2018-04-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Parszywa trzynastka (czytano: 840 razy)
Maraton to wyzwanie nie lada dla każdego. Tak dla każdego, niezależnie od tego czy jesteś młody czy stary, czy jesteś zawodowcem czy amatorem czy jesteś zdrowy czy...
Każdy kto przebiegł ten „Królewski” dystans ma inne przemyślenia i odczucia. Jedni powiedzą „nigdy więcej” i na tym się kończy, inni też powiedzą „ nigdy więcej” a na drugi dzień planują następny maraton, kolejne życiówki. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy begaczy. Żaden bieg nie sprawia mi tyle samozadowolenia co maraton. Niestety życie to nie jest bajka i zdarzają się ciężkie chwile, które weryfikują plany. Niespełna dwa lata mijają od moich „trudnych chwil”, przyszedł czas na próbę charakteru, na podjęcie kolejnego wyzwania maratońskiego, na walkę.
Nie na przetrwanie, jak w Berlinie, lecz coś więcej, na nowe życiówki w „nowym biegowym życiu”.
Warszawa czy Kraków? oto jest pytanie, gdzie ten „trzynasty” moim łupem padnie. Wybieram Cracovię mimo, że to już będzie mój czwarty maraton w tym Królewskim mieście. Zrobiłem tu życiówkę i jest blisko, to przechyliło szalę. Wczesnym rankiem w dobrych humorach z Agą i Marcinem docieramy na miejsce. Każdy na swoje, Aga na punkt „paparazzi”:0) a my szatnia, depozyt, kibelek. Wspólna fotka przy starcie, tradycyjny kop w d.... od Agi i przy dźwiękach AC/DC z ciarami na całym ciele ruszam na podbój „trzynastki”. Początek jak zwykle pełen emocji. Kibice dopingują, tłum niesie do przodu. Wyprzedzam sporo osób, lecz to ma być bieg spokojny, po „nową” życiówkę, ale nie szalony. Kilometr,dwa, pięć, już czuć żar z nieba oj będzie dzisiaj „piekło”. Każdy „wodopój”to kilka łyków wody i kubek, dwa na głowę dla schłodzenia, bo inaczej to udar murowany. Biegnę w bardzo dobrym tempie, chyba ciut za szybko, ale jest ok, nie męczę się wciąż wkoło tłum, więc niesie. Na siódmym kilometrze pojawiła się moja „Żabcia” z foto w ręce. Niemogłem jej przegapić, bo krzyczała jak kibol na meczu :0) Uwielbiam :0) Niestety bieganie w tłoku to również prawdopodobieństwo, że coś się może przytrafić przez czyjąś nieuwagę i chciał nie chciał gdzieś koło dwunastego kilometra ktoś „podciął” mi tę moją nieszczęsną słabą nogę. Na szczęście nie wyrżnąłem, bo oparłem się na innym biegaczu uff … Mniej więcej co 10 km zjadam kolejnego żela. Kontrola zegarka „kurcze jest dobrze” pomyślałem idę po „czwórkę”chyba? Dwudziesty km., kąpiel w strumieniu wody ze spryskiwacza ustawionego przy drodze. Chwilowa ulga, bo wszystko momentalnie wysycha. Słońce już pali na całego. Gdzieś na trasie był pomiar temperatury ktoś obok mnie mówi do kolegi „widziałeś? Temperatura powietrza 35 stopni a przy drodze 55!” Czy to była prawda? Całkiem prawdopodobne. Mijam półmetek 1.57 super czas, oby tak dalej! Niestety tu zaczynają się „schody” coś jest nie tak, ta „pieprzona noga nie podaje”, oddechowo mimo wszystko ok, ale nie mogę utrzymać tempa. Dochodzi trzydziesty km zaczyna „nawalać” „czwórka” mięsień staje się dziwnie ciężki. Nie kuleje, nie boli a ja kur... nie mogę jej rytmicznie pchać do przodu! Tempo mocno spadło, od 35 km muszę przy „wodopojach” przejść do marszu, żeby trochę dać „jej” odpocząć. Już wiem, że czwórki nie złamę, ale nie chcę wypaść poza 4.30 bo to uznałbym za porażkę, dlatego próbuję walczyć jak tylko się napiję i schłodzę. Nareszcie bulwary, lubię tam biegać, chociaż do mety jeszcze daleko, wypatruję Damiana, który miał tam obstawiać trasę. Już myślałem, że go przegapiłem, a tu na 40 km stoi i krzyczy „ Paweł! no wreszcie ile mam na ciebie tu czekać!” Dzięki Damian za ten 41km, bo to był ciężki odcinek dla mnie. Motywator z Ciebie niezły, bo ta cholerna góra została za mną, a tak chyba bym szedł zamiast biec.Teraz już nie wolno się zatrzymywać, bo nie wypada robić obciachu na finiszu :0)
Ta ostatnia prosta zawsze robi wrażenie są ciary, świeczki w oczch i Agnieszka czekająca na mnie z radością w oczach, że już jestem :0) 4.26 12 to czas mojej „nowej życiówki”, może nie powala, ale ... Fakt chciałem więcej, ale jak się nie ma co się lubi … to się ma za sobą „parszywą maratońską trzynastkę” i jak to było? „nigdy więcej” hym... to kiedy ta następna życiówka ?:0)
Paweł
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |