2013-10-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jestem Maratończykiem ! (czytano: 1790 razy)
Zaczynając biegać ( jakieś 2 lata temu ) moim marzeniem był Maraton Poznański. Było to aż tak silne, że moim jedynym postanowieniem na 2013r był właśnie Poznań. Tak właśnie zacząłem startować w zawodach. Kilometry gdzieś przecież wybiegać trzeba było. Mimo to marzenia ze względów osobistych trzeba było przełożyć na przyszły rok. Ale nic straconego. Od pewnego czasu zaczął ze mną biegać Tata. No i po próbnych 43km w okolicach Rogoźna ( kochana miejscowość niedaleko Poznania ) stwierdziliśmy że uderzamy na Toruń. Pikuś że tydzień przed opłacony mieliśmy już Samsung Półmaraton. 27.10 - Toruń - przegłosowane. Wszystko było ok. Dwudziestego przebiegłem połówkę ( nawet wygrałem lodówkę w losowaniu - a co ? Kto bogatemu zabroni ) i poczeły się nerwy. Przecież to 42km. Czy złamie 4h? A może rzucić się na 3h30? Czy nogi to wytrzymają? Im bliżej tym gorzej. By było jeszcze ciekawiej, Tata który jest moją podporą złapał poważną kontuzję i zdecydował się nie startować. Ale, by nie popaść w kompletnego doła, biegli inni znajomi poznani na wcześniejszych imprezach. Zaszczyt przecież pobiec z "jedynką". Do Torunia dotarliśmy dzień wcześniej. Rynek o ciemku jest genialny! Spotkanie ze znajomymi, makaron ( swoją drogą przykro, że tak szanowany maraton jak Toruński - zwłaszcza 31. edycja - nie robi pasta party przed biegiem ) i na nocleg. A tam jeden debiutant i masa ponad 100maratończyków. Fajnie jest posłuchać doświadczeń innych, zwłaszcza gdy bierze cię trema. Na drugi dzień śniadanie, depozyt. I zdziwienie. Kolega z Ciechocinka startuje z numerem 1. Co? Ludzie zaciekawieni. Kim Pan jest? Jak Pan wygrał? A to po prostu brak Vipów na trasie zrobił swoje. Po 10 na 5.4.3.2 START! Ruszyli. Tak. Też się zdziwiłem że zgubili jedynkę. Ale co poradzisz. Pogoda z każdym kilometrem robiła się coraz gorsza. A ja na 3km poczułem dlaczego nie biega się połówek przed maratonem. Ale biegniemy dalej. Do 20km tylko czuję nogi. Na połowie rozpoczyna się armagedon. Silny wiatr na dodatek w naszym kierunku i ulewa. Paru ludzi natychmiast łapie stopa i rezygnuje. Ja zrozpaczony biegnę dalej. Chwila nie minęła a moje fioletowe spodenki, zrobiły się natychmiast czarne. Kolega się śmieję, pociesza. Dla niego to już 8 maraton. 25km - weryfikacja sił. Co rusz ktoś się zatrzymuje. Co rusz ktoś masuje mięśnie. Jeden biegacz przy wyprzedzaniu nas pyta - czemu tak szybko ruszyliście? - by chwilę po tym zatrzymać się i już nas nie dogonić. Na szczęście punkty były w odpowiednich miejscach. Ani razu w ciągu całej imprezy nie czułem się ani odwodniony, ani głodny, ani przewodniony bądź przejedzony. Na 32km słyszymy że jest 13:15. I pokusa by złamać 4h mocno doskwiera. Przyspieszamy na 35km, by na 36 wrócić do poprzedniego tempa. Przychodzi 37km. Daj Boże metę. Ale wbiegamy już do Torunia. Nogi bolą strasznie. W dodatku napuchnięte, mokre. Zresztą mokre było wszystko. 40km. Mówię koledze żeby już uciekał bo muszę chwilę pomaszerować. Stadion z boku, ale trzeba jeszcze pobiec do ronda. Agrafka. Chwilę idę, by zaraz gonić kumpla. Nie dogonię go już. Stracę 1,5min. Wiem o tym, ale tylko myśl żeby go gonić daje jakąś siłę by wogóle podnieść nogi. Jest stadion. Sił nie ma, tak samo jak 42km. Ale nareszcie i ta tabliczka się pojawia. Ktoś mnie dobiega. Odzywa się przyzwyczajenie do finiszu, tylko sił już brak. Ale udaje się uciec. Wbiegam unosząc triumfalnie ręce w górze. TAK! Teraz mogę powiedzieć Sobie wprost: zasłużyłeś sobie na tytuł maratończyka. Nie przeszedłeś więcej jak kilometr. Organizacyjnie, podobno nie wyszło najlepiej, ale nie mi to roztrząsać. Ja w czasie 4;07;40 ukończyłem królewski dystans. Gdy inni szli - ja biegłem. Urzekł mnie obraz kawałka drogi na którym biegliśmy tylko dwóch - Ja i mój kolega. Reszta - jakieś 20 osób maszerowało. Muszę więc podziękować Mateuszowi: To dzięki Tobie! Mogę spojrzeć w oczy i z dumą powiedzieć: jest co pobijać. Dziś jest wtorek. Oprócz spuchniętej kostki nie czuję już nic. Odważyłem się nawet poćwiczyć na wf. Mimo zwolnienia od samego wfisty. Po 35min usiadłem na ławce, ale nie umiem patrzeć jak inni grają a Ja nie. Skakać do bloku na jednej nodze - coż. Winiarski, czy Nowakowski pękli by ze śmiechu :D Ale mam już podstawę do bicia na 42km. I postanowienie na kolejny rok: Maraton Poznań :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu msm_84 (2013-10-30,08:55): Gratulacje! Witam w gronie maratończyków;) paulo (2013-10-30,09:05): Piękny debiut. Gratuluję i do zobaczenia za rok w Poznaniu :) WojtekGR (2013-10-30,13:19): Dziękuję za miłe słowa. Do zobaczenia w Poznaniu! :D
|