2009-06-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| wyścig szczurów (czytano: 2141 razy)
są takie dni, gdy od rana niemal wiadomo, że trening nie wyjdzie. tramwaj zepsuł się, musiałam kombinować przesiadki. w pracy, eh.... ;) szkoda mówić, trudno o koncentrację, ludzie mają jakieś dziwne problemy czasem, nic tylko wspinać się na kolejne poziomy podq... irytacji. powrót znów, autobus spóźniał się, a spieszyłam się na basen. kurs, nie tam dowolne godziny. poleciałam więc na tramwaj, brakło prądu i ugrzęzłam. rzecz jasna o zajęciach mogłam tego dnia zapomnieć. w ogóle tak się porobiło, że mogę zapomnieć o zakończeniu kursu pod domem i, aby zajęć nie stracić, zmuszona jestem gonić po pracy do miasta.
nie mówiąc o spotkaniu, które nie odbyło się.
no to włożyłam wdzianko i buty biegowe, nie mając pojęcia jak mi to bieganie pójdzie. bo różnie bywa w takich chwilach. spodziewałam się wszystkiego.
z mocną (a może i przez) muzą w uchu trening ostatecznie wyszedł za mocny, za długi, za szybki. do tego nierówny, bo na dobrą sprawę wcale nawet nie chciało mi się takiego tempa trzymać. atakowałam zbiegi i podbiegi, na przepłaszczeniach niemal maszerowałam. a miało być BC1. przebieżki też nie przebieżkowe były tylko sprinty z tego wyszły. szczur jeszcze przeleciał mi drogą. z daleka. chciałam go pogonić, to goniłam. uciekł w krzaki.
szkoda gadać...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marysieńka (2009-06-02,13:14): E tam....to jeszcze nie koniec świata czy nie????
Jutro będzie lepiej, dużo lepiej:)) Katarina (2009-06-02,13:58): to było jak katharsis, arbuz potem smakował wyśmienicie :P Marfackib (2009-06-02,14:02): :-))) na pocieszenie Ci powiem, że nie tylko Ciebie dopadają takie dni.
|