyniki PKO Silesia Maraton - Mężczyźni:
1. TARAS SALO, UKR - 02:33:09
2. CZARNECKI RAFAŁ, POL - 02:34:27
3. DEMYDA ANATOLII, UKR - 02:34:56
4. LABZIUK OLEKSANDR, UKR - 02:35:28
5. GAŁĄZKA MARCIN, POL - 02:38:17
6. GIŻYŃSKI PRZEMYSŁAW, POL - 02:39:51
Wyniki PKO Silesia Maraton - Kobiety:
1. WŁODARCZYK PATRYCJA, POL - 02:54:36
2. KUZYK AGNIESZKA, POL - 03:10:24
3. GIŻYŃSKA KAROLINA, POL - 03:14:57
4. MADZIK ALEKSANDRA, POL - 03:18:14
5. CZARNECKA LIDIA, POL - 03:35:33
6. SKOTNICZNA KAROLINA, POL - 03:38:09
ZOBACZ PEŁNE WYNIKI MARATONU
Jakie z tego płyną wnioski? Jest ich kilka: noc przed maratonem przespać a nie przezwiedzać, jeść, pić, żywić się, brać poprawkę na pogodę. Być ostrożnym, bo skończenie w rowie jest rzeczywiście dostępne dla każdego. To nie są odkrywcze zasady, bo znam je doskonale. Czasem tylko nie mam ochoty się do nich stosować :-)
I jest jeszcze jedna zasada ułatwiająca ukończenie maratonu w przyzwoitym, a przynajmniej w akceptowalnym czasie... Trzeba do tego maratonu TRENOWAĆ - to bardzo pomaga :-)
Dotychczasowi zwycięzcy:
Mężczyźni:
2015 - TARAS SALO, UKR, 02:33:09
2014 - CZARNECKI RAFAŁ, POL, 02:35:58
2013 - GLAJCAR JAKUB, POL, 02:35:35
2012 - CZYŻ GRZEGORZ, POL, 02:42:04
2011 - PRZEMYSŁAW ROJEWSKI, POL, 02:26:37
2010 - YURY KAPTSERAU, BLR, 02:35:02
2009 - OLEXIY MEDENTSOV, UKR, 02:25:48
Kobiety:
2015 - WŁODARCZYK PATRYCJA, POL, 02:54:36
2014 - WLODARCZYK PATRYCJA, POL, 02:57:58
2013 - KALARUS EWA, POL, 02:57:24
2012 - EWA KALARUS, POL, 03:11:44
2011 - NATALIYA HRYHORYEVA, BLR, 02:59:48
2010 - VOHLA YUDZIANKOVA, BLR, 02:55:38
2009 - VOLHA KAMINSKAYA, BLR, 02:51:41 |
|