2012-03-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Meta na płycie Narodowego - trzeba mieć marzenia (czytano: 1328 razy)
To był zaszczyt. Tak, to był zaszczyt stanąć na starcie największego jak dotąd w historii polskich biegów ulicznych, półmaratonu.
Jak zawsze organizatorzy tego biegu biegu spisali się na medal - ogarnąć taką rzeszę biegaczy naprawdę budzi szacunek.
Bieg był dla mnie szczególny z kilku względów:
1. Wzgląd ;) sportowy - solidnie przetrenowany okres zimowy - fajnie było poczuć ,że rady Jacka Danielsa przyniosły efekt w postaci życiówki, nawet pomimo tego ,że na 19 - stym kilometrze rozwiązał mi się but i straciłem cenne sekundy. Dystans przebiegłem zgodnie z zakładaną taktyką i starczyło mi jeszcze sił na długi ponad kilometrowy ładny finisz
2.Wzgląd rodzinny - pierwszy raz na mecie zabrakło żony i córci - dzielnie dopingowały mnie w domu wraz z niedawno urodzoną kolejną pociechą
3.Wzgląd emocjonalny - muzyczna oprawa półmaratonu , pulsacyjne, bębniarskie i rockowe dźwięki w krytycznych momentach dodawały jak zawsze sił.
Największe emocje wzbudził jednak we mnie widok mety 34. Maratonu Warszawskiego na płycie Stadionu Narodowego. Gdy ją zobaczyłem zrozumiałem ,że to tu chcę zadebiutować w maratonie. Po 3 sezonach biegania już jestem gotowy. Pozostanie tylko cierpliwie czekać do września. Cierpliwość w bieganiu długich dystansów jest bardzo ważna.
WARSZAWO WRACAM WE WRZEŚNIU !!!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |