2016-08-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| I znowu się odrodziłem .... (czytano: 1014 razy)
Chciałem to przeżyć raz jeszcze, to uczucie zostawia tylko „pełniak”.
W wodzie ,na szosie i trasie biegowej jest tyle czasu na przemyślenia co ja tak naprawdę chcę w życiu robić i na czy mi zależy .
To jest też czas na myślenie o bliskich tych którzy już odeszli i ci którzy są obok mnie.
Zapakowałem więc do południa w sobotę cały majdan oraz Aśkę i Jerzyka aby świętować.
Zajechaliśmy do biura zawodów w kompleksie sportowym Zawiszy i odebraliśmy pakiet startowy.
Potem odprawa i worek z butami biegowymi wylądował na wieszaku w strefie T2.
Dalej wyjazd do Borówna i krótka przejażdżka rowerem w celu sprawdzenia sprzętu.
Wstawiłem rower w strefie T1 i około 17 wyjechaliśmy na nocleg. Sowity posiłek i o 20ej do łóżka.
Niestety młody był wyraźnie podirytowany i dawał czadu płacząc z niewiadomych przyczyn.
W końcu około 21 usnął .Odetchnąłem
Pobudka o 4ej i śniadanko. Czułem się wypoczęty więc myślę sobie że powinno być OK
Gdy stanąłem rano na plaży wiedziałem że będzie bolało ale to jest rodzaj pokuty za to czego nie udało mi się zrobić .Z drugiej strony cały czas siedziała mi w głowie myśl że ja nie będę walczył z konkurencją ale sam z sobą.
Dlatego byłem wyraźnie spokojny nie ponosiła mnie adrenalina współzawodnictwa.
Wiedziałem też że ostatnimi czasy moje pływanie uległo poprawie a to tylko za sprawą mojego trenera Tomka Górzyńskiego. Kiedy trenuję i pływam na zawodach myśli moje krążą wokół jego spokojnych rad które z przewijają się w głowie gdy tylko wybije mnie coś z rytmu.
To jemu zawdzięczam to co udało się w tej wodzie wypracować.
Na pływaniu ruszyłem raczej spokojnie żadnego szarpania tempa w końcu jest trochę wachlowania.
Wyniki z poszczególnych 950 metrowych pętli potwierdzały w miarę równe tempo więc gdy wyszedłem z wody z czasem 1godz 18 wybiegłem z wody stwierdziłem że jest dobrze .Co ciekawe nie byłem mocno pijany i dość szybko i sprawnie poradziłem sobie z pierwszą strefą. Miałem wrażenie że zawodnicy obok mnie guzdrali się przy przebieraniu. Wybiegłem na trasę rowerową która w przeciwieństwie do ubiegłorocznej wydłużyła się o ok 700 metrów. Było to o tyle dziwne gdyż ostatnimi czasy organizatorzy wielkich imprez triathlonowych mają tendencję do skracania tras szczególnie rowerowych. Pierwsze kilometry roweru utwierdziły mnie że „pod nogą jest power”.Wyraźnie też dało się odczuć coś pozytywnego. Po przejechaniu pierwszej pętli najbardziej zniszczone odcinki asfaltów zostały naprawione i jechało się całkiem nieźle. Oczywiście drażnią kolarzy aż cztery agrafki które spowalniają tempo a podjazd w Myślęcinku wchodzi w nogi tym bardziej że trzeba go pokonać aż 4 razy.
Kilometry na liczniku ubywały dość szybko i sprawnie wyprzedzałem kolejnych zawodników .
Na pierwszej pętli łyknąłem kolegę z klubu Remka który w wodzie wypracował ośmio-minutową przewagę.
Krzyknąłem do niego dodając mu otuchy. To jego debiut na tym dystansie i podczas krótkiej rozmowy na plaży czułem że jest spięty.
Popędziłem dalej. Niestety na drugiej pętli zaczęły się kłopoty z rowerem. Pękła bowiem podkładka trzymająca jarzmo siodełka. Zanim się zorientowałem przejechałem około 3 kilometry jak zakonnica z luźnym siodłem. Stanąłem w końcu na rozjeździe gdzie znajdowali się strażacy i zauważyłem że brakuje jednego elementu trzymającego siodło na miejscu . Szybka decyzja, zostawiam siodło i resztę części . Wracam z powrotem gdzie to się stało. Wpatrując się w szosę szukam małego elementu. Odnajduję…
Wracam do strażaków i pytam o klucze rowerowe,niestety nikt nie ma. Zabieram więc cały zestaw części i z siodłem w ręku zasuwam na nawrotkę do Borówna obok plaży .Może tam coś się znajdzie. Krzyczę w kierunku małej grupki kibiców. Macie klucze ! Wyciągają z górala zaparkowanego przy drzewie odetchnąłem Uhh . W pośpiechu składamy całe ustrojstwo do kupy odwracając śrubę mocującą jarzmo w drugą stronę .Skręcam mocno i wsiadam na rower. Upewniam się że wszystko jest ok i rozkręcam zestaw .Remi znów jest przede mną. Utrzymuję jednak równe wysokie tempo i utwierdzam się że jest dobrze po kilku zerknięciach na licznik .”Idę pomiędzy 35 – 37 km/h . Dystansu jest jeszcze dużo więc powinienem odrobić straty.
Nogi wyjątkowo dobrze kręcą nie czuje skurczy więc pociskam. Pilnuje się też z jedzeniem i piciem bo w zeszłym roku zapłaciłem frycowe na biegu .Co rusz sięgam po bidon i konsumuję na przemian batony i żele.
Prognoza pogody się jednak sprawdziła. Pierwszy deszcz chlusnął ok 11 ej. Zalał asfalt kałużami a pryskająca woda z pod kół fontannami opływała po kasku i okularach. Nie zwalniam na prostych wybieram optymalny tor jazdy omijając wszystko to co się da. Systematycznie doganiam kolejnych zawodników oraz Remka Utwierdzam się w przekonaniu że jest dobrze. Zwalniam tylko na rondach i ostrych zakrętach gdyż szytki są bardzo czułe na takie warunki.
Kończę trzecią pętlę rowerową na chwilę przestaje padać .Wpadam na punkt żywieniowy za nawrotką łapie bidon z izotonikiem i banana. W pośpiechu odgryzam ćwiartkę banana i próbuję trzymając resztę chwycić drugą ręką za mokrą kierownicę. Banan z luźną skórą wyślizguje się spod dłoni .Tracę równowagę i już sunę po asfalcie. Szybko próbuję pozbierać się z ziemi. Odnowione z przed trzech tygodni szlify na lewym łokciu oraz boku odsłoniły znów swoje krwawe oblicze. W pośpiechu zakładam brudny łańcuch na zębatkę i ruszam.
Zakrwawiony łokieć polewam wodą z bidonu i ostrożnie próbuję ułożyć go na poduszce od kierownicy.
Myślę jednak pozytywnie chyba dość już tych przebojów na dzisiaj. Będzie tylko lepiej .
Spoglądam na licznik 14o km więc odcinam kilometr po kilometrze ostatnią pętlę.
Znowu leje. Kałuże na szosie coraz większe i wyraźne zagęszczenie na trasie kolarskiej. Powód to zawodnicy dystansu „połówki”
Dojeżdżam do Borówna i zaliczam pierwszą agrafkę Tutaj przykleja się do mnie pierwszy zawodnik który siedząc mi na tyłku nie za bardzo ma ochotę na samotny odjazd tylko markuje. Delikatnie odpuszczam aby sędziowie nie robili problemów i czekam na rozwój wydarzeń . Prędkość wyraźnie spada do 32 km/h ale nie wychylam się.
Nawrót na drugiej agrafce i znajomy odgłos syku przebitej opony. Przeklinam w głębi duszy i spoglądam z zaciekawieniem czy to z przodu czy z tyłu. Znowu przód. Zostało tak niewiele nie mogła poczekać!
Trudno jadę dalej . Szybko odjeżdża mi rywal potem kolejny itd. Mokra jezdnia i przebita opona to już inna bajka ale cisnę w korby . Do Bydgoszczy około 20 km to już tak nie daleko ale trzeba tam bezpiecznie dojechać .Wolniej ale dojeżdżam.
Oddaje rower i na brudne i mokre skarpety zakładam buty na nogi i zaczynam bieg. Czuję że jestem wyjątkowo „świeży”.
Z kilometra na kilometr biegnę tak jakbym nie był zmęczony .Na każdym punkcie chwytam jednak picie i jedzenie. Po pierwszej pętli spoglądam na zegar umieszczony na rampie i widzę 7: 37.
Powoli myśląc kalkuluję .Jeśli jest do przebiegnięcia 6 pętli tzn. że jeśli utrzymam tempo będzie dobrze.
Boję się tylko o mokre stopy i odparzenia ale odrzucam złe myśli .Wyszukuje w tłumie kibiców mojej rodzinki.
Aśka częstuje mnie Red Bulem i lecę jak na skrzydłach.
Pętle pokonuję trochę bezmyślnie aby nie martwić się tym co przede mną. Czytam napisy na asfalcie „ Nie ma nie mogę” więc mogę..
W parku mało kibiców pogoda sprawiła że spacerowiczów jak na lekarstwo .Zaciekawił mnie jednak kibic który na każdej pętli w lasku Myślęcinka krzyczy do mnie Toruń jest z ciebie dumny!
Zastanawiałem się kto to jest ? Ale ciemności panujące w tym miejscu i zmęczenie nie pozwalało dostrzec znajomego.
Na ostatniej pętli biegowej dostrzegam w okolicach bieżni sportowej piechotą podążającego Remigiusza.
Wiem co czuje . Jestem z niego dumny że odważył się zmierzyć z tym dystansem i ukończyć go .
Mam tylko nadzieję że to co przeżył go wzmocni a nie zniechęci.
Ostatni punk żywieniowy odpuszczam i wyciągam żwawo nogi . Wpadam na metę.
Time 10h i 40 min . Życiówka pobita o bagatela 45 min. Jak to możliwe? Przecież tyle rzeczy po drodze się zdarzyło. Nie poddawać się mimo problemów ,szukać szybko scenariuszy bo takie jest życie ,Nieprzewidywalne. Ile to jeszcze wyzwań stoi przed nami Można ,można…….
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora ronan51 (2016-08-22,20:06): to aż strach pomyśleć że gdyby nie te przeciwności to jaki czas byś wykręcił jeszcze byś zrobił limit na Hawaje?ha ha ha
|