2011-05-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Długodystansowy BnO- czyli o tym jak złe kobiety chciały mnie pożreć żywcem (czytano: 3384 razy)
Długodystansowe biegi na orientację to jeszcze do niedawna była dla mnie czarna magia.
Biegałem co prawda w mistrzostwach leśników, ale jak się później okazało, to całkiem inna bajka.
Do startu w pierwszych zawodach namówili mnie znajomi i posmakowałem, co to znaczy bieg nocny z mapą w skali 1:25000, która może była bardzo aktualna, ale w dniu moich urodzin :)
Spodobało mi się!
Z powodów rodzinnych nie mogę startować w większej ilości biegów, ale znajomi bardzo zachwalali Dymno, więc postanowiłem spróbować.
Na miejsce dojechaliśmy chyba jako pierwsi, wiec zwiedziliśmy nową halę sportową oraz niezliczoną ilość sklepów spożywczych, których nagromadzenie wprawiało nas w zdumienie.
Na wieczornej odprawie panowała wesoła atmosfera, a wraz z informacjami jakie na nas spływały ( na niektórych spadały jak grom z jasnego nieba), stawała się coraz weselsza.
Na początek przygniotła mnie ilość map.
Całkiem niezły stosik się uzbierał.
Prawie każda w innej skali, z jakimiś przejściami, dojściami, białymi paskami, zadaniami specjalnymi , ortofotomapami itp.
Zaznaczam, że jestem nowicjuszem, a to miał być mój drugi start w życiu, dlatego takie informacje były dla mnie - z jednej strony – ciekawe, z drugiej jednak - delikatnie niepokojące.
Same mapy były interesujące, ale z niektórymi jej elementami spotykałem się pierwszy raz.
Np. północ pod skosem( na czym się zresztą kilka razy sparzyłem), przejścia ze skal 1: 13333 na 1:25000 i znów na 1:13333 a potem z kolei na 1:5400...
Wszystkie te elementy spowodowały, że na jutrzejszy dzień patrzyłem z dużym niepokojem.
Kiedy jednak prowadzący odprawę powiedział takie oto zdanie:
- „ nie chcę powiedzieć... NIE WIERZCIE MAPIE, ale...” – wybuchła salwa śmiechu i z miejsca zapomniałem o swoich rozterkach.
Na start stawiliśmy się punktualnie i już o 7.20 otrzymaliśmy 3,5 kg zestaw map :)
Momentalnie zabraliśmy się do wybierania najlepszego wariantu na 1 punkt.
I etap , to scorelauf ( czyli sami wybieramy kolejność ,w której znajdujemy punkty), 12 punktów kontrolnych (PK) na dł. ok.10.9 km.
Biegnę razem z Markiem i Grzesiem, którzy namówili mnie na ten start.
Pierwszy etap jest na aktualnej mapie, i to na takiej , na której już kiedyś biegałem, więc z przyjemnością i bez trudu zaliczam kolejne punkty.
Narzekałem tylko w duchu na brak skupienia, ponieważ biegnąc w trójkę co rusz trzeba się odrywać od mapy i dyskutować z kumplami: dlaczego?...po co?...jak?...gdzie? ...itp.
Po zaliczeniu I etapu przechodzimy na II, gdzie przy pomocy mapy 1;25000 mamy do odnalezienia 9 PK w obowiązkowej kolejności, na dystansie ok. 31.5 km.
Mapa jest z 1981 roku, więc zdarza się, że to co na mapie jest lasem w rzeczywistości już lasem nie jest lub na odwrót, wyraźna droga staje się ledwo widoczną ścieżką etc., etc.
Taka mapa to dla mnie nowość.
Pierwszy punkt odnajdujemy bez większych problemów.
2 i 3 również.
Przy dobieganiu do 4 coś nam się pokręciło z drogami, ale pomogła rzeźba terenu( ta się przynajmniej tak szybko nie zmienia)
Ustaliliśmy gdzie jesteśmy i ruszyliśmy na punkt zarośniętym grzbietem.
Bardzo mocno nam się dłużyło, więc zaczęliśmy wątpić czy idziemy dobrze.
Cały grzbiet był dość gęsto porośnięty jałowcami i chwilami nie było widać, czy teren opada czy się wznosi.
Zacząłem marudzić, że trzeba wrócić i jeszcze raz wszystko sprawdzić.
Zatrzymaliśmy się aby to przedyskutować, ale Marek uważał, że jeszcze musimy iść dalej.
Miał rację.
Po ok.150 m odnajdujemy punkt 4.
Przebieg z 4 na 5 był dla mnie dość trudny nawigacyjnie ,ale trafiliśmy na niego bezbłędnie.
Miedzy 5 a 6 opuszcza nas Grzesiu , który już od 15 km ma problemy z łydką i żołądkiem.
6, 7 i dojście w pobliże 8 poszło dość gładko.
Doszliśmy na ok. 250 od punktu i nie wiedzieć czemu zniosło nas na prawo.
Mnie to tak zniosło, że wylądowałem w jakimś bagienku.
Punkt 8 to był „róg granicy kultur”, więc jak zobaczyłem dość dużą kępę olszy wyraźnie odcinającą się od reszty otoczenia, wyłączyłem mózg i brnąłem po bagnie w jej kierunku.
Wystarczyło spojrzeć na mapę, wystarczyło spojrzeć na kompas....
Ale ja nie – brnąłem i brnąłem.
Kiedy dobrnąłem do skraju lasu zobaczyłem jakieś zabudowania i ludzi spacerujących po prowadzącej do nich dróżce.
Postanowiłem dobiec do nich i upewnić się gdzie jestem.
Przestraszeni spacerowicze potwierdzili, że domki , na które teraz patrzymy, to Mleczaki.
Namierzyłem się więc i dawaj z powrotem na 8.
Marek myślał, że znalazłem punkt i pobiegłem dalej.
Ryczeliśmy do siebie, ale głos tonął gdzieś w bagnie i między drzewami.
Okazało się, że maszerujący Grzesiu, który nie popełnił błędu doszedł w tym czasie na 8.
Zdzwoniliśmy się i okazało się, że jesteśmy oddaleni od siebie o 100 m.
Kazałem im wrzeszczeć ( wiem, wiem- w lesie nie wolno krzyczeć), ale pomimo tak bliskiej odległości nie słyszałem ich.
Na szczęście szedłem prosto na punkt, więc po chwili ich ujrzałem, odbiłem 8 i ruszyliśmy w trójkę dalej.
Dziękuję organizatorom , że pomyśleli o odnowie, bo droga prowadziła przez rozkosznie zimna wodę.
Kiedy się delektowałem zbawiennym wpływem wody na moje łydki nie przeczuwałem jeszcze jednak, że już wkrótce moje życie zamieni się w piekło.
Nie przeczuwałem, że tysiące małych stworzeń już ostrzy swój aparat kłująco- ssący, aby bezlitośnie rzucić się nie mnie i wyssać całą moją krew.
KOMARY!!!
To chyba właśnie JE najbardziej zapamiętałem z tego biegu.
Gdyby więcej punktów było obstawionych przez te niezbyt sympatyczne stworzenia, na pewno bym tego biegu nie ukończył.
Jestem leśnikiem i na co dzień mam do czynienia z różnego rodzaju krwiożerczymi bestiami.
Do 14 maja wydawało mi się nawet, że moja odporność ( fizyczna i psychiczna) jest znacznie większa od przeciętnego człowieka
Myliłem się
Komary odebrały mi chęć do wszystkiego.
Przestałem kontrolować mapę i chodziłem jak błędna owca..
Kiedy w pewnym momencie spojrzałem na swoje nogi…zbaraniałem (owca już była, to teraz trzeba wybrać jakieś inne zwierzątka ).
Byłem w krótkich spodenkach, ale teraz wyglądałem jakbym był w długich.
Komary tak szczelnie pokrywały skórę, że nie było widać ani skrawka ciała.
Jednym uderzeniem ręki zabijałem ich ok. 30-40.
Grzesiu się śmiał, że one chyba wszystkie na mnie lecą.
Faktycznie, przy nim i na nim było ich dużo mniej.
Niby facet powinien się cieszyć , kiedy kobiety na niego lecą , ale - na miłość boską – nie w takich ilościach.
Straciłem motywację.
Wysiadłem psychicznie.
Pan Bóg zesłał jednak wybawienie w postaci nadchodzącej grupy 6 zawodników i po kilku minutach odnaleźliśmy urocza polankę, która – o ile dobrze widziałem między komarami – pokryta była…wodą.
Z powodu odnalezienie 9 i wizji szybkiego opuszczenia tego niewątpliwie urokliwego miejsca humor tak mi się poprawił, że zacząłem żartować:
- Ależ uroczy zakątek. Koniecznie musimy tu wrócić z rodzinami. Kocyki, leżaczki....”
- To ja wezmę skrzynkę piwa – padło z lewej strony.
- No i nie możemy zapomnieć o wędkach i kąpielówkach – dorzucił ktoś z tyłu.
Niemal wszystkim spodobała się wizja powrotu w to miejsce, aby wypocząć po trudach codziennego życia, bo buźki się mocno uśmiechały….
Kiedy wybiegliśmy na asfalt rozstałem się z Grzesiem i Markiem, i dalej pobiegłem sam.
Chciałem jeszcze trochę mocniej pobiegać ( w ramach treningu do Biegu Rzeźnika).
Ruszyłem więc ostro i już po chwili przekroczyłem tory kolejowe wbiegając tym samym na ostatni - III etap biegu.
Do znalezienia było 10 PK + zadanie specjalne (ZS), na którym należało odnaleźć 3 PK na podstawie ortofotomapy, czyli zdjęcia lotniczego.
Długość tego etapu to ok.8,6 km.
1 i 2 ( w tym wypadku były literowe) czyli R i W odnalazłem bez problemów.
Punkty były dość proste, więc aby nabić kilometrów ( przypominam, że to był trening) dużo biegałem drogami obiegając punkty.
Kolejne lampiony odnajdywałem bez większych problemów, chociaż coś mi nie grało z kompasem i wyrzucało mnie gdzieś obok, ale na szczęście nie na tyle daleko, aby nie można tego było skorygować.
Okazało się ,że północ była pod skosem, a ja na zgiętej mapie ustawiałem kompas tak jakby była do góry...
Zadowolony z bezbłędnego pokonywania trasy ( ciągle biegiem) dotarłem do punktu O, z którego należało się udać na ZS.
Odbiłem więc punkcik i beztrosko ruszyłem dalej.
Owca już był, baran też…Pozostał jeszcze OSIOŁ!
Ruszyłem więc dalej , jak ten skończony OSIOŁ, ale nie w tym kierunku co trzeba.
Zaczęło mi się coś nie zgadzać ale brnąłem bezmyślnie dalej.
Sam zawsze tłumaczę wszystkim, że jak nie wiesz gdzie jesteś , to wróć tam, gdzie...wiesz gdzie jesteś :)
A ja brnąłem.
Z tego brnięcia wybawiła mnie dopiero jakaś ciężarówka, która uświadomiła mi, że jestem blisko asfaltu, czyli w miejscu, w który być nie powinienem.
Podjąłem decyzję ,że wracam do punktu O (O jak osioł).
Straciłem na tym całym „genialnym” manewrze 20 minut, ale znowu wiedziałem gdzie jestem.
Teraz już uważnie i bez problemów dobiegłem do ZS czyli imponującej piaszczystej dziury w ziemi , która długa była na 500 m a szeroka na 150.
Odnalazłem szybko3 PK( w tym jeden fałszywy, tzw. stowarzyszony, za co dostałem 10 minut kary).
Na zadaniu specjalnym poczułem ,że jestem zmęczony.
W nogach miałem ok. 60 km a do mety pozostawało ok. 2 km.
Zmusiłem się jednak do biegu i te ostatnie 2 km pokonałem w niezłym tempie odnajdując po drodze jeszcze dwa brakujące mi punkty.
Na mecie byłem ogromnie szczęśliwy z odnalezienia wszystkich punktów i ukończenia biegu w 13 godzinnym limicie.
Czas 9godz. 58 min. ( po doliczeniu kary 10.08) dał mi 24 miejsce na 98 startujących.
Na koniec WIELKIE podziękowania dla orgów.
Według mnie trasa była ustawiona świetnie.
Zmiany map, skali, zadanie specjalne, podmokły teren, komary:)...
To wszystko zadecydowało o tym , że ten bieg był wspaniałą przygodą i przeżyciem na długo pozostającym w pamięci.
Jak to dobrze ,że są jeszcze tacy ludzie, którym się po prostu chce...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2011-05-19,11:56): Wybacz ale czytam i rżę ze śmiechu :))))))))))) Gratki Radziu za występ i za ukończ. :)))) A ja jestem durna matka bo moje dziecko jest w klasie sportowej.. z BnO właśnie. .. Dam to dziecku poczytać. :))))) Truskawa (2011-05-19,11:57): tyle bab na ciebie leciało a Ty nic! :)) Marysieńka (2011-05-19,12:08): Radziu....jak zwykle..rozbawiłeś mnie....gratki.....BnO..tego jeszcze nie próbowałam:))) Rufi (2011-05-19,12:40): Ja dlugodystansowy bieg to i dlugi wpis :-) To se wydrukuje pozwolisz do poduszki :-) Chociaz boje sie ze sie tak rozbudze smiechem ze potem nie zasne :-) shadoke (2011-05-19,14:39): Radziu! Długość OK, ale częstotliwość zdecydowanie mi nie odpowiada! Rozumiem, że nie możesz częściej startować, ale chociaż pisz...np.o tym, gdzie nie wystartowałeś;) Gratki i buziole ogromne:) Kedar Letre (2011-05-19,14:56): Jak to Iza nic nie robiłem?! ZABIJAŁEM!!! Kedar Letre (2011-05-19,14:57): Marysiu , już po raz kolejny mówię Ci - SPRÓBUJ!!! Kedar Letre (2011-05-19,15:00): Zapewniam Cie Ela, że śmiesznie nie będzie, bo cóż jest śmiesznego, kiedy dopada Cię stado wygłodniałych komarów?!
Kedar Letre (2011-05-19,15:02): Wiesiu, za to,że były( w takich ilościach)tylko na 2 punktach, a punktów było 33:) Kedar Letre (2011-05-19,15:03): Iwonka, jedno jest pewne, że zaraz wystartuję odebrać Jacka z zerówy. Jak chcesz mogę o tym napisać....10 stron :) shadoke (2011-05-19,19:50): O Jacku?? Oczywiście, że chcę! Razem z Jaśkiem jesteśmy jego fanami:) ikusia (2011-05-19,21:23): Fiu fiu fiu - nieźle sobie poradził mój kolega z drużyny ;) GRATULUJĘ :) - a te komarzyce - nie dziwię im się ;) Kedar Letre (2011-05-19,21:55): Ja tez im się nie dziwię. Wokół mnie same chudziaki były, to na kogo się miały rzucić?!.....:)) dario_7 (2011-05-19,22:30): Oj Radziu, Radziu - Ty po prostu kochasz błotko i radosną zabawę z komarzycami :))) Gratki Wymiataczu!!! Śmiech śmiechem, ale dystans i utrudnienia robią wrażenie! Gerhard (2011-05-20,08:19): Kertel: Gratuluję udanego startu. Pozostali: Tak bywa w lesie - to nie jest oznakowana trasa biegu. Trzeba posługiwać się nie tylko nogami ale i głową (w połączeniu z mapą i kompasem). Bywa trudno, a zgubić się w lesie "rzeczą ludzką jest".
Jeszcze cześciej zdarza się to na MARSZACH NA ORIENTACJĘ. W tym przypadku limit czasu przypadający na jeden kilometr jest rzędu 25 minut. I czasu brakuje!! Mapy są bardzo przetworzone - często trzeba spedzić kilkadziesiąt minut na starcie aby się zorientować "gdzie iść". Wiele punktów namierzyć można tylko według azymutu i kroków. Regulamin jest dość skomplikowany - liczy się bardziej dokładność przejścia niż czas. Ale zdarza się (i to całkiem często), ze doświadczeni 60-latkowie wygrywają z ogromną przewagą z 20-letnimi śmigaczami. Kedar Letre (2011-05-20,13:44): Błoto tak. Komarzycom mówię zdecydowanie - NIE! Kedar Letre (2011-05-20,13:46): Dzięki Wojtek. Masz rację , w lesie jest czasami trudno, ale to taki piękny sport.... Gerhard (2011-05-20,13:55): Piękny SPORT. Muszę sprawdzić. BnO (Bieg)jeszcze nie próbowałem. MnO (Marsze) to "dyscyplina turystyki kwalifikowanej" - cokolwiek to oznacza. Ale też bywa trudno. A zgubić się bardzo łatwo. Kedar Letre (2011-05-20,15:04): To prawda. Wystarczy chwila nieuwagi i po ptokach( jak mawiała moja babcia)To jest fatalne uczucie , kiedy jesteś w środku lasu i nie wiesz gdzie jesteś. A najgorsze jak się wyjdzie poza mapę. wtedy dopiero jest "wesoło" adamus (2011-05-21,23:04):
Świetna relacja:)) Ale nawet ona nie przekonała mnie do BnO.. Wystarczy mi jak na rudawskim ognisku zaliczam BnO w drodze do namiotu:)) Kedar Letre (2011-05-22,12:09): I mam nadzieję,że jest to Twój jedyny w roku taki BnO ;)) Kedar Letre (2011-06-09,11:47): Jacku, przepraszam, ale przez pomyłkę skasowałem Twój wpis:(
Pisałeś,że to piękna śmierć, być pożartym przez białogłowe.....może i piękna, ale mnie na szczęście cudem udało się jej uniknąć. No i spróbuj w końcu BnO, bo przecież widzę ,że Cię kusi
|