Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [6]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
insetto
Pamiętnik internetowy
Biegiem po zdrowie ;)

Marek
Urodzony: 1987-07-04
Miejsce zamieszkania: Świebodzin
46 / 48


2022-02-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wilga Orient 2021 (czytano: 637 razy)



Stare przysłowie mówi: czy się chodzi, czy się biega, to na Wilgę jechać trzeba. Więc tradycyjnie pod koniec roku 2021 się na tę imprezę wybrałem, tym razem do miejscowości o trudnej do zapamiętania nazwie Nowołoskoniec, aby znów sprawdzić się na TP50 i może spróbować obronić niespodziewane miejsce na podium sprzed roku.
Tereny częściowo mogły być mi znane z poprzednich imprez organizatora, ale jakoś ta Puszcza Notecka wydaje się wszędzie taka sama – ciągle tylko lasy, lasy i lasy, z rzadka poprzecinane polanami, drogami i ewentualnie zabudowaniami. Przez to przeglądanie map z poprzednich biegów nic mi nie mówiło i czułem się, jak gdybym jechał w nowe rejony. Z drugiej strony - wiedziałem, że będą lasy, a gdzie są lasy, tam się fajnie biega. Ergo: mogłem być pewien, że będzie fajnie. :)
Start miał być o 8:00, więc lekko licząc miałem 8h do zmroku – zawsze moim celem minimum na zimowych pięćdziesiątkach jest wyrobienie się przed zachodem słońca. Mapy dostaliśmy krótko przed startem, było kilka minut na ich ogarnięcie. Skala 1:15000 – przyjemna dla biegaczy, ale pewnie wymagająca ogromu pracy od autora... Nijak nie mogłem ogarnąć sensownego połączenia punktów we wschodniej części trasy, bo niby tworzyły jedną (zakrzywioną) linię, ale po różnych brzegach kilku rzeczek i rzeki Wełny. Aby uniknąć zbytniego moczenia nóg, trzeba było trochę kilometrów nadrobić. No cóż, bywa.
O ósmej ruszyliśmy – część z bazy poleciała na zachód, część na wschód, a część pewnie od razu na północ, ale tych nie widziałem, bo biegli polami za zabudowaniami, więc byli niewidoczni z drogi. Na początek obrałem PK13 – znaleziony bez problemu. Przy drugim punkcie, PK14, zbyt szybko odbiłem ze ścieżki w las i straciłem z minutę na szukaniu, na szczęście dobiegający inni zawodnicy mnie nakierowali na lampion. PK15 też wszedł gładko, a z niego postanowiłem skrócić sobie trasę i pobiec na przełaj do sąsiedniej przebieżki. Według śladu poleciałem pięknym półkolem i zamiast trafić na upatrzoną ścieżkę, trafiłem na inną, prostopadłą do tej, z której zaczynałem. I nawet nie sprawdziłem kierunku, tylko pobiegłem zgodnie z planem w lewo. Dopiero mijany z naprzeciwka biegacz uświadomił mi, że nie biegnę na północ, a na wschód. No nic, uznałem, że bieganie na azymut jest do poprawy.
PK16 znaleziony gładko, choć był ulokowany na górce na karczowisku, ciężko się tam biegło. Pomysł dobiegu skrótem do kolejnego punktu szybko zarzuciłem, gdy się okazało, że o młodniku można powiedzieć dużo, ale nie to, że jest przebieżny. Zbiegłem więc z powrotem karczowiskiem i poleciałem dalej drogami/przecinkami.
PK22 i PK21 udało się zaliczyć dość łatwo, zresztą biegłem tam równolegle z jakimś innym biegaczem, więc trochę to mi pomagało. Do PK23 dzielnie pobiegłem na azymut i o dziwo nie trafiłem na właściwą górkę. Tak, ten rodzaj biegania trzeba poprawić...
Kolejne punkty wchodziły bezproblemowo, nawet z fragmentami biegania na azymut, więc aż tak beznadziejnie z tym nie było. PK19, PK18, PK24 i PK26, ze spotkanymi tam kilkoma biegaczami, szybko podbiłem i zostawiłem za sobą.
Do PK29 był prosty, monotonny przebieg, chyba pierwszy tego dnia. W jego pobliżu była jakaś grupka ludzi zdecydowanie niewyglądających na biegaczy, a biegacz spotkany na punkcie stwierdził, że dobrze, że w nas nie celowano. Czyżby znowu polowanie na imprezie, jak w 2015 roku? Czasu na zastanawianie się nie było, ale nigdzie później się to hasło nie pojawiło, więc może raczej było to coś mniej niebezpiecznego, typu ustawka pseudokibiców albo porachunki mafii. Na wszelki wypadek szybko się oddaliłem.
PK27 znalazł się łatwo, razem z kilkoma rowerzystami tam trafiłem. Za to PK28 był znowu męczący, bo krył się za pasem moren, więc trzeba było się trochę powspinać, i też uważać na zjeżdżających gdzieniegdzie z dużą prędkością rowerzystów.
Po przekroczeniu drogi asfaltowej wszedłem na wschodnią część mapy, tę z rzeczkami. PK32 na karczowisku jeszcze był suchy, dobieg do PK35 pod drzewem (których oczywiście w Puszczy Noteckiej jak na lekarstwo – a taki był, zdaje się, symbol tego punktu) też. Sam lampion był nad rzeczką, która oddzielała mnie od PK39. Przeszedłem kawałek w lewo, kawałek w prawo, oceniłem ją jako nieprzekraczalną na sucho, i ruszyłem baaardzo okrężnym wariantem do kolejnego punktu (w linii prostej ok. 2km, moim wariantem ok. 4km). Powoli zaczynało odzywać się zmęczenie, ale na razie dość nieśmiało.
PK39 udało się znaleźć w rowie, było tam też co nieco do jedzenia, z przyjemnością skosztowałem jakiegoś cukierka, a dwa kolejne wziąłem na drogę. Wybiegając z punktu minąłem kolejnego biegacza, z którym później mijałem się jeszcze kilkukrotnie przy następnych punktach.
Bardzo długi przebieg do PK36 miał swoje walory krajoznawcze, bo mijałem Muzeum Młynarstwa, przy którym stał spory wiatrak, a później biegłem wzdłuż rzeki Wełny.
W okolice PK36 trafiłem ostatecznie bezproblemowo. Ale jak znaleźć dołek z punktem na polu niezebranej jesienią, wysokiej kukurydzy? Chodziłem, krążyłem, szukałem, w końcu jednak trafiłem, bo okazało się, że chodzi o całkiem spory dołek nie obsiany kukurydzą, a zarośnięty krzewami i drzewami.
Kolejny punkt wzbudzał obawy, bo był na terenie z lekka niebieskawym, a symbol wskazywał, że lampion będzie na końcu rowu. Ku mojej radości bardziej mokry był dobieg łąką pełną rosy na skraj lasu, gdzie był ten rów (i kilka innych), niż samo szukanie lampionu wśród rowów. Po podbiciu się wyruszyłem na kolejny długi przebieg, tym razem do PK38.
Ten punkt sprawił mi problem. Zbyt szybko zszedłem z drogi, spotkałem tam rowerzystę szukającego lampionu i zamiast udać się na południe, skierowałem się na północ. Las miał niestety sporo zarośli, więc widoczność była nieco ograniczona. W końcu zawróciliśmy na południe i po kilku minutach udało się znaleźć lampion. Strata: jakieś 10 minut. Szkoda...
Kolejny długi przebieg do PK33 już zaczynał być męczący, pojawiły się regularne, ale póki co krótkie odcinki marszowe. Był to też chyba jeden z tylko dwóch odcinków trasy (poza okolicami startu/mety), gdzie było sporo zabudowań. Koło nich trzeba było przekroczyć Wełnę – mostek był mokry i gdzieniegdzie dziurawy, więc ciekawie się nim biegło. Na drugim brzegu ruszyłem na przełaj ku punktowi i na szczęście w miarę łatwo trafiłem do lampionu.
Dobieg do PK34 drogowy, więc praktycznie bezproblemowy. Później, przez pola po ledwo widocznych ścieżkach trzeba było dotrzeć do asfaltu, a następnie wśród zabudowań do młodnika, w którym na ukrytej polance był lampion. Przede mną były cztery punkty niemal w linii prostej, ale czułem się coraz gorzej i wizja złamania 6h robiła się coraz mniej prawdopodobna.
Na szczęście wszystkie punkty znajdowały się łatwo, ale biegania już niemal nie było. Z trudem przebijałem się przez las, wspinając się na górki, jedynie próbując biegowo zaliczać zbiegi. PK25 na górce, PK17 na skraju żwirowiska, PK12 i PK11 też na górkach zaliczone – i można było człapać do mety.
Ok. 14:11 zameldowałem się w bazie i padłem wycieńczony pod ścianą. Szybko nadrobiłem niedobory płynów w organizmie i zjadłem obiad. Okazało się, że litr wody na 6h biegu to zdecydowanie za mało. Na szczęście nie skończyło się gorzej niż po prostu marną formą biegową na ostatnich ok. 10km.
Gdy dochodziłem do siebie, dowiedziałem się, że tym razem skończyłem na czwartym miejscu, a jakoś pod koniec grudnia wyjaśniło się, że przede mną była tylko pierwsza trójka Pucharu Polski na tym dystansie. Więc chyba nie taki zły wynik osiągnąłem. ;) Przebiegnięty dystans to około 53km, z czego ostatnie nieco ponad 6km zajęło godzinę. Mogło być więc czasowo lepiej, a gdybym nieco mniej bał się mokradeł i rzeczek, mógłbym złamać 6h.
Wilga jak zwykle nie zawiodła. Mapa 1:15000 świetnie się sprawdziła, punkty były ciekawie i prawidłowo ustawione, przebiegi nie były oczywiste. Organizacja bazy jak zawsze perfekcyjna, smaczne jedzenie, picie, no i świetna atmosfera. W lesie pięknie i spokojnie, do tego pogoda dopisała, więc ogólnie wszystko na plus. Nic dziwnego, że tak lubię tę imprezę – więc koniecznie trzeba będzie wrócić za rok. I za dwa lata. I później też... ;)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
20:28
MariuszS10
20:27
schlanda
20:20
ab
19:39
chris_cros
19:28
stanlej
19:27
Komancz
19:17
CZARNA STRZAŁA
18:38
Bibol
18:16
Pawel63
18:00
VaderSWDN
17:59
smszpyrka
17:20
42.195
17:14
platat
17:11
anielskooki
17:00
kwierzba
16:53
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |