2017-08-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 38. PKO Półmaraton Szczecin znaczy 10 km w Szczecinie ;) (czytano: 576 razy)
„Półmaraton w Szczecinie” brzmi pięknie, lecz nie tym razem :0) Pod szyldem półmaratonu organizowana była również dyszka (a to tak dla wyjaśnienia dlaczego na koszulce i medalu widnieje tytuł „półmaraon”). „Projekt” Szczecin pojawił się już wczesną wiosną, gdy planowaliśmy wakacyjny wyjazd. Połączymy jedno z drugim pomyślałem i powstał plan Świnoujście - Szczecin Wtedy pełen nadziei, lecz i obaw, po konsultacji z moim prywatnym„Menago”(czy dam radę się przygotować do połówki?) dochodzimy do wniosku, że pobiegnę dychę. Treningi z Harpaganami wydawały się dawać nadzieję na progres (lecz i dołowały, częściowo, patrząc jak mi uciekają z formą). Cóż pewnych rzeczy nie przeskoczysz :0( Ostatnie szlify przed biegiem to już czysta przyjemność, bo to bieganie nad morzem. Chyba nie ma nic przyjemniejszego od biegania o poranku przy szumie fal. Niestety, żeby nie było za fajnie znowu (na szczęście krótka) trzy dniowa przerwa w bieganiu wymuszona bólem pleców po tym jak „wywinąłem orła na schodach”:0( Troszkę maści, masażu menago, leków przeciw bólowych i wylegiwania w słońcu na plaży dla „golasów”:0) postawiło mnie na nogi. Bitwę o Szczecin czas rozpocząć. Biuro zawodów ogarniamy błyskawicznie. Troszkę oddalone od miejsca startu, ale bez tłoku. Na miejscu miłe spotkanie z Jerzym Skarżyńskim, chwila rozmowy i podziękowanie za ufundowaną nagrodę na naszą 4 Harpagańską Dyszkę w postaci książki. Pan Jerzy jak zwykle bardzo miły, życzy powodzenia w biegu i pozdrawia Harpaganów :0) Dzień startu zawsze niesie odrobinę adrenaliny, czy biegniesz po życiówkę czy dla przyjemności, ta atmosfera biegowa robi swoje (uwielbiam to). Buziol od Agi, tradycyjny kop w d...ę i „liźnięcie mordy” przez osobistego psa, daje motywację do dania z siebie wszystkiego :0) Punkt 9.00 startujemy. Połówka i dyszka razem. Pierwszy kilometr troszkę tłoczno (prawie 4000 ludzi), ale nie w takim tłoku się biegało. Tempo bardzo fajne, może za mocne jak na początek, ale tłum niesie to się biegnie. Trasa urozmaicona, raczej płaska, lecz nie brakuje również lekkich, aczkolwiek dłuższych podbiegów. W około pełno kibiców, biegło się super. Początkowo przyklejam się do zająca biegnącego (na 1.50 w połówce), bo trzymał tempo mi odpowiadające, lecz po piątce muszę ciut odpuścić. Niby biegnę bez planu, ale jak to u nas biegaczy bywa zawsze jest jakiś plan. Chciałbym poprawić wynik z Łodzi:0) Łyk wody i żel w płynie daje zregenerować się umysłowi, by nie poddawać się bez walki. Tempo skacze, raz szybciej, po chwili wolniej, ale o dziwo jeszcze nawet wyprzedzam sporo biegaczy. Zbliża się ostatni km, a w głowie myśli ”kurde tylko żebym nie przegapił momentu rozdzielenia biegaczy na dwa biegi”. Nie ma szans by to zepsuć, perfekcyjnie zorganizowana strefa oddzielona barierkami,opisana, a na dodatek jeszcze kobieta z chorągiewkami pokazująca kierunek biegu. Ostatnie metry to już sama przyjemność wyciskam z siebie co zostało, bo ten tłum kibiców nie pozwala ci odpuszczać :0) Ostatnia prosta. Szukam mojego Anioła przy barierkach z aparatem w ręku. Jest! krzyczy w niebogłosy! a ja uśmiecham się od ucha do ucha zadowolony z siebie, że poprawiłem moją nową ”życiówkę w nowym życiu” o 3 minuty. Przekraczam linię mety, odbieram ładny medal w kształcie koła sterowego, pakiet podarunkowy i wodę. Jestem szczęśliwy, że tu jestem. Polecam wszystkim ten bieg w Szczecinie. Wiem daleko, ale warto. Organizacja na bardzo wysokim poziomie mnóstwo miejsca wokół, wszystko dopracowane w każdym calu, mili i uprzejmi wolontariusze. Jeszcze tylko fotobudka, kąpiel i 600 km do domu, do rodziny i do was Kochani Harpagani :0)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |