2016-05-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegiem w Warszawie i Kosowie (czytano: 2791 razy)
18 miesięcy pauzowania, tyle mi zajęło na walkę z kontuzją z którą żaden fizjoterapeuta nie był w stanie sobie poradzić, wydałem kilkadziesiąt tysięcy złotych i po kilku nastu wizytach w różnych gabinetach najlepszym rozwiązaniem wyszła nauka własna gdzie poprzez różne techniki manualne najprawdopodobniej jestem pomysłodawcą nowego ćwiczenia połączone z autoterapią którego nikt wcześniej nigdy nie stosował. Niemniej moja praca nad własnym ciałem przyniosła efekty i po 6 kolejnych tygodniach
jestem w stanie wrócić do regularnych treningów.
Zbyt długo miałem przerwę by myśleć o powrocie do formy sprzed lat, ponadto mając drugie dziecko które wymaga opieki to bieganie spadło na dalszy plan i staram się nie zabierać dzieciom dzieciństwa kosztem swojej pasji, dlatego nigdy nie byłbym w stanie się podporządkować dla wyników gdzie spędzałbym powiedzmy pół roku na zgrupowaniach kosztem rodziny. Dlatego być może nigdy nie dowiem się jaki w sobie miałem potencjał, do jakich wyników bym doszedł gdyby, ale nie żałuję...
Obecnie jestem po pierwszym swoim oficjalnym starcie jakim był udział w Orlen Warsaw Maraton i o tym chciałbym nieco napisać. Pierwotnie nie zakładałem tam biec, ale na wieść o tym że być może jest to ostatnia edycja maratonu pod marką Orlen i to że na 10 dni przed biegiem dostałem propozycję być oficjalnym pacemakerem na 3.00 to starałem się przyjąć zaproszenie i skorzystać z okazji wzięcia udziały.
Kwiecień jest moim początkiem regularnych treningów, od 18 miesięcy nie przebiegłem więcej jak 15km/trening (maks 4 dni z rzędu po czym musiałem robić kilkunastodniowe przerwy) i tu nagle targam się na maraton. Zdaje sobie sprawę że mam już swoje lata, ponadto duże ryzyko kontuzji. Ale taki już jestem jak mam okazję i zdrowie pozwala to wyciskam z niego ile się da. Wszelkie treningi podporządkowuje na razie w zasadzie wprowadzeniu. Nie robię żadnym podstawowych jednostek treningowych. Nie interesują mnie na razie wyniki na 10km czy w półmaratonie. Chociaż nie powiem że łatwe zadanie na swoje barki wziąłem być pacemakerem na 3.00. Wprawdzie życiówkę mam dużo lepszą, ale każdy kto ma styczność ze sportem i miał bardzo długą przerwę wie jak ciężko jest powrócić na pewne obroty.
Na pewno były osoby które wątpiły że jestem w stanie nawet 3h złamać i zapewne po części mieli racje, gdzie po swoim występie urodzinowym w Grecji i z racji przewlekłej kontuzji sam wątpiłem czy kiedykolwiek jeszcze pobiegnę maraton. Niemniej powoli powracam na pewne obroty i jeszcze długa droga przede mną.
Wracając do Warszawy miałem tutaj podwójną rolę gdzie miałem poprowadzić ludzi na wynik poniżej 3h i znaleźć pacemakera dla Artura KOZŁOWSKIEGO !!!!
10 dni przed maratonem zgłasza się do mnie Artur z zapytaniem czy miałbym jakiegoś pacemakera dla Polaków który poprowadziłby bieg do 30km gdzie po drodze półmaraton osiągnąłby w granicach 1:05.20. Z racji mojej szerokiej znajomości w ciągu 3 godzin poszukałem zawodnika z Kenii
Sytuacja jaka mnie tutaj najbardziej zmartwiła to to że zawodnicy ze swoich własnych środków finansowych szukają dla siebie poprowadzenia maratonu w drodze do Rio. Nie będę publicznie pisał jakie to są koszta wynajęcia takiej osoby, ale dla niektórych jest to kilka miesięcy pracy. W międzyczasie okazuje się że zawodnik nie ufa naszym i chce się wycofać. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że dzieje się to dosłownie kilka godzin przed biegiem! Dochodzi do pewnych nieprzyjemnych incydentów, musiałem wspomóc się odpowiednim mediatorem który pomógł mi załagodzić sytuację. Dość powiedzieć że na pacemakera miało pierwotnie złożyć się 4-5 zawodników i pozostał tylko sam Artur Kozłowski i to on jako jedyny wierzył chyba w siebie, pozostali się wycofali. Z własnych środków finansowych opłacił pacemakera by poprowadził go do 30km (co zrobił perfekcyjnie) Artur jak wiemy wygrał maraton i koszta które włożył w przygotowanie i w wynajęcie osoby do poprowadzenia biegu na dany wynik zwróciły się z nawiązką. Co ciekawe. Do Rio jadą osoby które nie zajmują się TRENERKĄ. Nie mam oczywiście nic przeciwko to też jest biznes, ale jak widać nie idzie w parze trenowanie innych osób, z własnym przygotowaniem do igrzysk. Rekordziści potrafią zgarnąć nawet 200PLN za godzinne spotkanie z biegaczem amatorem, przy tych stawkach klientami są głównie lekarze, prawnicy czy aktorzy.
Wydaje mi się że lepiej jednak w roli trenera wcielić się na zakończenie kariery, jak widać przygotowanie do igrzysk nie idzie w parze z innymi przedsięwzięciami.
Wracając do mojej roli pace. Przed startem zrobiłem ok 1km rozgrzewki, do tego ok 30 minut poświęciłem na gimnastykę. Pierwotnie zakładałem biec równo po 4.15/km. Kompletnym nieporozumieniem jest jeżeli ludzie biegną według zegarków z nawigacją itp. To są suweniry które nie tolerują chociażby omijanie przeszkód, dlatego też pomiar jest zazwyczaj odmienny od tego z atestem. Podstawową jednostką wymiarową jest stoper jak i odcinkowy pomiar trasy mierzony przez atestatora. Jeżeli powiedzmy komuś garmin wskaże dystans 42.km i 195m na 200m przed oficjalna metą to zatrzymasz się i nie biegniesz dalej bo tyle Wam ten zegarek wskazał?!!!!
Ja robiłem pomiar ręcznie odcinkami co 2-5km. Początkowo było to tempo po 4.15/km, mając sporą grupkę, podkręciłem do 4.13 co dawało kilkadziesiąt sekund zapasu na mecie. W trakcie biegu proszono mnie bym trzymał to tempu, na mecie jak i na forum później słyszę że niby było za szybko. Ok, ale od tego był drugi pacemaker który miał zamykać stawkę trójkołamaczy. Sobie do zarzucenia nic nie mam. Dodam że z tego tytułu nic szczególnego nie mamy a presja jest ogromna. Doceńcie to że są tacy którzy lubią pomagać. Jeżeli ktoś zrzędzący nosem jest odmiennego zdania to czy sam byłby skłonny kogoś wspomóc charytatywnie poprowadzić na dany wynik co do sekundy i oddać swój prywatny czas dla innych pomijając zmęczenie fizyczne i psychiczne?. Ja 3 noce miałem zerwane bo sam nie byłem pewien jak się będę czuł danego dnia i czy poprowadzę na dany wynik. Dla mnie nie było to łatwe zadanie, zbyt długo miałem przerwę, nie mniej cieszę się że udało się zrealizować założenie i poprowadzić niektórych na upragniony wynik. Podwójnym szczęściem dla mnie jest że udało się wspomóc Artura KOZŁOWSKIEGO którego pacemaker też poprowadził po zwycięstwo. Dodam że pierwotnie zakładałem że Artur może okazać się najlepszy z Polaków, obstawiałem wynik w granicach 2:12:15, ale nie przypuszczałem że uda mu się wygrać:)
Ktoś powie ale był Henryk Szost i on był głównym faworytem, trzeba jednak pamiętać że Henryk biegał w Japonii i wprawdzie biegł tylko do 17km ale wykonał ogromną pracę w przygotowaniach, dlatego też uważam że zarówno Henryk Szost jak i Artur Kozłowski mieli równe szansę do tytułu Mistrza Polski w maratonie
Moje międzyczasy
5 km 21: 27 (21:27) 04:17/km przewidywany czas na mecie 03:01:00
10 km 42:32 (21:05) 04:15/km - 02:59:28
15 km 1:03:35 (21:03) 4.14/km - 02:58:51
20 km 1:24:32 (20:57) 4:13/km - 02:58:20
21.097 km 1:29:07 (04:35) 4:13/km - 02:58:14
25 km 1:45:27 (16:20) 4:13/km - 02:57:58
30 km 2:06:30 (21:03) 4:13/km - 02:57:55
35 km 2:27:58 (21:28) 4:13/km - 02:58:23
40 km 2:49:03 (21:05) 4:13/km - 02:58:19
meta 2:58:30 (9:27) 4:13/km - 02:58:50
Międzyczasy Artura Kozłowskiego
5 km 15:46 (15:46) 3:09/km przewidywany czas na mecie - 02:13:03
10 km 31:04 (15:18) 3:06/km - 02:11:05
15 km 46:17 (15:13) 3:05/km - 02:10:11
20 km 1:01:45 (15:28) 3:05 /km - 02:10:16
21.097 km 1:05:11 (3:26) 3:05/km - 02:10:22
25 km 1:17:34 (12:23) 3:06/km - 02:10:55
30 km 1:33:30 (15:56) 3:07/km - 02:11:30
35 km 1:49:37 (16:07) 3:07/km - 2:12:09
40 km 2:05:06 (15:29) 3:07/km - 02:11:57
meta 2:11:54 (6:48) 3:07/km - 02:11:54
Swój wpis na blogu daje z Kosowa gdzie dziś miał miejsce półmaraton w Prisztinie
Przyjechałem tu z własnych środków finansowych, szukałem miejsca w którym jeszcze nie byłem, Kosowo jest moim 28 państwem w Europie gdzie przyszło mi biegać.
Nie ma możliwości wjazdu na dowód osobisty!!!, o ile w Berlinie na odprawie wystarczył dowód, to po wylądowaniu wymagano ode mnie paszportu.
Wbrew opiniom publicznym jest tu bardzo spokojnie, ale jednocześnie najbardziej zaniedbane miejsce w którym byłem. Ulice w stanie fatalnym, co 200-300m są progi zwalniające, do tego liczne studzienki niekiedy bez pokrywy gdzie łatwo całym kołem utkwić w asfalcie. Warsztaty samochodowe są z taką częstotliwością jak u nas sklepy spożywcze. Wprawdzie Kosowo nie jest w Unii to walutą jest tutaj euro, nie ma kantorów więc w walutę warto zaopatrzyć się wcześniej (można wymienić walutę ewentualnie z tzw wolnej ręki, nie widziałem kantorów stacjonarnych), na kilkadziesiąt sklepów w którym byłem to tylko w jednym akceptowali płatność kartą. Ceny są wyższe niż w Polsce: najtańsze piwo puszkowe: 75 eurocentów, inne ceny w euro: 100 gram szybki w plastrach 1.00, taxi ok 1 euro za 1km, benzyna 0.98, gaz 0.49, woda mineralna 1.5 litra 0.79, czekolada milka 100gram 0.89, snickers 0.39. Chleb 1.50, bułka typu wrocławska 0.30. Bary gdzie można coś zjeść są bardzo zaniedbane, jest dużo miejscowego robactwa i ogólnie odradzam, wprawdzie ceny przystępne: sałatka typu grecka 2:50, zupa 1.50, frytki porcja 0.50, pizza 2.50 - co ciekawe nie ma tu pizzy na wymiar tylko na sztuki, ciężko się ogólnie tym najeść. Ogólnie posiłków nie ma na wagę, objętość itp. Jest cena, jest sztuka. Jak chcesz kupić Jabłka to nie płacisz za kilogram lecz jest napis że 6 sztuk za jedno euro...
Chciałem kupić sobie jedno jabłko, to koniecznie chcieli wysępić ode mnie euro, dlatego dorzucili 2 pomarańcze i jednego banana.
Można napotkać w dobrej cenie markową odzież, spodnie jeans Hugo Boss i Armaniego za 20 euro
Jest też tani sprzęt RTV/AGD, laptopy ok 50% taniej niż w Polsce
Co do noclegu ja wybrałem hostel położony ok 2km od centrum na wzgórzu (17 euro/noc), gdzie sama stolica jest otoczona górami, nie ma tu miejsc do biegania, nie ma możliwości biec chodnikiem, gdyż takowych tu nie ma (pobocze zwykle ma tu ok 20-30cm na którym parkują samochody...
Wracając jeszcze do hostelu, jest to pierwszy obiekt gdzie przy recepcji nakazano mi zdjąć buty i korytarzem chodzimy w kapciach, mają zauważyłem sentyment do dywanów. Buty zaś pozostawiamy w kantorku. I tu podobnie jak w Polsce zginąć coś musi, jedna para butów zmieniła właściciela i ze wspólnej lodówki następnego dnia zniknęły wszystkie moje do spożycia produkty. Niech im będzie na zdrowie, jedzenia nikomu nie żałuję, ale buty mogli by mi zostawić...
W pokoju był telewizor, był niby bogaty pakiet (ponad 100 programów) wrzuciłem na programy muzyczne to nie było nigdzie wokali Europejskich, wszyscy śpiewali po serbsku..
Telewizor był automatycznie przyciszany, nie było możliwości dać głośniejszy ton by słyszeli nas obok i co ciekawe tak był zaprogramowany że telewizor działał tylko do północy i oglądać było można dopiero od 8-mej rano...
