2016-08-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 17. Bad Buchau Halbmarathon (czytano: 1184 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: jacekbedkowski.pl/17._Bad_Buchau_Halbmarathon
17. Bad Buchau Halbmarathon - ziemniaki za pierwsze miejsce
Tym razem zacznę od konkretów. To był mój drugi półmaraton w 2016 roku. Drugi raz byłem na czwartym miejscu i dokładnie tak samo jak na wiosnę, pierwszy w kategorii wiekowej. Jedynie czas był inny bo 1:19:42. Do życiówki zabrakło 1,5 minuty, ale to nie ma znaczenia. Jestem bardzo zadowolony z kilku powodów, o tym jednak za chwilę.
Jestem na etapie przygotowań i ten bieg miał mi odpowiedzieć na pytanie - Gdzie jestem z treningami ? Okazuje się, że nie jest źle. Liczyłem na troszkę lepszy czas ale po tym starcie wiem gdzie mogę się jeszcze poprawić aby biegać lepiej.
Foto: wyniki
Jestem w dość mocnym treningu. Już od 48 dni biegam bez przerwy, co pewnie miało wpływ na wynik. Może na „świeżości” pobiegł bym szybciej, ale tego nie zrobiłem. Nie ma się co na tym rozwodzić, bo plan jest trochę inny. Nie oznacza to jednak, że jestem słaby czy też przemęczony, wydaje mi się, że na tym etapie i tego dnia na tyle było mnie stać. Cieszę się, że udało mi się ustabilizować czas w półmaratonie na poziomie poniżej 1:20h.Uważam to za bardzo dobry wynik jak na amatora.
Cały dystans pokonałem w strategii „negative split”, którą stosuje od początku tego roku. Przy bardzo równym biegu, drugą część dystansu pokonałem o 15 sekund szybciej, co mnie bardzo cieszy. Walczyłem praktycznie o urwanie każdego metra, każdej sekundy.
Foto: dyplom
Trasa była dość wymagająca i jednocześnie atrakcyjna. Jak będę miał możliwość, to pojadę na ten bieg kolejny raz. Super miejsce na start, bardzo dobra organizacja choć trasa nie koniecznie na życiówki. Na początku biegliśmy dwa małe okrążenia, około 2,4 km każde z dość dużą ilością zakrętów i małych podbiegów. Po niespełna 5 km wybiegliśmy poza miasto na dużą pętlę. Tutaj dominowały szutrowe ścieżki, gdzie na drobnych kamieniach nogi dość mocno uciekały. Sporo małych podbiegów i duża ilość zakrętów. Nie mniej trasa bardzo ciekawa. Ostanie 1,5 km to praktycznie same zakręty i małe pętelki w parku. Troszkę można było się zakręcić.
Foto: jeszcze na małym okrążeniu
Rywalizacja była ciekawa i trwała przez cały bieg. Dopiero na ostatnich 300m mogłem poczuć się pewnie. Nie wliczam w to miejsca 1-2, a od 7 km również 3 open, ale o tym później.
Kibice spisali się wyśmienicie, przede wszystkim w mieście. Na dużej pętli byli obecni, ale nie tak licznie. Klimat samej imprezy bardzo fajny. Dodatkowo pojawiłem się też w opisie zawodników przed biegiem co mnie troszkę zaskoczyło.
Foto: publikacja prasowa z startującymi zawodnikami.
W Bad Buchau pojawiliśmy się dość późno, przez utrudnienia na trasie. Dopiero na 30 min przed startem odebrałem pakiet i zanim się ogarnąłem nie miałem dużo czasu na rozgrzewkę. Na start poszedłem praktycznie z marszu. Udało mi się potruchtać tylko 2 km i zrobić troszkę gimnastyki. Beatka ogarniała resztę spraw związanych ze startem i przygotowaniem.
Foto: na starcie
Tak jak pisałem wcześniej, pierwsza część to dwa małe okrążenia. Biegaliśmy po kostce, mostkach, parku, sporo tego było. Ale mieliśmy pełny przegląd tego co się dzieje na trasie. Na tym etapie cały czas trzymałem się między 6 a 8 miejscem. Już po 2 km nie widziałem chłopaków z miejsca 1-2, a trzeci zawodnik miał jakieś 400m przewagi. Taka przeplatanka w walce o 6-8 miejsce trwała do 5 km.
Foto: cały czas na małych kółkach
Pierwsze 5 km przebiegłem w 19:09 min czyli 9 sekund wolniej niż planowałem, ale nie było się czym denerwować. Jedyny niepokojący mnie fakt to brak mocy w nogach. Postanowiłem jednak podkręcić tempo, jeśli chciałem myśleć o dobrym czasie. Po niespełna 500m byłem już na 5 miejscu i miałem dwóch rywali zaraz na plecach. O pierwszej trójce mogłem zapomnieć.
Kiedy dobiegałem do 7 km „szok”. Kolega za plecami wyrwał się mocno do przodu. Nie miałem ani siły, ani chęci biec za nim. Mogę tylko powiedzieć „dynamit”, jak dla mnie. W okolicach 8 km zobaczyłem jak połknął chłopaka na 3 miejscu. Jak się później okazało ostatecznie zajął on 2 miejsce z czasem 1:12:52. Ale co się dziwić? Młodość, rocznik 1990.
Przeszedłem z tym szybko do porządku dziennego i skupiłem się na sobie. Sytuacja za plecami była w miarę klarowna. Miałem jednego rywala na plecach, a sam byłem na piątej pozycji. Przede mną pojawiła się szansa dojścia kolegi na pozycji numer 4. Spokojnie robiłem swoje i na 10 km sprawdziłem międzyczas. Drugie 5 km w 18:45 min nie napawało mnie optymizmem. Byłem troszkę zaskoczony. Myślałem, że biegnę szybko, a tu okazuje się, że utrzymuje tylko tempo z początku biegu. Już wiedziałem, że będzie ciężko coś ugrać z czasem, ale walczyłem dalej.
Na 11 km doszedłem rywala i zaczęła się walka o 4 pozycję. Myślałem, że szybko zgubię kolegę, ale nic z tych rzeczy. Zaczęła się zabawa w sprawdzanie sił. Raz ja prowadziłem, po czym on się wyrywał. Na 15 km kolejny raz zerkam na zegarek, który pokazał 18:57 min. No to mnie troszkę przybiło bo ścigałem się już od 4 km, a czas słaby. Mogłem zapomnieć o poprawieniu życiówki. Została mi walka o 4 miejsce.
Od 17 km postanowiłem przyśpieszyć, co w praktyce oznaczało odskoczenie od rywala. Ale kolega trzymał się mocno. Kiedy zostały tylko 3 km do mety zadałem drugi cios i odskoczyłem na 15-20 metrów. To dawało nadzieję na utrzymanie dobrej lokaty. Nic jednak z tych rzeczy. Kiedy byłem na 19,5 km źle odczytałem oznaczenia i na rozwidleniu praktycznie musiałem zatrzymać się w miejscu. Kolega za plecami okazał się jednak bardzo miły i krzyknął mi gdzie mam biec. Straciłem prawie całą przewagę wypracowaną na ostatnich 2 km. Zacisnąłem jednak zęby ze złości i pobiegłem co sił dalej. Wiedziałem, że czas nie będzie rewelacyjny ale co zrobić. Dawałem z siebie ile mogłem. Kolejny znacznik na 20 km i zegarek pokazał 18:42 min na ostatnich 5 km. To mnie troszkę zmobilizowało i zacząłem mocny finisz. Do mety już się nie oglądałem, tylko rozglądałem się za żoną. Super jest jak czekają na ciebie najbliżsi na mecie. To bardzo motywujące i daje super powera.
Foto: wbiegam na metę i odbijam urządzenie pomiarowe.
Po biegu szybko się ogarnąłem bo czekała nas długa droga powrotna. Wiedziałem, że byłem 4 w open, dlatego liczyłem tylko na miejsce w kategorii wiekowej. Aby nie czekać długo na dekorację dogadałem się z organizatorem w sprawie odbioru nagród. Oczywiście nie było pucharów i medali. Dostałem za to worek ziemniaków i torbę za pierwsze miejsce. Tydzień temu było wino, marynowany czosnek i sól, a teraz ziemniaki. Jeszcze parę startów i cały obiadek ugotuję z wygranych. A tak poważnie to super bieg w bardzo przyjemnym klimacie z mocnymi zawodnikami. Pierwsza trójka poza zasięgiem od 1:12 do 1:14h.
Foto: z nagrodami
Teraz muszę troszkę potrenować, bo czuję, że jeszcze mam braki, ale progres jest bardzo dobry jak na tym etapie. Na szczęście jest jeszcze sporo czasu i powinno być coraz lepiej.
wszystkie zdjecia pod linkiem powyżej
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Krzysiek_biega (2016-08-18,09:29): Myślałem że już nic mnie nie zaskoczy. W Polsce za wygranie zwycięzcy otrzymywali krowy, kozy, kury, świnie i podgrzewacz wody (ważący 80kg i w obudowie mający wysokość 2 metry:) robaczek277 (2016-08-18,10:46): @Krzysiek, tydzien przed tym biegiem dostalem marynowany czosnek, wino i sol 0.5 kg paulo (2016-08-18,14:18): pomysłowość więc nie zna granic :) Niesamowite.
|