2015-02-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ósmy tydzień w 18-tygodniowym programie... (czytano: 639 razy)
Jest niedziela, 1 lutego. Skończył się styczeń, ponury, szary, ale przebiegnięty z determinacją. Tyle, że nie wiem czy mi starczy samozaparcia jak ciągle gram w ciuciubabkę z pogodą: jest deszcz/śnieg, czy nie? Raz tak mnie złapała burza, że przesiąkłem całkiem i myślałem, że się przeziębię. Schowałem się przed deszczem w knajpie na pół godziny. Burza przeszła, ja ci wstaję z krzesła, a pode mną plama wody. Ech. Ale byłem padnięty, zziębnięty, przebiegłem 18 km. Itd. Itp. Ważne, że się nie przeziębiłem.
To jedna niedziela kilka tygodni temu. Inne, o ile milsze styczniowe wspomnienie to półmaraton w Marrakeszu przed tygodniem. Pierwszy bieg na ponad 20 km w tym roku i od razu poprawiony własny rekord aż o 12 minut, do 1:51:07. Pogoda idealna, piękne słońce, choć na początku biegu troszkę chłodno - poranki są zimne. Ale te widoki - Marrakesz jest jednym z najpiękniejszych miast Afryki - a oprócz miasta widoczność pozwala na spokojne rytmiczne oglądanie oddalonych o dziesiętki kilometrów szczytów Atlasu. Jest pięknie, biegnie się dobrze. Miłe wspomnienie.
Po (prawie) ośmiu tygodniach biegania, w tym 131 km w grudniu i 205 km w styczniu czuję się, że mogę już przebiec maraton. Tyle tylko że jakoś w tym tygodniu po półmaratonie mam trochę ciężkie nogi. A jeszcze zaplanowałem na dzisiaj 12 km by pierwszy raz przełamać barierę 50 km w tygodniu. Tak... ale to za chwilę, jak skończy siąpić deszcz.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w tym tygodniu złamię 50 km, a za tydzień w niedzielę będę w wiosennej Hiszpanii u znajomych, gdzie mam sobie zaaplikować, pierwszy w życiu, bieg ponad 25 km. I sam nie wiem czego oczekiwać. Oh well. Przyjdzie czas to się dowiem.
A do Paryża jeszcze 10 tygodni biegania. Sam za siebie trzymam kciuki by mi samozaparcia starczyło...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |