2015-04-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 6 Mistrzostwa Śląska w biegu 12 godzinnym (czytano: 440 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: jacekbedkowski.pl/6_Mistrzostwa_Slaska_w_biegu_12_godzinnym
6 Mistrzostwa Śląska w biegu 12 godzinnym
Dziś będę pisał o moim debiucie w biegu 12 godzinnym. Startowałem już w biegach na czas, takich jak: “Świętojański” (7 h 12 min), “Wigilijny” (16 h 12 min), ale to były wyjątkowe biegi organizowane w Kaliszu. Ten 12 godzinny bieg jest standardowym wyścigiem najczęściej organizowanym na małych okrążeniach. W Rudzie Śląskiej była to 17 edycja na pętli o długości 1.309,5 m. Dodatkowo w tym samym czasie przeprowadzono 6 Mistrzostwa Śląska (dla zawodników zrzeszonych w Śląskich klubach). Reprezentuję klub Zawiszę Starą Kuźnię więc byłem klasyfikowany w tych regionalnych mistrzostwach.
Dwa tygodnie przed startem opublikowałem materiał, w którym pisałem o moich obawach co do tego startu i problemach jakie miałem. Przez 4 tygodnie chorowałem i nie biegałem przez ten czas, co poskutkowało złapaniem kilka dodatkowych kilogramów w czasie tej przerwy. Wróciłem do regularnych treningów dopiero na kilka dni przed startem. Dodatkowo zrobiło mi się kilka obtarć na stopach. Najgorsze jednak było to, że nie mogłem wziąć dnia wolnego przed startem, dlatego do Polski wyjechaliśmy w piątek po pracy i jechaliśmy przez całą noc, tak aby dojechać na czas do Rudy Śląskiej w sobotę. Prowadziłem samochód przez ponad 1.200 km i udało mi się przespać tylko 45 min tej nocy. Miało to znaczący wpływ na mój bieg.
Kiedy tak jechałem samochodem to miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia i układanie w głowie najlepszej taktyki na bieg. Najważniejsze dla mnie było jak najlepsze zaprezentowanie klubu. Z drugiej strony chciałem jak najszybciej uporać się z dystansem 100 km. W tym przypadku moim priorytetem było utrzymanie stałego tempa biegu i na tyle szybkiego, aby przebiec pierwsze 100 km w granicach 8 godzin. Okrążenie miało 1.309,5 m dlatego każde z nich planowałem biec w okolicach 6:30 min. Te 100 km to był taki punkt odniesienia, a wszystko powyżej było by na plus. Zakładałem również taką możliwość, żeby zejść po przebiegnięciu tych 100 km, jeśli czas był by poniżej 8 godzin, ponieważ byłem jeszcze zapisany na maraton w Warszawie następnego dnia.
Jeszcze o poranku przed startem razem z moją żoną Beatką przygotowywaliśmy wszystko na bieg. Odebraliśmy numer startowy razem z pakietem i zorganizowaliśmy sobie wszystko w punkcie serwisowym. To jest dla mnie bardzo ważne, dlatego Beatka miała sporo dodatkowej pracy aby wszystko ogarnąć i pracować jako serwisantka. Na szczęście dla mnie ma już troszkę doświadczenia w tym jako, że pomagała mi już kilka razy na różnych biegach ultra. Muszę powiedzieć, że wykonała fantastyczną prace. Była dostępna dla mnie cały czas przez te 12 godzin, a może nawet i więcej. W wielu przypadkach tylko spojrzała na mnie, na mój wyraz twarzy i wiedziała czego potrzebuję. Nie pamiętam abym kiedykolwiek miał taki super serwis w moich biegach ultra. Była cały czas sama, a mimo to potrafiła podawała mi wszystko co potrzebowałem w 100%, dodatkowo sprawdzała wyniki, informowała mnie regularnie na temat innych biegaczy, ich pozycji przez ponad 3 godziny, kiedy starałem się ich dogonić. Jakby tego było mało robiła sporo zdjęć.
Na 20 minut przed wystrzałem startera poszliśmy na linie startu, która znajdowała się w połowie drogi od punktu serwisowego. To był odpowiedni czas na ostatnie rozciąganie i przygotowanie się do startu. To był debiut, dlatego życiówkę miałem zagwarantowaną. Spotkałem sporo znajomych biegaczy, dlatego atmosfera była bardzo miła, ale planowaliśmy również mocne bieganie.
Na samym początku skoncentrowałem się na utrzymaniu stałego tempa biegu, dlatego każde okrążenie biegłem w okolicach 6:30 min. Niektóre z nich biegłem szybciej, ale było to tylko kilka sekund. Po pierwszej godzinie udało mi się troszkę nadrobić z tych 6:30 min/okrążenie. Byłem bardzo zadowolony, bo mój bieg był bardzo stabilny. Dodatkowo Beatka robiła świetną robotę w punkcie serwisowym. Pojawił się tylko jeden mały problem ze spodenkami. Zauważyłem, że zrobiła się mała dziurka na wewnętrznej stronie uda co powodowało dyskomfort podczas biegu. Poprosiłem o wazelinę i to na pewien czas rozwiązało problem. Wiedziałem jednak, że będę musiał się ostatecznie zatrzymać aby je zmienić. Beatka przygotowała wszystko i podjęliśmy decyzję, że zatrzymam się aby zmienić spodenki i ustrzec się większych otarć. Od tego momentu używałem już moich spodenek compressport. Niestety pojawił się kolejny poważny problem z butami. Już wcześniej przed biegiem miałem otarcia na stopach. Do tego nie mogłem zmienić butów, ponieważ chip pomiarowy miałem wpleciony w sznurowadła. To jest lekcja dla mnie i mojego serwisu, aby przygotować coś podobnego jak mam na numer startowy. Tak mi się wydaje, że rozciągająca się tasiemka, na której umocowany będzie chip rozwiąże problem. To pozwoli na szybkie przełożenie chip-a na inne obuwie.
Byłem już po 3 godzinach, kiedy poczułem ból w udzie. Spodenki kompresyjne miały w tym pomóc, ale tak się nie stało. Na tym etapie byłem między 4 a 5 miejscem w klasyfikacji generalnej i dalej naciskałem aby utrzymać mocne tempo biegu. W tym samym momencie lider biegu ustanowił najszybszy czas okrążenia 5:39 min, ale zapłacił dużą cenę za takie szybkie tempo później. Jeśli dobrze pamiętam to zakończył zawody dość daleko z tyłu (koło 40 miejsca). Ja swój pierwszy kryzys miałem po 3 godzinach, ale Beatka była wspaniała, szybko zareagowała i pomogła mi zwalczyć go. W moich ostatnich biegach zdarza mi się dość często mieć kryzys w okolicach 35 km i tym razem było tak samo. Może to jest taki stan umysłu, kiedy musze się bardziej skupić. Wiedziałem, że będę biegał jeszcze przez wiele godzin a to było dość duże zaskoczenie dla mnie, że na tak wczesnym etapie już mam problemy.
Mój największy problem ze skurczami pojawił się po 4 godzinach. Próbowaliśmy wszystkiego aby walczyć z nimi, ale nic nie działało. Beatka przygotowała różne izotoniki z magnezem, potasem, solą, hornet juice, sokami, cytryną i wiele wiele innych. Troszkę pomagało, ale nie tak jak bym chciał. W tych okolicznościach zacząłem iść i biec na przemian. W tych częściach trasy gdzie było pod górkę szedłem a resztę biegłem. Niestety mój średni czas był coraz gorszy i traciłem pozycje. Po 6 godzinach byłem już 12 a po kolejnej godzinie spadłem na 16 pozycję. Ponieważ już nic nie pomagało zdecydowałem się poświęcić troszkę czasu i poszedłem na masaż. To dopiero był ból, a ja prawie płakałem jak dziecko. Każdy mięsień w nogach mnie bolał, ale poprosiłem Jacka, który był oddelegowany do masażu aby zrobił go szybko ponieważ każda minuta była ważna. W dalszym ciągu walczyłem o jak najlepszą lokatę w kategorii wiekowej (po 7 godzinach byłem 4-ty). Na moje nieszczęście już po zaliczeniu jednego okrążenia wszystko bolał mnie jak przed masażem. Nie mogłem biec dlatego postanowiłem iść przez 2 kółka taka by dać troszkę wytchnienia zmęczonym mięśniom. Każdy krok był bardzo bolesny a ja wiedziałem, że moje szanse na dobre miejsce uleciały. To był bardzo trudny czas dla mnie i byłem załamany takim obrotem sprawy. Pozostawało jeszcze 5 godzin walki na trasie, a ja nie miałem najmniejszej motywacji aby kontynuować szczególnie, że nie miałem już żadnych szans na dobre miejsce. Zdecydowałem, że odpocznę jakieś 15 min i zobaczę co będzie dalej i czy dam rade dalej walczyć.
Ta mała przerwa nie pomogła z bólem, ale mentalnie czułem się troszkę lepiej i byłem gotowy wracać na trasę. Każdy krok był bolesny, ale parłem do przodu. Postanowiłem, że muszę zrobić wszystko co w mojej mocy aby zrobić te 100 km. Sprawdzałem jak szybko idę i dalej miałem szanse aby to zrobić. Pracowałem mocno ramionami aby wspomóc troszkę obolałe nogi i iść szybciej. To się opłaciło, bo szedłem szybciej niż niektórzy biegli. Na nieszczęście każda minuta biegła tak wolno, a ból był ze mną przez cały czas. To była walka z głową, ale dalej pozostawałem w grze.
