2017-06-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kiedy to się zmieni? (czytano: 410 razy)
Nie ma to, jak polskie pomysły.
Biegłem sobie główną szosą i dwa kilometry przed Międzygórzem zobaczyłem samochód stojący pod prąd przy poboczu, potem usłyszałem pracującą kosiarkę.
Aha, czyli ktoś kosi trawę. I rzeczywiście kilkaset metrów dalej pan pracował spalinówką przy szosie.
Minąłem go, ale coś mi nie pasowało. Zerknąłem na trawę i zobaczyłem, że jest skoszona tylko półtora metra z jednej i z drugiej strony drzew. Drzewa rozstawione były co kilka metrów, więc pozostałe, dłuższe odcinki nie były ruszone.
Dlaczego tak? Drzewa widać wyraźnie, a pasy na nich są niewidoczne nawet po wykoszeniu trawy. Prawdę mówiąc, to z większej odległości nie widać tych wyciętych kawałków.
Murki kamienne nad rzeką też zaczęły się rozsypywać zaraz po ich zrobieniu, a skarpa wzdłuż drogi systematycznie się obsuwa, więc wycinają na niej drzewa, bo te też spadają, co powoduje erozję skarpy, która znów się obsuwa. I tak w kółko, po polsku. Na siatkę nie ma pieniędzy.
A ja tam biegam, obserwuję i szlag mnie trafia, tym bardziej, że szlaki są oznaczone bardzo kiepsko. Ostatnio rozmawiałem z właścicielką schroniska, która powiedziała, że turyści też się na to skarżą. Więc i ona poskarżyła się umyślnym, którzy powiedzieli, że poprawiają znaki raz na cztery lata. Nie ważne, że w tym czasie ludzie leśni wycięli drzewo z informacją lub ktoś zniszczył tabliczkę. Nie mają mocy przerobowych.
Nikt nie pomyślał, że można się dogadać z biegaczami, którzy może podjęliby się pomóc, podczas treningowego przemierzania danego odcinka.
Znowu powołam się na Czechów: oni mają na to pieniądze i ludzi, a kraj mniejszy od Polski.
Ileż to razy myślałem o bieganiu z pieskiem.
Moja jamniczka nie nadawała się, uwiązany husky sąsiadów nie żyje, kot jest głupi, a my chcieliśmy trochę odpocząć od psów, bo Norka nieźle dała nam się we znaki. Sporadycznie opiekowaliśmy się psiurą kuzyna, która zagościła teraz u nas na dłuższy czas, bo kuzyn niedomaga. Poszliśmy parę razy na dłuższy spacer, ale ta sierota po kilkuset metrach nie ma siły łazić i muszę ją nosić. O bieganiu nie ma mowy. Gorzej, bo potem chcemy nadrobić kalorie, więc musimy szukać takiej knajpy, do której można wchodzić z psem. Lepiej jest w Czechach (znowu u nich można) ale Nuśka nie ma paszportu, więc sympatyczny sąsiad odpada.
Pies zarasta, co w upały może mu przeszkadzać, a fryzjer, to 50 zł. Ja na siebie tyle nie wydaję. Dodać koszt paszportu, antykleszcza, żarcie i inne takie, to się uzbiera. Kuzyn bez problemu nam koszty zwracał ale teraz jest ogólnie niedysponowany. Ani trzymać tę małą przyjaciółkę, ani oddać ją komuś, bo nie mamy jeszcze do niej prawa, ani przywiązać w lesie, bo wystraszy zwierzęta.
A przecież ja nie będę żył wiecznie. Więc kiedy dorobię się własnego, biegowego psa?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-06-22,07:50): biegowy pies, oj westchnienie chyba niejednego biegacza. Tylko, że najlepiej jakby pies miał potrzebę ruchu dwa, trzy razy w tygodniu, a nie codziennie. To byłby idealny czworonog dla biegaczy :) Hung (2017-06-22,19:25): No właśnie, bo gdybym go nie zawsze mógł zabrać, to byłoby mu cholernie przykro a znowu biegać tyle, ile on chciałby, to ja bym nie wydolił.
|