2010-12-
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| A góry nade mną by biegać... (czytano: 689 razy)
Za chwilę padnie ważne dla mnie słowo – eksploracja. Dla psychiki człowieka eksploracja jest zajęciem ewolucyjnie naturalnym. Lubimy przesuwać granice własnej sprawności, a jeszcze bardziej poznawać nowe miejsca. Dla mnie istotne jest żeby nie były to miejsca zbyt łatwo dostępne. Dlatego w przeszłości szukałem trudności wspinaczkowych, a jeszcze wcześniej wędrowałem po górach z harcerzami. Dla Homo runners poznanie nowej ścieżki biegowej może być przygodą równie wciągającą.
Pierwszą, prawdziwie mityczną wyprawą biegową była linia Warty, przecinająca rodzinne miasto Poznań. Trasę tą wyobraziłem sobie jako rajd widokowy o długości maratonu. Eksplorowałem ją partiami, rozpoznając ścieżki ortodoksyjnie bliskie nurtu rzeki. Pierwsza połowa, z historycznego Rogalina przez Puszczykowo na południowy kraniec Poznania, jest oznakowana i znana rowerzystom. Jednak niewielu poznaniaków wie jak wygląda nasze miasto od strony Warty. Nie wiedzą też, że wzdłuż rzeki, dzięki ścieżkom wędkarskim, można z północnych dzielnic przedostać się aż do Owińsk, leżących kilkanaście kilometrów na północ. Trasę, którą nazwałem „Z biegiem Warty”, udało mi się pokonać dopiero w drugim roku biegania, ale za to dwukrotnie. Wariant najprzyjemniejszy (43 km) obejrzycie tutaj: http://connect.garmin.com/activity/56661963. Drugi wariant zaczyna się łęgami, które przydały się świetnie do przetestowania patentów na długie biegi w mokrych butach:) W obu przypadkach, poza urodą własną, nadwarciański rajd widokowy, dał mi okazję przygotować się w 2010 roku do dwóch ultrabiegów górskich, o których opowiadam obok.
Tak się składa, że planując długie bieganie po bezdrożach nie można się bać mokrych skarpetek. Pierwszy raz gdy poważnie wymoczyłem nogi nie byłem na to przygotowany. W 2009 roku miałem już za sobą dwa maratony uliczne i chciałem doświadczyć prawdziwego cross country, aby zahartować psychikę przed wyprawą na pierwszy maraton górski po Karkonoszach. Ponad 34 km rajd z Dobrzycy do Kołobrzegu miał proste założenia: utrzymać azymut 270º i starać się znaleźć jakieś polne ścieżki. Niestety, już na samym początku traktorowy ślad zniósł mnie w kałuże pomiędzy łanami pszenicy, a pod koniec wpakowałem się w bagna, które miały złą sławę wśród żołnierzy w czasach napoleońskich i w roku 1945. Z powodu upartego charakteru błądziłem po tych bagnach blisko trzy kwadranse, co widać na zdjęciu przy sąsiednim wpisie. Skarpety miałem bardzo dobre, wykonane w technologii „dry fit”, biegam w nich już dwa lata, na treningach jesienno-zimowych i po górach, ale wtedy jeszcze nie znałem kremu „second skin”, no i dysponowałem dopiero pierwszą zmianą paznokci. Po tym rajdzie zeszły mi po raz drugi, no i wygląda na to, że teraz mam już te właściwe:)
Wkrótce potem doczekałem się tego co Johnsony lubią najbardziej. Moim marzeniem było powrócić na dawne szlaki górskie w sportowym stylu, aby to co za młodu zabierało mi dni spróbować pokonać w ciągu godzin... Na początek miała to być próba zmierzenia się z górami na dystansie maratońskim. Na użytek mojej ambicji opracowałem w kilku wariantach Trawers Karkonoski. Formuła ścigania się w tą i z powrotem pomiędzy Szrenicą a Śnieżką nie bardzo odpowiadała mojej romantycznej naturze, toteż nie pchałem się na I Maraton Karkonoski. Uważałem, że nie wypada traktować majestatu gór z taką dezynwolturą i chciałem zmierzyć się z całym masywem, a nie tylko jego kawałkiem. Poza tym biegam po górach zbyt wolno, aby udawać, że to jest ściganie...
Skorzystałem z przyjacielskiej pomocy opiekuna Chatki Wielkanocnej, która znajduje się w Śnieżnych Kotłach. Mój dawny partner wspinaczkowy zawiózł mnie w góry, przenocował, a potem odebrał z Przełęczy Okraj. Ostatecznie trasa mojego pierwszego górskiego maratonu przebiegała od Chatki Wielkanocnej, przez Schronisko pod Łabskim Szczytem, do Wodospadu Kamieńczyka, a potem głównym czerwonym szlakiem przez Śnieżkę. Łącznie, jak pieczołowicie zliczyłem z mapy, było to prawie 42 km, w górę ponad 1600 m, a w dół 1900 m.
Spędziłem na tym szlaku aż 8 i pół godziny. Było to efektem kryzysu spowodowanego niedokarmieniem, bo chociaż wypiłem 3 litry Vitargo, to zjadłem tylko 2 małe żele i jednego batona Isostar. Pewnie poszłoby lepiej gdybym potrafił wchłonąć drugie tyle. Zresztą, do dzisiejszego dnia nie udało mi się wypracować skutecznej receptury na prawidłowe trawienie podczas takich wysiłków. Wtedy moje tempo spadło tak, że postanowiłem zatrzymać się przed Śnieżką na naleśniki. To nie był szczęśliwy pomysł, bo ciepło schroniska mnie "rozebrało", rozszerzyły mi się naczynia krwionośne i zaczęły mnie telepać dreszcze. Teraz wiem, że nie warto zatrzymywać się na dłużej. Pozbierałem się dopiero po trzech kwadransach. Dalej tempo było już w zakładanej normie, bo nogi miałem całkiem sprawne, a i do Przełęczy Okraj było tylko 8 km + Śnieżka.
Cała akcja wymagała pewnej determinacji ze względu na front atmosferyczny, który raczył się przewalać w piątek i w sobotę. Dysponowałem w telefonie sprytną mapką radarową, pokazującą zachmurzenie nad zachodnimi Czechami, która pomogła mi wybrać odpowiednią taktykę. Sobotę przeczekałem w Chatce. Zmieniłem kierunek biegu i zacząłem go w niedzielę nie o 5 lecz o 9 rano. W ten sposób sprytnie wstrzeliłem się w pogodę. Przez pierwsze 14km miałem "wkładki" do butów w postaci worków foliowych, bo wody było wszędzie pełno, jednak odradzam ten patent. Potem zdarzyły się nawet momenty słoneczne, ale godzina deszczu z gradem też mnie nie ominęła. Niestety, podczas kolejnych długich biegów w górach, tzw. „warunki” pojawiały się za każdym razem...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marysieńka (2010-11-25,14:51): Wszystkie te szlaki "zaliczyłam" Twój wpis spowodował, że mam ochotę to powtórzyć....zawsze lubiłam ciężkie trasy i...."dzicz":))) Król Julian Kołcz (2010-11-26,18:07): Kiedy Warta kiedy ?:))) corvus78 (2010-11-26,19:20): ...kolejny rewelacyjny tekst, prosimy o kolejne;
a jesienno-zimowa Warta czeka, kiedy ją zrobimy???
zimowego przebiegu tej trasy chyba jeszcze nie było, a to przecież taka polska himalajska tradycja
|