W okolicach 10 godzin przebywania na trasie byłem już na 31 miejscu i zderzyłem się z kolejną „ścianą”. Byłem wycieńczony, ale co było śmieszne to to, że cały czas szedłem w dobrym stałym tempie. Moje szanse na przekroczenie 100 km były coraz mniejsze co nie pomagało w motywacji aby dalej kontynuować. Kiedy byłem 500 m od linii startu postanowiłem, że kończę rywalizację po 10 godzinach. Kiedy zobaczyłem samego siebie przechodzącego przez linie mety i miałem się zatrzymać moja głowa dała mi sygnał, że to nie jest koniec mojego cierpienia na trasie. To było coś czego się nie spodziewałem. Szybko przeliczyłem, że jak będę dalej tak szybko szedł to powinienem osiągnąć 100 km na 15 min przed upływem czasu. Tak mi się wydaje, że to był taki mentalny punkt krytyczny i postanowiłem dalej walczyć z bólem przez ostatnie 2 godziny.
Wszystko obróciło się o 180 stopni i byłem już bardzo zdeterminowany aby pokonać te 100 km. Dałem nawet radę lekko przyśpieszyć. Beatka powiedziała mi po biegu, że to był pierwszy raz kiedy widziała tyle bólu na mojej twarzy. Przez ten czas nie rozmawiałem z nikim tylko starałem się przetrwać do końca. Kiedy zaczynałem ostatnie kółko, które miało dać 100 km miałem jeszcze 29 min. Poprosiłem Beatkę aby podała mi podkoszulkę zespołu tak aby mogła zrobić mi zdjęcie w niej na mecie. To ostatnie kółko zrobiłem bardzo szybko i postanowiłem zakończyć bieg. Poinformowałem sędziego, że kończę. On się roześmiał i powiedział, że dalej mam 15 minut i powinienem dalej kontynuować. Odwróciłem się i poszedłem dalej. Udało mi się zrobić dodatkowe 1,5 okrążenia.
Ostatecznie zmierzono mi 102,734 km i zostałem sklasyfikowany na 25 miejscu w open. Dodatkowo byłem 8 w kategorii wiekowej. Byłem szczęśliwy, że bieg już się zakończył, bo to było wielkie wyzwanie tego dnia dla mnie głównie mentalnie. Cierpiałem na trasie przez 7 godzin, ale zostałem do końca. To była super lekcja dla mnie co powinienem poprawić i skorygować. Może gdybym nie był chory przez 4 tygodnie, nie podróżował w nocy przed biegiem i co najważniejsze przespał noc przed biegiem to może poszłoby mi lepiej. Kto wie jak to by się potoczyło gdyby tego uniknąć. Jestem bardzo zadowolony z serwisu i pomocy Beatki. Dalej musimy poprawić kilka drobiazgów, takich jak podawanie i odbieranie butelek i inne punkty. Na kolejne zawody musimy przygotować pudełko gdzie będę wrzucał zużyte bidony i butelki tak aby łatwo je znaleźć i ponownie użyć. Musimy wprowadzić ciepłe zupy z makaronem aby można było zmienić słodki smak. Zauważyłem również, że niektórzy biegacze stosowali fiolki z magnezem. Na sam koniec sprawdziłem jak wyglądają moje stopy i uwierzcie mi to jest masakra. Mam tyle obtarć a dodatkowo na prawej stopie mam dwa zrobione jeden na drugim odciski. Miałem problemy z chodzeniem, ale po kilku dniach będzie OK.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Rhodus (2015-04-28,22:26): Wielkie brawa za to, że walczyłeś do końca. Tego co doświadczyłeś nikt Ci nie zabierze, a to na pewno kiedyś zaprocentuje. Pozdrawiam i do zobaczenia na biegowych trasach! Jarek J. z Rudy 1katarzynka (2015-05-01,23:26): Kurczę Jacek , bolało mnie już samo czytanie Twojej relacji , ale tak to czasem niestety jest.Nie poddałeś się i walczyłeś i tej siły Tobie gratuluje .
robaczek277 (2015-05-02,22:27): Ból był i to długo i duży Zbiegomir (2015-05-07,02:31): Prowadziłeś auto przez 1200 km tuż przed zawodami? I jeszcze miałeś ochotę biec ponad 100 km? I jeszcze brałeś pod uwagę start w maratonie Orlenu w Warszawie następnego dnia??
Twardy z Ciebie zawodnik!!
Ja miałem tylko jedną poważną przeszkodę - upał (plus słońce), co bardzo źle znoszę. No i nie udało mi sie przebiec 100km (zrobiłem 98). Za to przetestowałem nowe sandały biegowe przez pierwsze 3 godziny (przepraszam za hałas!). Dodatkowo - załapałem się na wywiad w TV. Dodatkowo - co za niespodzianka - stanąłem na podium w kategorii wiekowej!
Ja czipa przypiąłem do wnętrza skarpetki agrafkami - z konieczności (bo sandały nie mają sznurówek). Ze zmianą butów nie było więc problemu.
|