W drugim dniu pobytu znalazłem stadion piłkarski, niestety zostałem wyproszony i nikomu nie wolno tu trenować. Udałem się do parku obok i tu niespodzianka, jest alejka o gumowej nawierzchni przypominająca stary, zaniedbany tartan. Pętla według garmina wynosi 580m. Na kilka dni pobytu doliczyłem się 4 jogerów:)
Robiąc na takiej pętli 17km nie było to łatwe, byłem zaczepiany przez masę dzieciaków, dorośli chodzili całą jej szerokością i byłem miałem wrażenie widziany jaku przybysz z odległej planety:)
Udało mi się wykonać nawet mocny akcent gdzie pierwotnie zakładałem przebiec dyszkę po 3.50, to skończyłem w 36.30 co dało średnią po 3.39/km (sam byłem w szoku, ale zastanawiam się o ile ewentualnie garmin mógł się pomylić). Niby jest progres ale w półmaratonie się to kompletnie nie przełożyło.
Przez cały okres pobytu kilka razy dziennie tu padało, przyszedł oczekiwany dzień startu i od rana słońce dobijało się do okna. Wpisowe wynosiło 15 euro, w pakiecie numer startowy i zwykła koszulka.
Biuro zawodów było na placu przy teatrze narodowym, biuro obsługiwały tylko dwie panie przy jednym stoliku pod parasolem. Nie mieli żadnej na tą okazję wynajętej sali.
Startowało ok 300- 400 osób, było sporo żołnierzy różnej maści w tym sporo Polaków. Nie było zatem możliwości jak u nas iść spokojnie do szatni się przebrać i zostawić bagaż w depozycie.
Start był lekko z górki, pierwszy kilometr ok 3.15 (i byłem coś ok 40-go miejsca!!!!) drugi 3.23 też z górki. Na trzecim wypłaszczenie trasy i po woli mijałem. od 3-10km biegłem na granicy 3.32-3.35/km.(10km w 35.15) Byłem już w dziesiątce. Punkty nawadniania z różną częstotliwością, o ile pamiętam to 4,6, 11 i 16km, była tylko woda w butelkach zakręcona gdzie dodatkową trudnością było w trakcie biegu samemu sobie otworzyć, na 6km dodatkowo nie było nikogo z wolontariuszy, samemu trzeba było dobiec do stolik i rozwalić zgrzewkę by wziąć jedną butelkę picia!
Tuż po półmetku wyszło słońce i nagle jakby zaczęło brakować mi tlenu, nie byłem w stanie nic zrobić. 11km już 3.45 i każdy kolejny miałem problem pobiec poniżej 4 minut. Na 18km był kilometrowy podbieg i ten odcinek pokonałem w 4.40. Zupełnie jakbym pierwszy raz w życiu biegał i doświadczył tzw ściany ale że w półmaratonie? Ok byłem niedotrenowany, 1.5 roku przerwy swoje zrobiło, ale żeby aż tak mnie ścięło z nóg? Ostatecznie bieg skończyłem z czasem 1:19.45 i jak dla mnie katastrofa. (na mecie medal masowej produkcji bez grawerki z naklejką).
Być może dużo od siebie wymagam, nie mniej nie tak to wszystko miało być. Wiem że za krótki mam obecnie staż treningowy, zapewne do sierpnia już o tym zapomnę, ale pamiętam lata świetności kiedy po miesięcznej przerwie spokojnie osiągałem poniżej 1:15. Wprawdzie nie trenuje już tak regularnie, mając małe dzieci w domu też im trzeba wygospodarować czas i obecnie jak zrobię 6 treningów w tygodniu to jest spory sukces, z czego klika treningów mam z przymusu skróconych z racji obowiązków służbowych nie jestem w pełni zrealizować swoje założenia. Czy zatem osiągnę moje wyniki sprzed lat? na chwile obecną muszę tym startem ochłonąć, potrenuje kilka miesięcy oby bez kontuzji i zobaczymy co przyniesie jesień.
Całe podium wśród mężczyzn zajęli zawodnicy węgierskiej grupy biegowej Benedek TEAM, po raz trzeci z rzędu triumfował filigranowy Mwangi z Kenii który na pokonanie 21km i 97.5 metrów potrzebował 65 minut i 30 sekund
Ciekawostką jest że wśród mężczyzn były tylko dwie kategorie: open i weteranów. Zakładając że jako weteran byłbym w stanie pobiec 1:06 i załapałbym się w kategorii open to byłem klasyfikowany według zapisów na karcie zgłoszeniowej. Oznacza to że trzeba było wybrać w jakiej klasyfikacji chce się rywalizować. W kategorii weteranów było 300 euro, ale za piąte miejsce open 400 euro:)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |