2011-06-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moja biegowa wiosna (czytano: 1268 razy)
Wiosna kalendarzowa powoli zbliża się do końca, więc może czas już podsumować wiosnę biegową. I to podsumowanie musi dać ocenę negatywną, jak by nie patrzeć, choć paradoksalnie pozytywnych emocji i wrażeń zarówno biegowych jak i innych nie brakowało. Te biegowe jednak ledwie się zaczęły, a już było po nich. Zakładałem, że będą trwać jeszcze spokojnie przez maj i czerwiec, ale na założeniach się skończyło. No to od początku. Otóż po bardzo mocno przepracowanej zimie energia aż mnie rozpierała, czego wyraz dałem w Półmaratonie Wiązowskim. To była jeszcze zima, warunki mroźne, ale życiówka poprawiona o ponad 1,5 minuty nastrajała wielce optymistycznie. 4 tygodnie później, już wczesną wiosną, w Półmaratonie Warszawskim kolejne urwane 1,5 minuty wprawiło mnie w nastrój wręcz euforyczny, bo osiągnąłem wynik, o którym rok wcześniej nawet nie marzyłem. No a tydzień później nastąpił nieszczęsny wyjazd na 3 tygodnie do Nepalu. Wiem, wiem, śmiesznie brzmi, że nieszczęsny, no bo przecież 2 tygodnie trekkingu w Himalajach wśród legendarnych gór i miejsc plus jeszcze kilka dni tradycyjnej turystyki i podziwiania niesamowitej egzotyki nepalskiej. Były to przeogromne wrażenia niebiegowe, turystycznie wyjazd pierwsza klasa, ale niestety na moje życie biegowe zadziałało to niekorzystnie. A to dlatego, że zaraz po powrocie się skontuzjowałem, a konkretnie kolano odmówiło współpracy. Dużo w tym mojej winy oczywiście, bo natychmiast po przylocie za trening się złapałem, wszak nie biegałem 3 tygodnie, a za kolejne 3 tygodnie zaplanowany maraton Bydgoszcz-Toruń! Musiałem przecież choć trochę skorzystać ze zbudowanej zimą formy, którą szykowałem na maraton właśnie! Niestety, skończyło się bólem kolana z początku lekkim, który zlekceważony oczywiście, stał się mocniejszy i mocniejszy aż w końcu uniemożliwił bieganie, a nawet rowerowanie! Mentalnie to była dla mnie katastrofa! Mój świat, kręcący się wokół biegania, nagle się zawalił. Po kilku dniach przyszło otrzeźwienie, obudził się rozsądek, przyjąłem winę na klatę, pogodziłem się ze stratą zaplanowanych na wiosnę startów (w tym ulubiony Visegrad Maraton!) i postanowiłem iść do fachowca po poradę. Tym razem postąpiłem słusznie i śmiało mogę powiedzieć, że fachowcy z kliniki Ortoreh całkiem szybko przywrócili moje kolano do stanu używalności. Trochę mnie to kosztowało, no ale cóż, za błędy własne trzeba płacić. Nie da się po prostu w moim przypadku pogodzić długiego 2 tygodniowego trekkingu wysokogórskiego z mocnym treningiem biegowym. Ciało się zbuntowało i już! Przerost ambicji i nadgorliwość to zdecydowanie nie są wskazane cechy. Nauczka.
Tak więc moje biegowa wiosna zaczęła się wspaniale, potem rozsypała się z powodu kontuzji, a teraz, na jej końcu optymizm znów się pojawił, bo od początku czerwca powoli wracam do biegania. Oczywiście z akcentem na powoli, niemniej wszystko idzie w dobrym kierunku, a kontuzja okazała się zwykłym przeciążeniem. Przy okazji powrotu do biegania stuknęło mi 10 tys. kilometrów biegowego przebiegu, a poza tym uświadomiłem sobie, jakie to nieszczęście nie móc biegać i jakie to szczęście móc biegać bez bólu. Człowiek się uczy cały czas… Wygląda na to, że zaplanowany na 30 lipca górski maraton w Davos zostanie w moim wykonaniu uratowany, wystartuję znaczy, a jesienią wrócę do polskich maratonów i może wreszcie jakiś satysfakcjonujący wynik osiągnę. Tego się trzymam…
A tymczasem jutro zamiast startować będę kibicował kolegom podczas 4 Biegu Marszałka w Sulejówku. A w niedzielę zrobię sobie długie lekkie wybieganie, bo już mogę, a co!...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora TREBI (2011-06-10,21:20): Arturo będzie dobrze:)
Ja też zamiast wyluzować po Cracovii chciałem trzecią srokę za ogon złapać i skończyło się kontuzją. Powtarzam sobie często : Robert odpoczynek to też trening ale czasami o tym zapominam:)
Na jesieni Artek dasz czasu w maratonie:)
Pozdrówka ArtekP (2011-06-10,23:06): Robert, dzięki za miłe słowa. Prawdę mówiąc Twój krakowski wyczyn (wielkie brawa!) dał mi do myślenia i gdzieś w taki właśnie wynik chciałbym przycelować jesienią. No i daj spokój z kontuzjami, przecież się już napauzowałeś dość...
|