2010-06-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Karkonosze w 6 godzin (czytano: 1270 razy)
Puchar Polski w Dogtrekkingu
czyli Karkonosze w 6 godzin
Kolejne zawody odbywały się w Przesiece, miejscowości położonej u stóp Karkonoszy. Pierwszym
wyzwaniem była podróż z Wrocławia z Dizlem i Natką i oczywiście z ich właścicielkami w Toyocie
Yaris. Żeby nam nie było za luźno wieźliśmy jeszcze sprzęt do spania
Przyjazd, odprawa, wieczorne rozmowy, kawa i inne napoje, w znakomity sposób podniosły morale,
przed porannym startem, tym bardziej, że wieczór spędziłem w ściśle damskim towarzystwie. Było
miło, chociaż włączenie się do rozmowy graniczyło z cudem.
Noc jak noc – do 2 nad ranem jakiś uczestnik ujarzmiał swojego quada, budząc coraz większą irytację i
nie pozwalając zasnąć. Przydałoby się trochę myślenia o innych i ich spokojnej nocy.
Ranek przyniósł jednak pełna mobilizację. Start jak zwykle o 7 rano, mapa za dokładna- przez dłuższą
chwilę nie mogłem się odnaleźć na wielkie płachcie. Z wyjaśnień orgów wynikało, że cała trasa
wiedzie szlakami, co mnie uspokoiło nieco. Start i oczywiście tradycyjne palenie gum, tym bardziej, że
było z górki. Pierwsza część trasy do pierwszego pkt. wiodła Drogą pod Reglami, póżniej milutkie 5 km
podejście, punkt w postaci tablicy z informacją o inwestycji finansowanej z unii europejskiej i zejście
na masakryczny zielony szlak, wąski, śliski, głazisty. Tu zaczęliśmy sobie z Osą poczynać nieco śmielej
co skończyło się poślizgiem bocznym na mokrych okrąglakach i bolesnym stłuczeniem piszczela.
Muszę przyznać, przez chwilę pomyślałem, że to koniec zabawy. Na szczęście po ustąpieniu bólu
(walnijcie się w piszczel to zobaczycie), i obdukcji, nie stwierdzono złamań, osa wykonała masaż
cieplutkim językiem i pognaliśmy dalej.
Dotarliśmy do punktu, w którym trzeba było spisać ilość tabliczek na paliku, i zaczęło się kolejne
podejście niebieskim szlakiem na grań Karkonoszy. Solidnie wysmagani kosodrzewiną, jak nie
przymierzając w rosyjskiej bani i upojeni wspaniałymi widokami dotarliśmy na przełęcz. Wpisaliśmy
nr słupka do karty i dobrze już rozgrzani ruszyliśmy kamienną drogą przez mękę. Mijani turyści
przystawali z wrażenia widząc starego chłopa przywiązanego do psa, który skacze z głazu na głaz
niczym podpasiona kozica górska, balansując co chwila, i rozpaczliwie łapiąc równowagę.
Na górze na grani przywitała nas mgła i ochłodzenie, a ja w swojej ignorancji nie zabrałem
dodatkowego odzienia, ( przecież to poważne góry) w przypadku większego załamania pogody ta
nieodpowiedzialność mogła nas pogrążyć.
Mgła skutecznie zasłoniła widoki i spowodowała, że Osa wybierając się za potrzebą usiłowała zejść ze
ścieżki, co skończyło się małym odpadnięciem od ściany i rozpaczliwym przebieraniem tylnymi
nogami w powietrzu.
Jak zwykle usiłowaliśmy przywitać się ze wszystkimi turystami na szlaku, co od Przełęczy Karkonoskiej
stało się dużym wyzwaniem ze względu na ich ilość.
Dobiegając do Domu Śląskiego spotkaliśmy Roberta i Aśkę, i nie mogliśmy z Osą nadziwić, że jesteśmy
tak blisko czołówki.
Od tego miejsca cały czas w dół po wielkich głazach, strumieniach płynących środkiem szlaku, błocie,
krzaczorach. Poszukiwaliśmy bezskutecznie najstarszego szałasu pasterskiego. Samotność dawała się
we znaki i siadała motywacja do dalszego biegu. Przed samą metą ok. 5 km kiedy wiedziałem gdzie
jestem wróciły siły i pognaliśmy do mety jak na skrzydłach.
Dumni z 3 miejsca i zmęczeni skorzystaliśmy z basenu ( Osa) i w spokoju czekaliśmy na pozostałych
uczestników trasy long i mid.
Organizatorzy obawiali się o los Kraksy – psa na wózku- ale ta dzielnie dotarła ze swoją panią do
mety, wzbudzając ogromny aplauz i łzy wzruszenia wśród uczestników tego wydarzenia.
Na trasie odpowiadaliśmy często na pytania o zawodach i zachęcaliśmy gorąco do brania udziału
licznych właścicieli i właścicielki psów wędrujących po górach.
Reasumując:
Następnym razem uważajcie gdzie śpicie bo ekipa z quadem skutecznie wam to uniemożliwi.
Psy, które przejechały razem w ciasnym samochodzie w zgodzie też mogą się pogryźć.
Buty do biegania nie mogą być ciasne i nowe, bo wtedy paznokci nie trzeba malować na czarno.
Przydał by się jakiś fotograf na trasie.
Piotr
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |