2016-11-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ATHENS MARATHON. THE AUTHENTIC (czytano: 3072 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.athensauthenticmarathon.gr/site/index.php/en/results-en/457-results-2016
Maraton w Atenach
Maratończyk - to słowo nabrało dla mnie teraz nowego znaczenia!
Zaplanowałem dość blisko od siebie Bieg Niepodległości w Warszawie i dwa dni później Maraton w Atenach. O tym maratonie marzyłem od czasu przebiegnięcia pierwszego maratonu jaki udało mi się przebiec w 2010 r. w Warszawie. Teraz wreszcie marzenia będą się spełniać!
Zaplanowaliśmy udział w tym biegu we trzech Andrzej Jacek i ja. Zaraz po po Biegu Niepodległości pojechaliśmy na lotnisko w Modlinie na samolot do Aten. Tam spotkaliśmy Spartan, którzy tak jak my, też wybierali się na ten bieg.
Przed lotem zaczął padać śnieg. To miało wpływ na opóźnienie startu o prawie 2 godziny. Trzeba było usunąć zbędną warstwę ze skrzydeł. Wreszcie wystartowaliśmy. Lot przebiegał spokojne, lecz opóźnienie startu i godzina różnicy czasu między Warszawą a Atenami sprawiła, że do hotelu trafiliśmy sporo po północy. Krótki sen i już na nogach. Po dobrym śniadaniu oglądanie panoramy Aten z dachu naszego hotelu. Bez trudu odnajdujemy nie tak daleko Akropol, który góruje ponad wszystkimi budynkami Aten. Jest ciepło. Temperatura dochodzi do 20 stopni.
Jedziemy po zestawy startowe. Biuro zawodów mieści się dość daleko w hali blisko morza. Tam pewnie rozgrywały się zawody w czasie Olimpiady w Atenach - nie tak dawno przecież.
To dosyć daleko od naszego hotelu – ok. 45 minut jazdy tramwajem. Odbieramy zestawy startowe. Po koszulki musimy zgłosić się w innym miejscu. Mamy to! Oglądamy film z trasą naszego maratonu. Oglądamy też wszystkie stoiska wystawiennicze jakie zostały przygotowane dla biegaczy. Jest tego naprawdę dużo. Wśród nich i te, które oferują różne jedzenie i napoje z jakimi jeszcze się nie zetknęliśmy. Próbujemy to co nas zaciekawiło, robimy pamiątkowe zdjęcia i do hotelu. Pora kolacji, bo następnego dnia o 4 rano pobudka. Dla mnie to środek nocy! Niestety pierwszy raz dostałem zatrucia pokarmowego i miałem problemy ze spaniem.
Razem z Jackiem i Andrzejem udajemy się przed 6 rano do metra, aby dojechać do autobusów, które dowiozą nas do linii startu.
Trasa maratonu ma swój start z miasta Marathon, a metę na stadionie Panathinaiko w Atenach, na którym odbyły się pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie w 1896 r. To właśnie wtedy 120 lat temu podczas pierwszych Igrzysk nowożytnych maratończycy pokonali 40 kilometrową trasę, a teraz ja i inni biegacze pokonamy ją ponownie. Dla mnie będzie to pierwszy start w Grecji.
Wg legendy trasa, którą przebył Filippides biegnąc z Maratonu do Aten i obwieszczając zwycięstwo Greków nad Persami wynosiła około 37-38 km. Zanim skonał ostrzegł Ateńczyków, że reszta armii Perskiej płynie by zaatakować Ateny. Podczas pierwszych Igrzysk nowożytnych w 1896 r w Atenach dystans ten wydłużono do 40 km. Obecnie dystans ten wynosi 42,195km.
Nie trudno odnaleźć biegaczy w metrze, wszyscy maja na nogach buty do biegania. Na następnej stacji wysiadamy razem z nimi i idziemy w stronę autobusów. Takich punktów w Atenach jest więcej. Wszyscy stoją w kolejce do autobusu, który zabiera tyle osób, ile jest siedzeń. Nikt nie jedzie na stojąco. Organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik. Jestem pod wrażeniem jak organizatorom udało się przewieźć planowaną 15 tysiączną grupę maratończyków?
Autobusy ruszają jeszcze gdy jest ciemno. Krętymi uliczkami Aten wyjeżdżamy po pewnym czasie na szerszą ulicą wylotową w kierunku Maratonu. Zaczyna na wschodzie już świtać, robi się jasno. Po słabo przespanej drugiej nocy zasypiam, budząc się od czasu do czasu. Widzę jakie jest nachylenie trasy. Za parę godzin będzie to nasza trasa powrotna. Przed samym Maratonem budzi nas kierowca głośną muzyką. Sznur autobusów zatrzymuje się w okolicy startu. Dochodzimy do samochodów, w których zostawiamy nasz depozyt i udajemy się na boisko, na którym jeszcze można będzie zrobić rozgrzewkę, skorzystać z toalety i kolej na start. Każdy z nas startuje w innej grupie, które wypuszczane są co kilka minut. Jestem w 4 grupie, a więc w marę blisko linii startu. Odnajdują mnie w tej grupie inni koledzy - Janek, z którym przebiegłem większość maratonów i Janusz. Andrzej Startuje 10 minut po mnie, a Jacek 10 minut po Andrzeju. Czekamy na start. Zabrałem z sobą kamerkę, którą kręcę kawałki filmu. Żłożę wszystko w jedną całość jak wrócę do Polski.
Taktyka na ten bieg zakłada, aby pobiec do 32 km w miarę spokojnie, bo będzie pod górę, a potem z górki to powinno pójść już łatwiej. Wstępne założyłem zrobić czas poniżej 4 godzin, ale po zatruciu pokarmowym i słabo przespanej nocy mam założenie aby pobiec dobrze, bez względu na wynik. Długo oczekiwany maraton, sam przyjazd i udział w nim, nie może zakończyć się przed metą zejściem z trasy.
Początek trzymam tempo z Jankiem. Biegnie w podobnym tempie co ja, choć często się zdarza, że nie jestem w stanie tego tempa utrzymać. I tym razem było tak samo. Wytrzymałem do 8 kilometra i odpuściłem, musiałem zwolnić. W nogach czułem jeszcze trudy Biegu Niepodległości w Warszawie. Choć w Warszawie biegłem wolniej niż zwykle - 48 minut/10 km, to mój organizm jednak nie zregenerował się całkowicie po tym biegu.
W czasie biegu wzrok kieruję na trasę jaką mam przed sobą. Pilnuję aby kogoś nie potrącić oraz uważam gdzie stawiam kroki. Promienie słoneczne z nisko położonym Słońcem oświetla pod pewnym kątem asfalt, a na nim niewyraźne zaznaczoną linie szerokości kilku centymetrów jaka gdzieniegdzie pojawiaja się na trasie maratonu. Zastanawiam się jak tu w Grecji są oznaczone jezdnie? Linia nie dzieli drogi w połowie, nie biegnie środkiem jezdni. Jak kierowcy sobie z tym radzą? Na szczęście linię ledwo widać. Wcześniej mogła być koloru niebieskiego lub granatowego. Gdzieś już to widziałem! Tak to było w Koszycach. Tam maraton miał oznaczoną trasę bardzo wyraźnie. Prowadziła najbardziej optymalnym torem. I tu tez tak jest! Pewnie była oznaczona w 2004 roku, kiedy na tej właśnie trasie rozgrywany był maraton na Olimpiadzie. Nikt tej linii nie poprawiał przez te 12 lat i dlatego jest teraz ledwo widoczna. Pilnuję linii biegnąc w jej pobliżu. Prowadzi raz po lewej raz po prawej stronie trasy. I tak jest do samej mety. Nasi olimpijczycy tak oznakowaną trasą biegli w Rio na maratonie, a ja poczułem się właśnie tak - jak oni. Niesamowite uczucie. To drugi maraton po Koszycach, gdzie jest tak oznakowana trasa biegu. Żaden maraton w Polsce, na którym biegałem, nie miał oznaczonej w ten sposób trasy. Zobaczymy, na którym maratonie w Polsce takie oznaczenie pojawi się po raz pierwszy?
Janek oddala się i niknie w tłumie biegaczy. Gdzieś na 9 - 10 kilometrze widzą stojącą młodą greczynkę z dwójką 3 - 4 letnich dzieci trzymających gałązki oliwki. Zwalniam i podbiegam do nich. Dzieci wyciągają w moim kierunku gałązki - więc biorę jedną na pamiątkę tego biegu.
Mijam 10 kilometr, a ja mam niezły czas jak na tą trasę - ok. 55 minut. To dopiero prawie 1/4 całości, więc staram się dalej trzymać to tempo. Pod górę moja długość kroku zmniejsza się, a tempo pozostaje to samo - prędkość maleje. Moje tempo z 5.20 - 5.30 spada na tempo powyżej 6 minut na kilometr. Biegnę tak, aby nie przechodzić w marsz na trasie tego maratonu. Przy większych górkach jest jeszcze wolniej 7 i 8min./km.
Po drodze szczególnie w małych miejscowościach słychać wielki doping miejscowych kibiców, którzy zagrzewają do walki i jeszcze większego wysiłku.
Słońce od godz. 9.00 wznosi się coraz szybciej i temperatura dochodzi do 20 stopni, choć w słońcu może być więcej. Na szczęście co kilka kilometrów jest możliwość schłodzenia się i uzupełnienia płynów. Piję po kilka łyków wody, czasem jest to izotonik. Zawsze oblewam się wodą – głowę, ramiona i tułów. Tylko w ten sposób mogę schłodzić się i ukończyć maraton. Dość łatwo, aby się „zagotować”, „odwodnić” czy „przegrzać”.
Mam biało-czerwoną koszulkę z napisem na moich plecach POLSKA i mam też tam swoje imię. W ręku mam naszą flagę narodową, którą macham w stronę kibiców. Część z nich potrafi odczytać słowo POLSKA, jakie widnieje na niej, serdecznie mnie pozdrawiają. Często spotykanie jest słowo BRAWO, które myślałem w pierwszej chwili, że wymawiają je Polacy.
Słyszę pozdrowienia, i słowo Polska odmieniane przez wszystkie przypadki. W którymś momencie usłyszałem słowo Rosja! Pomyślałem, jak tak można się pomylić i krzyknąłem kilka razy – „Nie Rosja” – tylko „Polska”!.
Miłym akcentem trasy były występy Pań, które tańczyły taniec grecki SIRTAKI. Chciało by się dołączyć do nich, ale niestety tylko można było przez chwilę popatrzeć na stawiane w charakterystyczny sposób kroki. W innym miejscu była muzyka w rytmie samby i bębniarze – podobnie jak w maratonach w Polsce.
Trasa wznosi się czasem więcej, czasem prawie płasko. Moje tempo spada i nie jestem w stanie po wyliczeniu dystansu jaki mi czeka, skończyć maraton poniżej 4 godzin. Dochodzi 20 kilometr a potem 21 – połowa trasy, a jest grupo powyżej 2 godzin. Trudno, teraz najważniejsze to dobiec o możliwie najlepszym czasie bez kontuzji i problemów zdrowotnych.
Na 23 km zatrzymuje się w punkcie z wodą. Biorę sprawdzony w maratonach żel, o smaku miodu z cytryną – nie pamiętam nazwy. Niestety żel ten, mój organizm tego dnia nie chciał przyjąć do siebie.. Po pewnym czasie poczułem pustkę. Może to dalszy ciąg moich kłopotów żołądkowych? Nie wiem ! Walczę dalej! Miałem z sobą colę, więc ona postawiła mnie na nogi i mogłem biec dalej.
Kameruję małą kamerką trasę maratonu, a czasami chowam do małej torby, jaką dla tej kamerki zabrałem z sobą.
Liczę kolenie kilometry jaki już zostały za mną i ile jeszcze kilometrów zostało do 32 kilometra, kiedy ma być z górki. Jest coraz bliżej 27 km – jeszcze tylko 15 km. Za chwilę 28 km, 2/3 trasy, a więc została tylko 1.3 do końca. Kolejne kilometry pod górę i dochodzi 30 i zaraz 31. Ze zdziwieniem widzę, ze trasa opada. Tempo moje roście. Jest 32 km. i dalej trasa lekko opada w dół. Patrzę na zegarek, zbliża się tempo 6 min/km a potem nawet poniżej 6min./km. To dobry znak, a więc jeszcze mam siłę biec w tym tempie. Tam na zbiegu mijam Janka, choć to mogłem zobaczyć dopiero analizując wyniki. Tylko moje zmęczenie może tłumaczyć to, że nie widziałem tego momentu. Zawsze w takich sytuacjach – jak ta – to pozdrawiamy się i każdy biegnie swoje.
