2022-10-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Polowanie na TURA (czytano: 709 razy)
Ultratur to nowy bieg na wielkopolskiej mapie biegowej. W tym roku miała miejsce druga edycja. Dla mnie pokonanie 51 kilometrów było celem głównym na ten rok. Założenie było proste: machnąć ten dystans w 4 godziny 30 minut. Jak pokazało życie plany to jedno, a rzeczywistość drugie…
Biuro zawodów mieściło się w ośrodku golfowym Oskoma Trzaskowo, gdzie pojawiłem się na godzinę przed startem. Pakiet składał się z numeru startowego, chipu i „izotonika” bezalkoholowego. Dla jednych pewnie byłby to bardzo ubogi starter, ja jednak wychodzę z założenia, że na zawody jadę zmierzyć się z samym sobą, a nie po suweniry
Start biegu głównego zaplanowany był na godzinę 8:30, więc zdążyłem się jeszcze rozgrzać i ogarnąć całe wyposażenie jakie ze sobą zabrałem, a było tego trochę. Na trasę ruszyliśmy prawie punktualnie. Pogoda sprzyjała długim biegom po lesie. Bezchmurne niebo i pełne słońce, ogrzewające jesiennymi promieniami napawały optymizmem. Od początku biegło mi się dobrze. Trzymałem się zamierzonego tempa i podziwiałem widoki, a było co, ponieważ pierwsze kilometry biegły malowniczą, choć dość wymagającą trasą wokół dwóch jezior: Miejskiego oraz Kamińskiego. Pomiar czasu na 10 kilometrze minąłem w niecały 54:45, więc nieco za wolno, jednak i tak tempo 5:28 min/h mnie bardzo satysfakcjonowało. Na 15 kilometrze znów blisko obcowaliśmy z wodą, gdyż biegliśmy brzegiem Jeziora Pławno, a 4 kilometry dalej robiliśmy półpętlę wokół Jeziora Tuczno. Przy tych akwenach trzeba było mocno uważać, gdyż korzenie drzew bardzo utrudniały swobodny bieg. Kolejne kilkanaście kilometrów biegliśmy leśnymi ścieżkami. Trasa była dość płaska, chociaż pojawiały się wzniesienia, które jednak udało się pokonywać bez większych wahań tempa. W dobrym nastroju dobiegłem do 36 kilometra. Niestety od tego momentu coraz częściej musiałem walczyć o to, by nie dopadły mnie skurcze. Tempo zdecydowanie siadło, a kolejne kilometry pokonywałem po 5:45/6:00 min/km. Przez 5 kilometrów (do około 50 km) wspomagałem się kijkami, które profilaktycznie wziąłem ze sobą. To pozwoliło mi zająć trochę głowę i na ostatnim kilometrze wrócić do pełnego biegu. Ostatnie 500 metrów pokonałem myśląc już tylko o tym, że za chwilę będę mógł odpocząć. Pojawił się nawet uśmiech na styranej twarzy. Otuchy dodali również nieliczni, acz żywiołowi kibice na ostatnich metrach. Na linii mety zameldowałem się z czasem 4:50:33. Ponad 20 minut w plecy, ale plan minimum wykonałem, gdyż zakładałem złamanie 5 godzin.
Na razie nie chce mi się biegać ale może jutro jakieś 5 km rozruchu?..... :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2022-10-21,09:12): Myślę, że fajna przygoda, trochę inna niż dystans maratoński😊 Gratuluję 👍 DzikMaltański (2022-10-24,10:22): Dziękuję. Właśnie chciałem zobaczyć, czy coś powyżej maratonu w terenie mnie kręci, czy dać sobie spokój. Obawiam się, że mnie kręci :)
|