2017-08-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| show must go on (czytano: 2520 razy)
show must go on
Na piątkową noc zapowiadano groźne burze. W Bydgoszczy zjawiła się ok. 21:30. Huraganowy wiatr i ulewny deszcz. I trwające czasami ponad minutę jednostajne pomruki z chmur.
W internecie pojawiły się zdjęcia zniszczeń. Przewrócone drzewa, zerwane dachy. I informacja, że 4 osoby zginęły, w tym dwójka dzieci. Były na obozie harcerskim w Borach Tucholskich. A Śliwice, w których miałem biec następnego dnia Drugą Śliwicką Dyszkę leżą właśnie w Borach Tucholskich. Wyobraźnia jednak nie podpowiedziała, co mogę tam zastać.
W drodze do Śliwic połamane i wywrócone drzewa. Trasa była jednak wolna od przeszkód. Po 1,5 godziny spokojnej jazdy trafiam pod biuro zawodów. Atmosfera taka trochę inna. Coś mi nie pasowało. Wchodzę do biura, a tam informacja, że wydawanie pakietów wstrzymane, bo być może zostanie ogłoszony stan klęski żywiołowej. Dopiero wtedy zrozumiałem, dlaczego spotykani biegacze nie byli jak zwykle uśmiechnięci. Oczekiwanie i powaga.
Spod biura pojechałem do mieszkającej w Śliwicach kuzynki. Od progu już woła – nie mogę Ci nawet kawy zrobić, bo nie ma prądu! Do tego brak zasięgu telefonii komórkowej. Dopiero w tej chwili dotarło do mnie, że dzieje się jakiś dramat.
Po 1,5 godziny znowu jadę pod biuro zawodów. Ciągle nic nie wiadomo. Trzeba czekać. A to czekanie bardzo stresujące. Wracam jeszcze raz do kuzynki, powiedzieć co się dzieje. Jest u niej już druga z kuzynek mieszkających w Śliwicach. Jest ze swoim znajomym. A znajomy jest triathlonistą, więc szybko nawiązujemy sympatyczna rozmowę. Tylko gdzieś w tle myśli o tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy.
Kolejny raz jadę pod biuro zawodów. Postanawiam już tam zostać. Tym bardziej, ze rozpoczęto wydawanie pakietów. Rozpoczęto ich wydawanie, mimo, że decyzja o starcie biegu jeszcze nie zapadła.
Spotykam kolejnych znajomych. Zeszłoroczny bieg w Śliwicach zebrał jak najbardziej zasłużone, wysokie oceny, więc chętnych do biegu wielu. Limit 500 osób został wykorzystany w całości. W tym dniu pewnie co 4 osoba przebywająca w Śliwicach była biegaczem.
Wśród znajomych spotykam Emilkę i Darka. Rozmawiamy tym co może się stać. Przykre, ale rozumiemy organizatorów. Rzucam wtedy myśl – może pobiegniemy sami tą trasę? Oboje bardzo chętnie na to przystają. Wtedy zauważam głównego organizatora , Michała. Jego wyraz twarzy mówi wszystko. Nie ma szans na start, bo na miejscu nie ma karetki pogotowia, a numer 112 nie działa. Gdyby ktoś zasłabł, nie otrzymałby pomocy. Już wiemy od Michała, że za kilka minut ogłosi odwołanie biegu. Przez głośniki wszyscy biegacze są zapraszani do amfiteatru, który miał być miejscem zakończenia pewnie kolejnego, udanego biegu.
Na scenie Michał, za nim cała ekipa Biegających Śliwic. Ubrani w swoje klubowe koszulki. Michał zaczyna mówić. Bieg odwołany. Łamiącym się głosem tłumaczy powody te decyzji. Dziewczyny stojące za nim płaczą. Michał mówi z coraz większym trudem, sam jest bliski płaczu. Milknie na chwilę, a w tym momencie zrywa się, jak poprzedniej nocy, burza. Burza braw. Biegacze wstają i bija brawo całej grupie na scenie. Minuta, może dwie, a brawa nie ustają.
Michał jeszcze raz przeprasza za zaistniałą sytuację i zawody jakby się kończą. Jak to tak? – pomyślałem. Tyle pracy w to włożyli. Na facebooku obserwowałem, jak cieszyli się kolejną atrakcją, jaką udało się im załatwić. Oni pieścili ten bieg, gromadzili pozytywną energię. I co? I tak zwyczajnie mamy jechać do domu, zostawić ich z tym nieuzasadnionym poczuciem klęski?
Szybko wszedłem na scenę, poprosiłem o mikrofon i mówię – „Ja i moi znajomi pobiegniemy trasę tego biegu. Spokojnym tempem. To dla organizatorów, za ich pracę nad tym biegiem. Jeśli ktoś ma ochotę pobiec z nami, to startujemy o 17” Schodzę ze sceny i już pierwsze pytania dla upewnienia się „start o 17? tak?” Już wiedziałem, ze będzie nas więcej osób.
Wróciłem do samochodu i przebieram się na ten bieg. Biegam zawsze w jednej z moich koszulek z napisem
miałem szczęście…
ale tym razem dla organizatorów biegu, który się nie odbył, założyłem koszulkę, którą dostałem w pakiecie. Tak ubrany, gotowy do biegu zjawiam się na miejscu startu. Jest sporo osób, ale najważniejsze, że jest cała ekipa Biegających Śliwic. Godzina 17, startujemy. Na przedzie biegnie biegacz z proporcem Biegających Śliwic. Biegniemy chodnikiem, bo trasa nie została zamknięta. Ilu nas biegło? Nie wiem, ale pewnie około 50 osób.
Biegniemy w stronę Lińska. W miarę spokojnym tempem. Na tyle spokojnym tempem, że możemy z Emilką i Darkiem swobodnie rozmawiać. Ale nie tylko ze sobą rozmawiamy. W grupie zapanowała pozytywna energia. Jest fajnie, jest super. Na 2 kilometrze kilka pań z transparentem. Jest doping. Po chwili mijamy się z grupka siwych jak ja panów. Jeden z chojnickich biegaczy chciał w tym biegu uczcić swoje 30-lecie biegania, więc skoro oficjalny bieg odwołano, to z grupką kolegów pobiegli wcześnie na krótszy odcinek. Pozdrawiamy się wzajemnie.
Biegniemy polami do Lińska. Na przedzie dumnie powiewa proporzec Biegających Śliwic. W samym Lińsku policjanci i strażacy z własnej inicjatywy zabezpieczyli skrzyżowanie, a przywitała nas w tym miejscy grupa głośno dopingujących kibiców. Oni bija brawo nam, my im.
Do Rosochatki cały czas rozmowy, żarty. Tempo nam nieznacznie rośnie. Grupa bardzo zdyscyplinowana. Lewa wolna! Prawa Wolna! Wszyscy reagują natychmiast, ale jest bardzo bezpiecznie, bo kierowcy nas mijający zwalniają, niektórzy stają, machają do nas.
W Rosochatce znowu kibice. I znowu głośno. Bawią się oni, bawimy się my. Tuż za Rosochatką, przed małym domem, pod starym drewnianym płotem, siedzą trzy panie. Machają do nas wesoło. Piotr zatrzymuje się na chwilę i robi sobie takie zdjęcie :)
Biegniemy coraz szybciej, bo teraz długi zbieg do Śliwic. Przede mną biegnie młoda biegaczka z Biegających Śliwic. Rzucam żartem, że biegnę na życiówkę, a wtedy ona odpowiada, że rzeczywiści zrobi swoja życiówkę, jeśli dobiegnie tym tempem do mety. Została oczywiście przez biegnących przy niej biegaczy wzięta pod opiekę. Życiówka być musi!
Mijamy śliwicki cmentarz, a za nim wielka łąka. Rosło kiedyś samotnie na tej łące wielkie, piękne drzewo. Rosło, bo wichura je przewróciła. W tym momencie biegnie obok mnie Michał i mówi – wiesz, to drzewo rosło zawsze, dla mnie zawsze, a teraz go nie będzie.
Wbiegamy do Śliwic. Mijani ludzie uśmiechają się do nas, bija brawo. Niewielu tych ludzi, bo przecież biegu nie miało być.
Ale był. Najniezwyklejszy bieg, w jakim biegłem. Bieg z sympatii, z szacunku, z radości biegania. Bieg nie dla wyników, ale dla wsparcia tych, którym los odebrał satysfakcje z wielkiej pracy. Bieg przeciw przeciwnościom losu. Nie pokonały nas, bo biegacze pokonają każdą trudność, na trasie i poza nią.
I jeśli kiedyś trafiają się nam kryzysy, gorsze biegi czy takie sytuacje jak w Śliwicach, to przecież mamy na to jedna odpowiedź
show must go on!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mamusiajakubaijasia (2017-08-13,21:19): Wiesz, Grzegorz, mam ambiwalentne odczucia. Nie traktuj tego, proszę, osobiście. michu77 (2017-08-15,12:53): Brawo za inicjatywę... ja dzień wcześniej w czasie tego armageddonu pogodowego, podróżowałem po pd. Wielkopolsce... i również to nieciekawie wyglądało. Mnóstwo drzew/gałęzi na drogach... straż pożarna w akcji... osasuna (2017-08-17,08:23): W mojej gminie Gostycyn uszkodzonych jest 188 budynków mieszkalnych i 564 gospodarczych. Prądu może nie być jeszcze 2 tygodnie. Jest komunikat, że ze względów bezpieczeństwa sieci wodociągowej i kanalizacyjnej należy używać wodę w ograniczonych ilościach. Nie dało się przebiec obok takiej tragedii obojętnie. Piękny gest wykonaliście w kierunku organizatorów biegu. freerunner (2017-09-24,22:29): Wspierajmy lokalne inicjatywy biegowe,wróćmy do Śliwic 14 października i ...zróbmy "dyszkę".
|