Już biegnę w samych Atenach, choć nie zauważyłem kiedy przekroczyłem jego granice. Z każdym kilometrem zbliżam się do mety i odliczam kilometry ile mi zostało do mety. W Atenach jest jeszcze więcej kibiców – a wśród nich nie tylko Grecy? Wszyscy reagują na pozdrawiam ich naszą flagą narodową, a najwięcej Polacy. Biegacze z Polski mijając mnie też mnie pozdrawiają i to jest miłe, że za granicą mamy Polacy do siebie tak miłe relacje. Czasem są to tylko pozdrowienia, czasem ktoś odczyta moje imię na plecach – ważne, że pozdrawiamy się wzajemnie. Zawodników z Polski ukończyło ponad 400 osób.
Mijam 40 km. i wiem, że zostało niewiele. Szykuję kamerkę do rejestracji obrazu i wyciągam naszą dużą flagę narodową. Wraz z małą flaga i kamerką trzymam w dłoniach wysoko nad głową naszą flagę z orłem. Niech i on popatrzy na ten tłum kibiców. Wśród nich są Polacy – och jak ich głosy się niosą głośno. Pewnie skończyli wcześniej maraton i kibicują naszym!!!
Jeszcze jeden zakręt i widać z daleka stadion, słychać głos spikera. Jeszcze szybciej można przyspieszyć, jeszcze minąć kilku zawodników i mamy 42 km – tuż przed stadionem. Wbiegam na specjalnie przygotowaną nawierzchnię i tu już jest ostatnia prosta. Ręce drętwieją od trzymania w górze naszej flagi, ale chęć przyspieszenia na ostatniej prostej jest ważniejsza. Jeszcze 20, jeszcze 10 , jeszcze 5 metrów i już linia mety! Słychać w głosie spikera nazwę naszego kraju nieco zniekształconą, ale wiem, że to chodzi o mnie!
Odpoczywam chwilę za linią mety. Nie mogę uruchomić aparatu z telefonu komórkowego aby uwiecznić zakończenie biegu. Trudno będą inne zdjęcia.
Przechodzę dalej – dostaję medal i czekam na znajomych biegaczy. Znajduje mnie Janek, który przybiegł na metę niewiele za mną. Dobiegają też Spartanie. Andrzej był po godzinie z Jacek jeszcze za Andrzejem.
Dostajemy wodę banana i coś jeszcze. Depozyt i można ubrać się cieplej. Wchodzimy na miejsce kibiców na stadionie, gdzie 120 lat wcześniej inni kibicowali zawodnikom na pierwszych igrzyskach olimpijskich. Miejsca gdzie siedzą kibice zbudowane są z bloków skalnych odpowiednio przygotowanych. Nikt nikomu nie zasłania, a widok z góry zapiera dech z zachwytu.
Wracamy do hotelu. Jeszcze jeden nocleg i powrót do domu. Na lotnisku w Atenach widzimy dużą grupę maratończyków, którzy tak jak my wracają z medalem na szyi.
Powrót na lotnisko i start o czasie. Kiedy samolot wznosił się i wychodził zza widnokręgu Księżyc z ogromną tarczą, który dość szybko zmienił zabarwienie swojego odbitego światła wychodząc z półcienia Ziemi.
To był mój 42 maraton w życiu (12 w tym roku - średnia jeden na miesiąc). Jednocześnie był też moim prezentem jaki mogłem sobie sprawić. Bo czy jest coś piękniejszego, niż realizacja swoich marzeń? Dopóki człowiek jest w stanie coś zrobić - niech robi, bo potem nie wiadomo, czy będzie w stanie. Dotyczy to wszystkich ludzi - takich jak ja - też.
Marzenie się spełniło. Maraton w jego kolebce polecam wszystkim maratończykom. Dobrze byłoby zaliczyć kilka maratonów wcześniej i odpowiednio przygotować się na trasę wznoszącą się. Trzeba być wypoczętym zregenerowanym i wyspanym przed takim maratonem. Nie tak jak ja, choć mimo to, dałem z siebie wszystko co mogłem dać i jestem z tego powodu niezwykle zadowolony. Czasu na ukończenie maratonu jest 8 godzin to naprawdę dużo, więc każdy może go ukończyć.
Trzeba tylko realizować swoje marzenia do końca.
Andrzej Brzozowski
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu kos 88 (2016-11-20,07:39): Bardzo fajnie napisałeś Andrzeju ten Maraton , fajnie było się spotkać , do zobaczenia na następnych biegach .
jann (2016-11-21,08:25): Było ciężko, było gorąco , było fajnie !! Dobiegliśmy i nie padliśmy jak Filipides. Polaków widać było na trasie, Nasi Spartanie byli sensacją. Pozdrawiam
|