2015-07-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje Lavaredo (czytano: 1047 razy)
Pamiętam, że pierwsza myśl wyjazdu na Lavaredo pojawiła się podczas oglądania filmików z tego biegu na YouTube. Ach jak fajnie byłoby tam pojechać… no ale żeby w ogóle o tym myśleć należy ukończyć bieg z listy na stronie UTMB dający minimum 2 pkt. Takim biegiem dla mnie był Chudy Wawrzyniec(86km).
Kolejny etap przyszedł pod koniec roku. Zapisy, losowanie(1300 z 1500 osób) wpłacam wpisowe
(100E + 5E opłaty bankowe) i nie ma odwrotu… trzeba czekać do czerwca i jechać.
Miesiące szybko mijały. Organizacja wyjazdu słabo mi szła. Planowałem jechać sam. Poza epizodem roboczym w Holandii nigdy nie wyjeżdżałem za granicę na więcej niż jeden dzień. Decyzje co zabrać, gdzie spać, czym jechać okazały się dla mnie dość kłopotliwe.
DOJAZD
Samochód wydaje się najlepsza opcją. Zwłaszcza w grupie. Koszty dzielą się na wiele osób i sam podróż jest relatywnie tania. Oprócz tego wygoda – zatrzymujemy się kiedy tylko chcemy i gdzie chcemy. Również przy takiej formie transportu można zabrać dużo rzeczy z Polski – kwestia pojemności bagażnika. A i czas podróży dzięki autostradom nie jest duży.
Samolot do Bolonii to szybka opcja(2h), ale tylko z dużych miast. Do tego dość kosztowna i należy mieć na uwadze , że do Cortiny mamy jeszcze 300km które musimy pokonać busem(na szczęście jest bezpośredni „Cortina Express”)
Pociąg to wariant najmniej przeze mnie rozeznany. Na pewno wydaje się wygodny. Kości rozprostować można bez problemu i toaleta jest zawsze dostępna. Na minus to liczba przesiadek które wydłużają podróż, bo z Polski to chyba tylko do Wiednia można się dostać. I to tylko z Warszawy i Katowic. Tanio też raczej nie jest.
Autobus znaczy koszmar ;). To był mój wybór. I nie polecam. Fajnie, że jedzie nawet z małych miejscowości i cena jest spoko – 470pln za podróż tam i z powrotem. Ale wg. Mnie ponad 22h godziny w „puszce” z zapchaną toaleta, krzyczącymi dziećmi z tyłu, zerwanej nocy zupełnie dyskwalifikuje ten rodzaj transportu. Mimo wykupionego biletu powrotnego wolałem już dorzucić się do ekipy z samochodem i wrócić razem z nimi.
POBYT
Jeśli chcemy mieszkać wygodnie to hotel czy pensjonat jest właściwym wyborem. Ale tu pojawia się cena. 43E(180pln) za dobę w pokoju B&B(pokój ze śniadaniem) to najmniej ile udało mi się znaleźć. Najczęściej ceny oscylują w okolicach 60-80E za dobę. Oczywiście na pewno da się też znaleźć coś tańszego ale generalnie ceny wyglądają mniej więcej tak. Należy również pamiętać żeby szukać kwatery na kilka miesięcy przed wyjazdem bo tydzień przed zawodami to już poniżej 100E za dobę nic nie znajdziemy ;).
Jest jeszcze opcja apartamentu. Poznałem sympatyczną ekipę która właśnie w ten sposób zorganizowała sobie pobyt. I trzeba przyznać, że pomysł mieli rewelacyjny. Nie dość, że tanio im to wyszło(nie pamiętam dokładnie) to i wygodnie no i dosłownie tuż obok linii startu/mety.
Wielu uczestników( w tym i ja) wybrała Kempingi. 3km od Centrum mamy trzy: „Dolomiti”, „Cortina”,”Rocchetta”. Wszystkie są spoko. Na miejscu można zrobić rozeznanie i wybrać ten który nam pasuje. W każdym znajdziemy toalety, przysznice, pralnie, suszarnie o wysokim standardzie. Oprócz tego można dogadać się po angielsku, zapłacić kartą za pobyt czy kupić coś w sklepie bez konieczności spaceru do miasta. Koszt pobytu za 5 dni wyniósł u mnie 70E(camp Cortina). (7E za osobe + 7E za miejsce). Rochetta jest nieco droższa +0,50E za noc.
Dodatkowa atrakcją jest jeszcze górska rzeka idealna na krioterapię po zawodach. Polecam zejście tuż obok mostu po drugiej stronie campu Cortina. W innych miejscach jest dość stromo i można zrobić sobie krzywdę.
ZAWODY
Start 23.00. Muzyka. Tłumy kibiców. Gwar. Uch!... robi wrażenie. Do około 45km jest dość łagodnie. Większość trasy można biec jeśli ktoś czuje się na siłach. Poza tym, mamy noc i nie ma co podziwiać(ew. jezioro Mizurina). Potem skala trudności rośnie i wraz z nią zmęczenie. Podejście do Schroniska Auronzo jest już dość strome i daje w kość. Na szczęście są alpejskie krowy które kibicują i pokazują zmęczonym biegaczom jak należy pokonywać wzniesienia. Uwaga na placki ;).
Na 48km czeka nas odpoczynek w „Rifugio”z konkretną wyżerką. Widziałem i kosztowałem min. kanapek z nutellą, dżemem, salami a także zupę z makaronem. Oprócz darmowego jadła dla zawodników można było coś dokupić w schronisku. Np., goracą czekoladę czy rogaliki.
Napchany jak chomik, ruszyłem po 30min(albo i dłużej) na najciekawszy odcinek trasy. Tre Cime które, czy chcesz czy nie, wymuszają dźwięk „łaaaał”. No ale trzeba lecieć bo czas goni a limit ściga.
Z dalszej części biegu dużo już nie utkwiło mi w głowie bo cierpiałem(zwłaszcza 110-119km po ciemku z dużą ilością błota, gdzie lekkie halucynację i senność mnie dopadła) i chciałem tylko dotrzeć do mety w limicie.
Pewną nowością dla mnie było sporo rzeczek/potoków do przekroczenia. Kto chce mieć sucho w butach to nie w tym biegu.
Generalnie fajne doświadczenie. Bieg oczywiście wymagający ale myślę, że duża część trasy nadaje się do biegania i nie ma wielu technicznych trudności. Jeśli ktoś jest w formie to może tu szybko biec a jak nie, to limit 30h daje duże szansę na ukończenie. Śmiało można tu zrobić swoją pierwszą „setkę plus”.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |