2014-05-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| TRAGEDIA NA ORLENIE (czytano: 1190 razy)
Relacja z ORLEN MARATON 2014
Start w Rzymie wyszedł średnio dobrze więc głupio pomyślałem sobie , że Orlen też powinien być przyzwoity i…… zacznijmy od początku.
Przyjechałem do Warszawy autobusem i umówiłem się z Jasiem Nartowskim na Nowym Świecie.
Jak w 2013 –tym również i w tym roku Orlen zorganizował przebieżkę na 5 cz 6 km-ów. Pokazała się też Andrzej Brzozowski i mnóstwo różnych innych znajomków. Pogoda słoneczna ale nie za gorąco, nastrój dobry. Przebiegliśmy to na zasadzie ; przekuśtykać i pogadać. Było fajnie. Nic nie wskazywało że coś może być nie tak. Zjedliśmy pastę , podobnie jak w zeszłym roku SSUUPPEERR. Orlen nie oszczędza na takich imprezach. Pojechałem do Jasia i u niego nocleg. W dalszym ciągu wszystko OK. Wyspałem się wystarczająco, pobudka o 6 ,lekkie śniadanko, chwila relaksu i wyjazd na start. Znowu wszystko OK. Wchodzimy do stref ,,,żadnych oznak dołka. Przemówienia, helikoptery, konfetti, TV, VIP’y w dalszym ciągu super. Sygnał startowy, biegnie się dość fajnie . Myślę sobie głupkowato że może wyjść fajny wynik i feralny start na orlenie w 2013 przejdzie do odległej i nieprawdziwej historii…
I tak było do 21 km’a… Po przekroczeniu pomiaru na połówce coś się stało w organizmie . Dostałem od niego sygnał…..
DOBREGO WYNIKU DZISIAJ NIE BĘDZIE…
Jeszcze w swojej głupocie się łudziłem. Co on tam wie ? Poradzę sobie . Walczyłem z własnym ciałem ale kolo 30 km’a złudzenia mnie opuściły… pozostało pytanie …Czy się wycofać ? Czy pielgrzym ?
Kryzys za kryzysem..Ale nie takie zwykłe kryzysy jak dotąd… Mieliście kiedyś przed oczami mroczki latające bez kontroli i porządku ? No to właśnie mnie to dopadło.. Każda próba przyspieszenie kończyła się gwałtownym przyspieszeniem tętna i błądzeniem na granicy omdlenia…
Tu jest miejsce na podjęcie decyzji o zejściu z trasy…. Zejść czy nie zejść ? Oto jest pytanie…
Przemęczyłem do 40’go a ostatnie 2 przebiegłem i na mecie straciłem poczucie rzeczywistości..
Nie zemdlałem… Ale targało mnie i obcięło mi patrzenie na 30 stopni…. Dobrą godzinę dochodziłem do siebie….
Jasiek od 25 minut był już na mecie…
Wyszło 4:24 do dupy ale przeżyłem….
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |