2011-12-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| W TYM BIEGU NIE BYŁO POKONANYCH (czytano: 920 razy)
Autobus podjechał na przystanek punktualnie. "Dziś można biletów nie kasować" - oświadczył kierowca na widok sportowej koszulki biegacza. "To kolejny efekt perfekcyjnej, nawet w detalach, organizacji tego maratonu" - pomyślałem, zajmując miejsce. Wysiadłem przy Spodku, gdzie już czekała spora grupa biegaczy na podstawione specjalnie autobusy przewożące do Biura Zawodów w Chorzowie. Tam sprawny odbiór pakietów i numerów startowych, następnie fachowa rozgrzewka i punktualnie o dziewiątej START przeszło tysiąc dwustu osobowej grupy zawodników.
Ruszyliśmy zwartą ławą alejami chorzowskiego parku. Zerwał się wraz z deszczem zimny wiatr przeszywający do szpiku kości. Czołówka narzuciła duże tempo. Woda pod stopami biegnących rozbryzgiwała się na wszystkie strony chlapiąc nawet zgromadzonych w alejkach kibiców
,,Trzymać się chopy" – zachęcał ktoś na cały głos w śląskim dialekcie na widok przemoczonych do suchej nitki zawodników.
Już nawet kibice nie wytrzymują i szukają schronienia w okolicznych bramach ale doping nie słabnie, bo wokół z otwartych okien budynków na trasie dochodzą słowa otuchy pod adresem maratończyków.
Deszcz stawał się coraz większy ograniczając z minuty na minutę widoczność na trasie. Zimowa pogoda wymusza duże tempo biegu ale mięśnie i ścięgna sztywniały po pewnym czasie z zimna i wody doprowadzając tym samym do stopniowego zmniejszania prędkości. W średnim tempie minęliśmy centrum Chorzowa, następnie Chorzów Stary i Michałkowice. Za Siemianowicami miłe zaskoczenie. Spiker zawodów prezentuje sylwetki biegaczy przy dźwiękach popularnych przebojów. Zmęczenie pryska. W przyzwoitym czasie osiągamy półmetek maratonu. Ci z żółtymi numerami startowymi odłączają się, by finiszować w półmaratonie. Większość biegnie dalej. Wraz deszczem zaczyna padać śnieg ale tempo nie słabnie. Na punkach odżywczych doskonałe zaopatrzenie w napoje i energetyczne przekąski. Wolontariusze dwoją się i troją, by stanąć pomimo deszczu i zimna na wysokości zadania. W stu procentach wywiązali się z trudnych obowiązków. Z minuty na minutę pogoda pogarszała się.Komuś rozwiązały się sznurowadła. Przystanął, aby zawiązać ale zesztywniale z zimna palce odmawiają posłuszeństwa. Natychmiast doskoczył ktoś z grupy dopingujących i sprawnie za niego to uczynił. Jakaś pani na trasie częstuje gorącą herbatą. Dałem się namówić. Mam nadzieję, że nie czytają tego sędziowie, bo była to jednak nieregulaminowa "herbata z prądem" ale jak żaden napój energetyzujący stawiała na nogi.
Minęliśmy Uniwersytet i Bibliotekę Śląską, Dolinę Trzech Stawów i wreszcie dobiegliśmy do Nikiszowca, najbardziej śląskiego osiedla ze wszystkich osiedli śląskich. To jeszcze niecałe 12 kilometrów do mety. Chyba za sprawą tej uroczej dzielnicy Katowic, nie było przysłowiowej ściany. Minęliśmy Szopienice, Rozdzień i po kilkunastu minutach znowu centrum Katowic, by ulicą Korfantego już finiszować do mety, aby odebrać medal.
W tym biegu nie było pokonanych. To było zwycięstwo każdego, kto ten bieg ukończył. Zwycięzcami byli także organizatorzy dzięki którym została przywrócona, pierwotna, historyczna trasa biegu. Na nic zdały się ubiegłoroczne kłody rzucane im pod nogi. Osiągnęli swój cel, dzięki uporowi i wytrzymałości porównywalnej z charakterem siedmiusetosobowej grupy maratończyków tegorocznego Silesia Marathon 2011. Do zobaczenia na maratonie Silesia 2012
Stanisław Wójcik
Dąbrowa Górnicza
.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |