Z wyprawy na Rapa Nui – Wyspę Wielkanocną – jestem szczególnie dumny. Dumny, gdyż była to moja pierwsza wyprawa zorganizowana od A do Z samodzielnie – bez współpracy czy choćby konsultacji z innymi osobami. Pamiętam jak w Dzień Wielkiejnocy wyświetlił mi się w przeglądarce jakiś artykuł o Wyspy Wielkanocnej: szybkie spojrzenie na żonę, jej akcept – a później już poszło: Warszawa – Rzym – Santiago – Hanga Roa… To oczywiście wielki skrót, w rzeczywistości na podróż czekaliśmy dwa miesiące, tak, by przy okazji wystartować w organizowanym tam na początku czerwca maratonie. Ale w skali wszechświata to był zaledwie moment!
Gdy spytać „z czym Ci się kojarzy Wyspa Wielkanocna”, każdy z nas bez zająknięcia odpowie: z kamiennymi posągami. Ale z czym jeszcze? I tutaj zaczynają się „schody”. Niektórzy dodadzą, że z ogromną odległością od innych lądów, z tubylcami i ich straszną historią, z wulkanami. Interesujący się starożytnymi cywilizacjami wspomną o zapomnianym i nigdy nieodszyfrowanym piśmie rongorongo. Mało kto jednak słyszał o drugiej – po majestatycznych posągach Moai – tajemnicy tej wyspy. O jej podziemnym świecie.
Rapa Nui jak większość wysp Pacyfiku jest wyspą pochodzenia wulkanicznego. Tworzą ją wierzchołki kilku wulkanów (o których opowiem szczegółowo w osobnym odcinku). Wulkany te były aktywne zaledwie od 100 do 800 tysięcy lat temu, w skali geologicznej to zaledwie „wczoraj”. Dzięki temu wyspa zbudowana jest z miękkiego materiału zwanego skałami tufowymi. W nim właśnie znajdują się naturalnie wydrążone liczne i długie, wijące się setkami metrów jaskinie. To one tworzą nieznany, podziemny świat Rapa Nui.
Jaskinie te przez setki lat były zasiedlone przez tubylczych mieszkańców wyspy. Stanowiły schronienie, miejsce życia, magazyny. Tutaj członkowie plemion którzy przegrali krwawe bitwy szukali ukrycia. Tutaj młode kobiety przechodziły inicjację. W jaskiniach dochodziło także do aktów rytualnego kanibalizmu. A także do kanibalizmu podczas przedłużających się klęsk głodu. Warto pamiętać, że nie działo się to w czasach prehistorii: ostatni mieszkaniec jaskiń zmarł na Wyspie Wielkanocnej w… 1966 roku.
Rapa Nui jest małą wyspą – mniej więcej 22 x 14-5 kilometrów – jej powierzchnia to zaledwie 163 kilometry kwadratowe (dla porównania: Warszawa ma 517 kilometrów kwadratowych!). Z tego względu nie ma na niej rzek ani jezior. Nie ma żadnych naturalnych źródeł słodkiej wody – najbliższe znajdują się w odległości… ponad 3 tysięcy kilometrów, na kontynencie południowoamerykańskim. Jak żyć bez dostępu do wody pitnej? Ratunek przynoszą częste – zwłaszcza w porze deszczowej – ulewy. Woda deszczowa zbierana jest do wielkich kamiennych zbiorników, jednak te zapasy wcześniej czy później zawsze się kończą. Obecnie woda jest także dowożona statkami z Chile, ale kiedyś jedynym jej rezerwuarem były właśnie jaskinie. To w nich zbierała się deszczówka tworząc podziemne jeziorka i sadzawki. Ze względu na mineralizację często była zanieczyszczona związkami chemicznymi przedostającymi się do niej ze skał wulkanicznych – niemniej w okresach przedłużających się susz jaskinie były jedynym miejscem gdzie można było znaleźć słonawą, ale jednak pitną wodę.
Jaskiń – od tych najmniejszych, zaledwie kilkumetrowych, do ciągnących się setkami metrów olbrzymich labiryntów – jest na wyspie kilkaset. Wielu wciąż nie odkryto, wiele lokalizacji jest nadal ukrywanych w tajemnicy przez tubylców. Jedną z najpiękniejszych jest Ana Te Pahu której wnętrze możecie zobaczyć na filmie. To kilkusetmetrowej długości rozdzielający się tunel, którym kiedyś płynęła ze stożka wulkanicznego do oceanu lawa. Jest to płytka jaskinia znajdująca się zaledwie kilkanaście metrów pod powierzchnią skał gruntowych. Jej uroda polega na tym, że w wielu miejscach strop jaskini zawalił się i do środka wtargnęła jadowicie zielona roślinność. Podążając tunelami co chwila natrafiamy na kolejne zapadliska i bujnie kwitnące zielone oazy.
Rdzenni mieszkańcy Rapa Nui przez setki lat wykorzystywali jaskinie nie tylko jako schronienie i źródło słodkiej wody, ale także do pochówków zmarłych. Towarzyszyły im bogate wota oraz przedmioty zarówno rytualne jak i codziennego użytku. Gdy wyspę eksplorowali pierwsi europejczycy, z jaskiń wydobywali na ogromną skalę przedmioty, broń, tabliczki pisma rongorongo, drewniane posążki i przedmioty służące kultowi przodków. W 1955 roku do Rapa Nui dopłynął na słynnej tratwie Kon-Tiki Thor Heyerdahl który w ten sposób chciał udowodnić możliwość zasiedlenia jej przez południowoamerykańskich Indian. Niestety także on nie oparł się pokusie grabienia zawartości jaskiń – wg źródeł wraz ze swoją załogą wydobył na powierzchnię tysiące artefaktów, które trafiły później do dziesiątek muzeów oraz do rąk tysięcy prywatnych kolekcjonerów na całym świecie…
Obecnie za sprawą trwających kilkadziesiąt lat złodziejskich eksploracji jaskinie są praktycznie puste. Ostatnie artefakty znajdują się ukryte w pozostałych jaskiniach, których lokalizacji strzegą mieszkańcy wyspy. Poczynione straty są nieodwracalne – historia wywożenia skarbów Wyspy Wielkanocnej przypomina opowieści o grabieniu Imperium Inków przez Hiszpanów w XV-XVI wieku. Z tą tylko różnicą, że wszystko to działo się już za naszych czasów…