2013-07-29
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| PIERWSZY POST CZYLI MOJA SKROMNA HISTORIA BIEGOWA (czytano: 1454 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=2&code=2516
Zacznijmy od tego, że kiedyś poprzez bieganie rozumiałem jakieś pół godziny w ciągu dnia poświęcone na ruszenie czterech liter, by utrzymać niezbędne minimum formy. Za bardzo się do tego nie przykładałem, zero rozgrzewki czy rozciągania, wiadomo – łatwiej o kontuzję niż jakikolwiek postęp, ale o tym za chwilę. Z czasem moje trasy wydłużyły się, więc zacząłem rozglądać się za jakimiś zawodami, tak dla porównania z innymi. Trafiłem na wiosenny Test Coopera, tam obiło mi się o uszy co nieco o Top Crossie (6,666km), w 2012 pobiegłem 3 edycje w przyzwoitym tempie + raz na Stawkach, ale to akurat był niewypał z mojej strony, bo niecałą godzinę przed biegiem wciągnąłem porcję spaghetti :D strzał w kolano w wykonaniu amatora, nic dodać nic ująć. Jakby tego było mało, przed zimą moje prymitywne przygotowania przyniosły jedyny należny rezultat – kontuzję prawego kolana, która czasem jeszcze się odzywa. Wiedziałem, że jak chce zaliczyć rok 2013 do udanych, to muszę coś zmienić.
Treningi wznowiłem w środku zimy, więc popracowało się trochę nad siłą, wzmocniło nogi, było lepiej. Plany są konkretne, klasyfikacja najwyżej jak mi się uda w lokalnych biegach, Top Cross (6km) na początek, zimowe edycje były ciężkie, ale znośne, praca przynosiła efekty, ale w marcu był jakiś dół i marny rezultat, jednak jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że bezpośrednio po tej właśnie słabej edycji zaproponowano mi przyłączenie się do AZS-u UMK. Wyzwania lubię, więc dawaj ;-) Na zawodach akademickich w Bydgoszczy przekonałem się, że brodzenie po kolana w śniegu na zbiegach nie zawsze dobrze mi wychodzi, gdzieś tam się przyhamowało no i powtórka z kontuzji :/ Lepiej zacznij sieroto ping-ponga trenować ]:-> Na tym w zasadzie moja przygoda z AZS-em się skończyła, kontuzja skreśliła dalsze ‘akademickie’ starty, nic do klubu nie wniosłem, ale jakoś głupio mi tak w ciągu roku barwy zmieniać i mącić organizatorom na listach startowych, więc do końca 2013 dobiegam jako członek AZS, potem chcę dołączyć do genialnej i wesołej ekipy Biegam bo Lubię Toruń, przynajmniej może uda mi się dołożyć jakąś małą cegiełkę gdzieś do klasyfikacji drużynowej :) Kolejne starty – zaczęło się GP Torunia (7,5km) i tempo wzrosło do 4km/min, oby tak dalej.
Nadszedł maj i moje pierwsze większe wyzwanie – złamać 40 min w Bydgoszcz na Start (10km). Biegałem już takie dystanse ale tylko treningowo, zawody człowiek traktuje zupełnie inaczej i więcej od siebie oczekuje. Stres był, średnio przespana noc, podróż pociągiem – ciekawe wspomnienia. Pierwszy raz widziałem na starcie tyle osób (ok. 880), teraz wrażenia nie robi, ale wtedy miałem tylko jedną myśl – ‘po jakiego grzyba ja tu jestem?’ Chwilę przed startem zauważyłem kilka znajomych twarzy z Torunia, pytam kolegę Bartka M. na ile biegnie, mówi że dziś lekko, bo wcześniej miał jakieś ważne starty, ale odesłał mnie do kolegi Łukasza K., który też chciał łamać. Zaprowadził mnie prawie na sam początek startujących, znowu myśl ‘co ja tu robię?’ ale już nie było czasu na panikę, końcowe odliczanie i ten charakterystyczny łomot serca chwilę przed pierwszym krokiem :D Łukaszowi się udało, mi brakło ponad półtorej minuty, ale jak na pierwszy raz i na to słońce byłem zadowolony, poza tym wiedziałem, że jakbym biegł bez Łukasza, byłoby dużo gorzej. Pierwszy medal, mimo że każdy dostawał, cieszyłem się jak przedszkolak na Kinder niespodziankę :D
Kolejne starty w lokalnych cyklicznych wyścigach, w tym m.in. nawróciłem się na GP Stawek (5km), po zeszłym roku został niesmak, ale dłuższe treningi nie mają sensu bez udziału w biegach, więc się przemogłem i się opłaciło, bieg krótki bo krótki, ale w końcu tempo poniżej 4km/min. W GP Torunia to samo, w Top Crossie nieco powyżej, ale to nic, kros ma swoje prawa :P Jakoś tak wyszło że w maju nabiegałem ponad 140km, wiedziałem że w czerwcu będzie jeszcze więcej, więc chyba pora na połówkę ;) O Unisławiu nasłuchałem się sporo, że bieg ciężki bo przez 20km patelnia a na koniec niczym wisienka na torcie masakryczny podbieg, ale kolega Boguś P., na tamtej trasie można powiedzieć weteran, poopowiadał trochę więcej i mnie uspokoił. Faktycznie, Unisław dla mnie osobiście okazał się bardzo szczęśliwy, przemyślany bieg, co prawda męczący, końcowe kilometry przysiągłbym że były jakby dłuższe, myślałem że może źle organizator pomierzył ;-) ale udało się, jako że pierwszy półmaraton i z uwagi na tą górkę oceniłem się na 1.40’ wyszło poniżej 1.28’ i 33 lokata, do tego w trakcie na dyszce praktycznie złamałem 40 min, więc rewelacja:)
Forma jest git więc nie ma co się oglądać za siebie, tydzień później z kolegą Michałem S. wybraliśmy się na piętnastkę do Lubiewa. Wcześniej wspominał mi o GP województwa, doszedłem do wniosku że jak pobiegnę w Lubiewie i praktycznie każdy kolejny bieg cyklu, to rzutem na taśmę uda mi się sklasyfikować, zatem do dzieła :) A nawet jakby się nie udało, to przynajmniej skompletuję sobie chyba wszystkie możliwe dystanse do połówki włącznie, zanim przyjdzie pora na coś naprawdę dużego. Bieg był dość słoneczny, dużych podbiegów nie było ale małych gęstawo :D Kolana trochę poczułem, jednak po asfalcie dobrze mi się biega, więc miałem nadzieję na złamanie godziny, brakło 8 sek., ale bez przesady i tak jest extra. Taka mała filozoficzna wzmianka, nigdy nie porównywałem swoich rezultatów do czasów kobiet, z logicznych powodów tzn. biologicznych predyspozycji uważam to za głupotę, jednak świadomość że kobieca czołówka, która naprawdę dawała radę, nie zdołała ‘przeskoczyć’ mnie na liście wyników, jakoś tak mnie podbudowała. Może dlatego bo wiem, że męskiej czołówki jeszcze długo nie dogonię, o ile w ogóle kiedyś.
Póki co to by było tylko tyle i aż tyle, bo jakby nie patrzeć opisałem tutaj biegowy rok mojego życia :) Wątpię, żeby wielu z Was czytało to do końca, ale jeśli ktoś znalazł w sobie tak duże pokłady cierpliwości, to dziękuję za uwagę i gratuluję zarazem ;-) Kolejne teksty powinny być nieco krótsze :D
P.S. Żeby pracę magisterską mi się tak lekko pisało jak ten artykuł… :D
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu lszalkowski (2013-07-30,09:38): No stary 1.28 w debiucie na półmaratonie - wielki szacun. bArFo (2013-08-19,20:30): Zaskakujesz formą. :)
|