2017-10-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| O! MuKuRu! (czytano: 1902 razy)
O! MuKuRu!
O jesiennym maratonie zacząłem myśleć jak każdy biegacz – w dniu, kiedy wracałem z maratonu wiosennego, w Gdańsku. Gdzie pobiec? Do Gdańska każdy maraton był innym maratonem, w innym mieście. Na jesień w grę wchodził Toruń, ale nie było go w kalendarzu. Został Poznań, miejsce mojego debiutu na tym dystansie. A że to miał być 10-ty maraton, więc może tam. Zapisałem się.
Nie przygotowuję się już do maratonów wg jakiś planów. Dużo biegania to jedyna metoda. Tak powinno być i tym razem, jednak w sierpniu zacząłem duży remont mieszkania.
I było tak
Dobra, dzisiaj zrobię 10 km. Telefon, córka. „Jedziemy do IKEI, wybierzesz kuchnię” Ok, jutro pobiegam.
Dzień następny – trzeba po farby jechać
Dzień następny – zmęczony jestem
Dzień następny – w OBI umywalkę trzeba kupić
Dzień następny…
W sierpniu przebiegłem 160km, we wrześniu 79. Z czym tu na maraton jechać? Półmaraton Lechitów, który miał być sprawdzeniem formy, skończył się katastrofą – 2:08. Długie wybieganie na dystansie 27 km na dwa tygodnie przed maratonem trochę wiary przywróciło, ale czy powinienem jechać do Poznania?
Jednak pojechałem.
W sobotę wizyta w biurze zawodów, kilka spotkań, rozmów. Noc w hotelu spokojna. Rano spojrzenie w niebo – pełne zachmurzenie, chłodno.
Przed startem też kilka spotkań. W tym spotkanie z Anią. Biegliśmy maraton w Poznaniu 5 lat temu. Mój debiut. Zaczęliśmy razem, potem Ania czekała na mnie na mecie. Tym razem Ania nie biegła.
Na starcie obok mnie pani Agnieszka. Debiutuje. Jest też biegacz w moim wieku, a razem z nim jego syn. Rozmawiamy. Na zegarze godz. 9:00. Nic się nie dzieje. Nie wiemy, czy czołówka już ruszyła. Mija 10 min. Stoimy. Kolejne 10 min. Coś musiało się wydarzyć, ale informacji brak. Mijają kolejne minuty, robi się nam coraz chłodniej. Za chłodno na stanie. Wolelibyśmy biec.
Ruszamy o 9:45.
Mój plan był prosty – do 15 km starać się utrzymać tętno w pierwszym zakresie, bez oglądania się na tempo. Tata z synem szybko uciekli do przodu. Pani Agnieszka biegnie ze mną. Tak jest do chyba 10 km. Potem mi gdzieś ginie. Biegnę sam.
Na 8 km dobiega do mnie Wojtek. Debiutant. Mogę chyba powiedzieć, że to ja go zainspirowałem do biegania. Czas w półmaratonie ma bardzo dobry. Ma szansę na czas poniżej 4 godz. Kilka słów i Wojtek biegnie szybciej. Na macie 10 km witam się z Justyną. Tym razem to ja ją zostawiam i biegnę do przodu. Ciągle w pierwszym zakresie tętna.
Na Dolnej Wildzie widzę na poboczu kibicującą Hondę. Przemiła dziewczyna. Jej pierwszy wpis na blogu czytałem dawno temu. Była wtedy jeszcze dzieckiem. Tekst zaskakująco mądry, dojrzały. Teraz ta sama Honda śmieje się do mnie. Podbiegam do niej, witamy się serdecznie. Potem z jej siostrą, Weroniką. Spotkanie, które uzupełniło zapasy energii.
Na 18 km zaczynam odczuwać jakby lekki głód. Śniadanie już strawione. Myślę o sięgnięciu po colę, którą mam w bidonach, ale czekam jak w Gdańsku, do 20 km.
20 km. Zegarek pokazuje średnie tempo 5:48. Tętno na granicy I i II zakresu. Jest dobrze. Dwa łyki coli i biegnę dalej. Czy zacznie działać tak jak w Gdańsku? 21 km i bez zmian, ale dalej… Patrzę na zegarek. Tempo na zbiegach ok. 5:25. Czyli jak w Gdańsku.
Kolejne kilometry biegnę żwawo. Na zegarku średnie tempo zmierza w kierunku 5:40, czyli czasu na mecie poniżej 4 godz. Lekko mnie to szokuje, ale skoro organizm pozwala, to nie zwalniam.
Za Maltą długi podbieg do ul.Warszawskiej. Walczę. Tempo nie spada, ale sił ubywa. Na tejże ul. Warszawskiej odzyskuje trochę sił. Za Rondem Śródka lekko pod górę. Tych podbiegów będzie więcej.
W parku, przez który przebiegamy widzę już średnie tempo 5:41, a więc na granicy złamania 4 godz. Teraz wystarczy biec w tempie 5:40-5:39. Tylko tyle i aż tyle.
W parku doganiam Wojtka. „Chodź ze mną, powalczymy o 4 godz!” Wojtek tylko kręci głową. Debiut ma swoja cenę.
Wybiegamy z parku i kolejny podbieg. Czuję, że nie wycisnę z siebie tempa poniżej 5:40. Ale walczę. Nie czuję znużenia, duch nie upada, tylko nogi nie niosą.
Na 39 km czuję lekki skurcz w lewym udzie. Zwalniam trochę. Potem skurcz w prawej łydce. Już wiem, że nie mogę szybciej, bo skurcze zaatakują mocniej. Przy wodopoju na 40-tym km postanawiam przejść obok stołów. Niech nogi odpoczną trochę. Nie będzie czasu poniżej 4 godz. Trudno. Ale prawie w tej samej chwili nachodzi mnie refleksja – chłopie! masz prawie 62 lata, biegniesz swój 10-ty maraton, żyjesz, a mogłeś…
Dzieje się coś dziwnego. Wpadam w euforyczną wręcz radość! Na 40 km maratonu! Tuż za wodopojem gra zespół. Poznaję utwór, dobiegam do wokalistki i razem z nią śpiewam słowa refrenu „higway to hell!”. Nogi już nie niosą jakbym chciał, ale serce skacze z radości. Dalej znowu Honda z Weroniką. I Agata z Kamilem, bydgoscy biegacze z wyższej półki. „Ciśnij! Już blisko!” A ja jestem w siódmym, biegowym niebie. To cieszę się, to wzruszam się. Mój 10-ty maraton, wynik ok 4 godz zrobiony z niczego. Pan Maraton pozwolił mi w swojej łaskawości uczcić jubileusz takim biegiem.
Wbiegam na ostatnią prostą, po niebieskim dywanie. 5 lat temu wzruszony i szczęśliwy. Dzisiaj też, ale oba uczucia z innych powodów. Meta tuż, tuż. Wznoszę ręce ku górze i krzyczę, ale nie jak w debiucie „zrobiłem to!”,
lecz…
W przygotowaniach do maratonu towarzyszyła mi książka Karola Borchardta „Krążownik spod Somosierry” . Jest w tej książce także opowieść o Bosmanku, który znał ponoć język afrykański. Nikt tego nie zweryfikował, czy był to język prawdziwy, ale Bosmanek uczył marynarzy różnych słów, które wystarczały do porozumiewania się z nim. Jedno z nich należało wymawiać, gdy chciało się wyrazić najwyższy podziw, zadowolenie, zachwyt, adorację i uwielbienie.
Więc i ja zawołałem na mecie mojego 10 maratonu
O! MuKuRu! Panie Maratonie!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu andbo (2017-10-18,11:42): Każdy ukończony Maraton to zwycięstwo; piękny jubileusz, gratulacje! Honda (2017-10-18,15:11): Ojej... aż mnie ciarki przeszły i chyba nawet troszkę się wzruszyłam :) Na 500 m przed metą wyglądał Pan jakby dopiero zaczął biec, wulkan energii! Ogromnie się cieszę, że mieliśmy znów okazję się spotkać i już z niecierpliwością czekam na kolejny :) No i wszystkiego dobrego z okazji jubileuszu! PS Nadal jestem dzieciakiem :))) tylko troszkę starszym :))) paulo (2017-10-19,09:33): Grzegorzu, gratuluję. Bije od Ciebie młodość ducha i to jest najpiękniejsze. Prawie równo żeśmy wbiegali na metę :) Jednak byłeś lepszy pod jednym względem; zaczerpnąłeś trochę energii od Hondy na Dolnej Wildzie :) Mnie się to nie udało :( michu77 (2017-10-19,11:05): Gratuluję... dobrze się czytało!!! :P 13 (2017-10-19,21:58): brawo Grzesiu Jajacek58 (2017-10-23,22:46): Grzegorzu, miałem nadzieję, że w końcu, uściśniemy sobie dłonie w Śliwicach. A nie sprawdziłem, że biegłeś w Poznaniu. Jestem troszkę młodszy, nabiegałem 4:03:13 w swoim 11 maratonie i jestem bardzo zadowolony. Gratuluję 10 maratonu! Może w Półmaratonie św. Mikołajów biegniesz ? kasjer (2017-10-24,18:57): Nie biegnę w Mikołajach, aler kto wie, może pofoce na trasie :)
|