2021-06-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| triathlon Lipiany 20.06.2021 r. (czytano: 1509 razy)
Lipiany – mój romans z triathlonem 😊. Z powodu pandemii nie biegałem w zawodach przez 586 dni i tyle czasu upłynęło od ostatniego wpisu na moim blogu. Trenowałem cały ten czas znajdując przyjemność w codziennym ( prawie) bieganiu. Zeszłej wiosny, kiedy zamknięto parki i lasy biegaliśmy nielegalnie za miastem, ale trochę brakowało startów i motywacji do szybkiego biegania. Nie startowałem też w nielicznych ubiegłorocznych zawodach z obawy przed ewentualną kwarantanną. W styczniu zostałem zaszczepiony w pierwszym rzucie i poczułem się bardziej bezpiecznie. Moim marzeniem był start w sztafecie – co prawda biegowej, ale trafiła się sztafeta triathlonowa, w której oczywiście robiłem za biegacza.
Maciek - nasz szef triathlonowy zorganizował 2 zespoły do sztafety olimpijskiej ( 1500 m pływanie, 40 km rower, 10 km bieg) – w tej brałem udział i 1 sztafetę sprinterską ( 750 m pływanie, 20 km rower
5 km bieg).
Niestety 2 tyg. wcześniej odnowiła mi się kontuzja mięśnia dwugłowego uda ( to ten z tyłu) – problem polegał na odczuwaniu dotkliwego bólu przy bieganiu.
Najpierw zastosowałem leczenie czasem ( brak treningów ;( oraz wdrożyłem ćwiczenia rozciągające, co w przeszłości dawało dobre efekty. Niestety nie tym razem. Po tygodniu problem nie rozwiązał się.
Chciałem zrezygnować i załatwić zastępcę, ale szef nie pozwolił i kazał 😊 rehabilitować się dalej.
Nawiasem mówiąc Maciek jest z wykształcenia mgr rehabilitacji. Umówiłem się z fachowcem ( co nie było łatwe na zaraz) i reanimowałem swoją kontuzję masażem i czymś co przypominało wibrujący młot pneumatyczny. Od siebie dodałem jeszcze lampę solux i rolowanie. Ogółem nie biegałem przez 2 tyg. i była to najdłuższa przerwa w moim bieganiu od 11 lat!
Niestety zamiast kontynuować zrzucanie masy, przytyłem z bezruchu.
To nie koniec plag. W ostatnim tygodniu nawiedziła nas fala upałów i po raz pierwszy musiałem biegać w temp. 35 st. C.
Jedziemy wszyscy w 4 samochody z 5 rowerami ( były też starty indywidualne).
Wyjazd z Gryfic 6:30. Dopiero teraz poznaję moich członków teamu – Jarka i Marka ( na zdjęci obok, już za metą- dopiero teraz zauważam tą zbieżność imion z moim ). Po 1,5 h jesteśmy na miejscu. W biurze zawodów wszystko szybko i sprawnie.
Potem kolarze zaprowadzili swoje rumaki do strefy zawodów. Pianki zostały dopuszczone i wszyscy nasi pływacy w nich startują.
Wcześniej zostały rozegrane zawody triathlonowe dla dzieci – nasz podziw wzbudziły 8,9 letnie dziewczynki.
O godz. 11:00 startują pływacy (olimpijczycy) ze startu wspólnego w wodzie (jezioro, temp. wody 26 st.C), 15 min. później sprinterzy. Pływacy po wyjściu z wody mają do pokonania ok. 200 m do strefy zmian, więc niektórzy biegowo poprawiają swoją pozycję. Zajęło to naszym 27:28 i 30:03 min. Zazdrościmy pływakom, wody i chłodu.
Kolarze mieli trudne warunki – do upału dołączył się spowalniający wiatr.
Tymczasem u biegaczy rozgrzewka, nawadnianie i oczekiwanie w strefie zmian na naszych kolarzy.
Po 71 min. pojawia się Marek – kolarz z mojego teamu. Zrywam mu czip z nogi, włączam suunto i dzierżąc wodę w garści ( nigdy nie ufam organizatorom w kwestii wody) i do boju. Mam do zrobienia 4 kółka wokół miasta. Z początku trochę asekuracyjnie – boję się o nogę, a przecież moim priorytetem dzisiaj jest ukończenie biegu -życiówki, ani nawet miejsca nie mają większego znaczenia. Nasza konkurencyjna sztafeta już wystartowała ok. 1,5 min. przede mną, a ja z Łukaszem nie mam żadnych szans. Upał niemiłosierny, dobrze, że jest wiatr. Na każdej pętli 2- krotnie kurtyna wodna plus jedna od działkowiczów. Osiem razy mijam punkt z wodą, w związku z czym moja pełni rolę drugorzędną. Początkowo biegnę w tempie 4:20 -4:30 min/km. Na trasie dużo zmęczonych triathlonistów i świeżacy ze sztafet mijają ich w większości lekkim krokiem. Na przedostatnim punkcie podali mi wodę gazowaną – krztuszę się nią, muszę stanąć, dłuższą chwilę kaszlę ( niecovidowo :) i tracę cenny czas , a dodatkowo upał znacznie spowolnił mnie na ostatniej pętli. Przeżyłem bieg chyba dzięki temu, że nie było ostrego słońca – niebo usiane było całe małymi białymi chmurkami. Na koniec krótki finisz i królestwo za wodę oraz miejsce leżące na trawniku. Ładny, odlewany medal ( na rewersie uhonorowany triathlonista z 1986 r.) oraz dostęp do jadła i picia. Moi koledzy za metą już napojeni, najedzeni i w dobrych humorach – oczekiwali już tylko na mnie. Nasze sztafety olimpijskie zajęły 7 i 8 pozycję ( na 11 startujących).
Dawno już nie zmasakrowałem się tak na zawodach. Nie wyobrażam sobie swojego startu w triathlonie.
P.S. Jutro mam dyżur. Jak będzie jakiś poród to powiem pacjentce, że rozumiem jej trud i znój oraz ogólną masakrację, ale mimo tego zapomni na pewno ciężkie i trudne chwile, dumna, że dała radę i wszystko zakończyło się pomyślnie i jak biegacz znowu stanie na starcie mimo dźwięczącego w uszach – nigdy więcej !
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2021-06-22,07:49): Jesteś Harpaganem :) Jak zwykle "zakręcony", biegnący na maxa :) Pozdrawiam
|