2010-03-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 16 Maratona di Roma (czytano: 1150 razy)
Rzym... słyszałem tak wiele na temat tego miasta, ale muszę powiedzieć, że potrafi rozkochać w sobie:)
Wąskie uliczki z kawiarenkami, skuterki na ulicach, szaleni kierowcy, tysiące turystów, ogromne i zabytkowe budynki mówiące o naszej przeszłości. To wszystko zapiera dech w piersiach.
Po przylocie zaczęliśmy od zwiedzania Rzymu. Panteon, Forum Romanum , Koloseum, Fontana di Trevi, Campo di" Fiori, Plac Navona, schody Hiszpańskie. To tylko niektóre miejsca, które odwiedziliśmy podczas naszego pobytu w Wiecznym Mieście.
W ciągu dnia Rzym jest piękny, ale nocą... zapiera dech w piersiach. Miasto tętni życiem całą dobę. Na ulicach jest wielu młodych ludzi, którzy podążają na imprezy, jak i wielu turystów podziwiających pięknie oświetlone zabytki.
Z każdym dniem zbliżaliśmy się do maratonu, który był głównym celem naszej podróży.
Rano zadzwonił budzik i wtedy wiedzieliśmy, że to już ten dzień. Szybkie śniadanie i wymarsz. Już z daleka było słychać muzykę, która zagrzewała nas do startu. Każdy z biegaczy kierował się do swojej strefy. Każdy z nas był chyba podekscytowany tym, że będzie biegł w taki miejscu wśród tylu biegaczy. Wystartowaliśmy o 9:10, przed nami było 42 km biegu. Trasa była zróżnicowana. Biegliśmy jak i po bruku tak i po asfalcie, było kilka podbiegów, ale i tysiące ludzi stojących na trasie zagrzewających do walki. Atmosfera wspaniała, sam nie mogłem sobie wymarzyć lepszej. Nawet kierowcy jadący samochodami dodawali nam motywacji do dalszego biegu.
Trasa wiodła przez cały Rzym. Mogliśmy podziwiać największe zabytki tego wspaniałego miasta. Coś pięknego, aż brakuje mi słów do opisania atmosfery, która tam panowała.
Meta... udało się!!! Kiedy ją przekroczyłem popłynęły łzy szczęścia. Mój czas to 3:55:07. Życiówka, w którą sam nie mogłem uwierzyć, ponieważ dzień wcześniej doszliśmy do wniosku, że to nie jest trasa na robienie dobrych czasów. Na mecie czekały już nasze panie, oraz nasz przyjaciel Maciej z Altomu, który zrobił swoją życiówkę i pokonał dystans 42km w czasie 2:52:42. Kolejny na mecie znalazł się Krzysiu, który wbiegł z czasem 3:56:08, a po nim przybiegli Piotr 4:52:35 oraz Kamil 4:52:35. Z medalami i wspomnieniami, które są bezcenne udaliśmy się do hotelu, aby odpocząć i wieczorem oblać nasz sukces.
W poniedziałek zwiedziliśmy jeszcze Watykan, z którego chyba wszyscy zapamiętamy schody ...:)))))
Jeszcze pamiątki i pora wracać... Szkoda, że tak krótko to trwało...
Krzysiu dziękuje Ci za to, że pojechałeś z nami, bo dzięki Tobie zrobiłem taki czas...:)))))
Maciej dzięki... Wiesz za co!!!
Piotr i Kamil- dzięki za towarzystwo.
Dziewczyny- dziękuję za kibicowanie na trasie:)))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |