2015-04-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowanie pierwszego kwartału 2015 (czytano: 1247 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: funofrun.bloog.pl/id,347562424,title,Podsumowanie-Q1-2015,index.html
Podsumowanie pierwszego kwartału 2015
Rok 2015 zacząłem bardzo mocno, dlatego zdecydowałem się przygotować podsumowanie pierwszego kwartału. Troszkę się działo. Pierwsze miesiące każdego roku to zazwyczaj spokojny okres, ale tym razem było inaczej. Swoje przygotowania do sezonu 2015 zacząłem dość późno, bo dopiero 1 stycznia 2015 roku. Po późnym zakończeniu sezonu 2014 miałem troszke przerwy i dlatego taki troszkę opóźniony start trenigów. Cel na pierwsze tygodnie 2015 roku był prosty, budowanie wytrzymałości. Tak też wyglądały początki treningów, spokojnie wprowadzenie do biegania i coraz większe zakresy kilometrów. Taki cykl przygotowań spowodował, że na koniec stycznia miałem w nogach 659 km z czego 50 km pokonałem ostatniego dnia stycznia na zawodach w niemieckim Rodgau. Był to mój pierwszy start sezonu 2015 otwierający moje zmagania. Start w tym ultramaratonie miał dać mi pierwsze odpowiedzi jak przebiegają przygotowania do sezonu. Wynik 3:42:40 na mecie napawał mnie optymizmem, bo po miesiącu trenowania mogłem pochwalić się już dobrym wynikiem, który jednocześnie był moim rekordem życiowym na tym dystansie. Posiadam lepszy wynik na 50 km, 3:27:00, ale zrobiłem go na trasie bez atestu i w czasie biegu 12 godzinnego. Dodatkowo udało mi się zająć bardzo dobre 2 miejsce w kategorii wiekowej. Łatwo nie było. Obsada w Niemczech była mocna. Mogę powiedzieć, że otwarcie sezonu uważam za bardzo udane. W tym pierwszym miesiącu poza wybieganiami, robiłem głównie podbiegi i zabawy biegowe w celu poprawienia szybkości. Oczywiście wprowadziłem już wcześniej stosowane dwa treningi dziennie.
Drugi miesiąc 2015 roku w planach wyglądał bardzo podobnie, ale znacząco zwiększyłem objętość wybieganych kilometrów, których na koniec tego najkrótszego miesiąca w roku miałem 801 (tylko 21 dni treningowych). Podobnie jak miesiąc wcześniej ostatniego dnia miesiąca pojechałem do Niemiec do Marburga, aby wystartować w biegu na dystansie 50 km. Tym razem były to Mistrzostwa Niemiec, gdzie przyszło mi biegać z czołowymi biegaczami z tego kraju. Kolejny raz udało mi się pobiec troszkę szybciej, co zaowocowało nowym rekordem życiowym na 50 km. Tym razem było to 3:38:24. Byłem bardzo zadowolony, bo miałem w nogach ponad 800 km, a do tego pobiegłem szybciej te 50 km nie zwalniając na treningach.
Pomimo dobrego czasu zostałem przesunięty na ostatnie miejsce, ponieważ jestem Polakiem i biegłem poza konkurencją w tych mistrzostwach. To mnie nie martwi, bo w mocnym biegu na podstawie mojego czasu plasowałem się w okolicach 25 miejsca. Na samych tylko treningach zrobiłem 751 km. Dominowały przede wszystkim wybiegania, ale nie brakowało podbiegów i drobnych akcentów szybkościowych. Zacząłem też pracować nad poprawą ogólnej sprawności wprowadzając do treningów różne ćwiczenia z wykorzystaniem taśm rehabilitacyjnych, piłki, sztangi i innych elementów ogólnie dostępnych na siłowni. Na tym etapie wszystko szło zgodnie z planem zarówno treningowym jak i startowym.
Ostatni miesiąc tego kwartału to już lekkie luzowanie przed jednym z ważniejszych startów, który zaplanowany miałem na 22 marca. Zanim jednak pojechałem na ten bieg pojawiła się okazja, aby wystartować w maratonie. Rozmawiałem z moim kolegą Marcinem (www.dulnikbiega.pl), któremu zaproponowałem wspólne bieganie w Barcelonie. Miałem tam pobiec jako pacemaker. Start był na tydzień przed zaplanowaną setką w włoskim Seregno, ale traktowałem ten bieg jak dobre przetarcie trenigowe. Normalnie pewnie bym się nie zmobilizował, żeby pobiec mocno, a maraton w Barcelonie był super motywacją. Założenia były proste, pobiec w okolicach 3:07 h lub szybciej. Miałem tak poprowadzić bieg aby na 25 km średnie tempo było na wynik 3:07 h, a poźniej stopniowo przyspieszać. Plan wykonaliśmy perfekcyjne, bo na 25 km mieliśmy 1:15 min zapasu, a do mety dotarliśmy ponad 4 min szybciej niż zakładał plan. Mój czas na mecie 3:03:11 jest moim nowym rekordem życiowym w maratonie choć pobiegłem już raz 2:54:40. Był to jednak tylko międzyczas, a trasa była bez atestu.
Jak łatwo zauważyć 3 starty na początku 2015 roku i 3 rekordy życiowe, a to jeszcze nie koniec emocji. Na trenigach nie robiłem dużo kilometrów. W marcu było ich tylko 308, ale poza standardowymi treningami wprowadziłem bieganie po schodach. Postanowiłem wykorzystać fakt, że mieszkam na 13 piętrze i po trenigach wbiegałem po schodach do mieszkania. Ostatni start tego kwartału miał miejsce w Seregno. Zaplanowałem dość wczesny start na dystansie 100 km, aby mieć więcej czasu na docelowe przygotwania do jesiennego startu i ewentualne korekty kalendarza startowego. Wszystko było pięknie do piątku poprzedzającego weekendowy start we Włoszech. Przez swoją lekkomyślność złapałem przeziębienie, które stawiało mój start w Seregno pod wielki znakiem zapytania. Wszystkie znaki na niebie wskazywały, że nie powinienem jechać do Włoch, ale szkoda było stracić ten start jak już wszystko było zorganizowane i opłacone. Pomimo dużego bólu w klatce piersiowej postanowiłem pojechać na ten bieg. Zabrałem ze sobą całą garść leków i udałem się na bieg. Nie byłem pozytywnie nastawiony, ale postanowiłem zaryzykować. Wszystko na trasie przebiegało w miarę spokojnie, ale kaszel i ból w piersiach dawał się we znaki. Nogi cały czas dobrze poracowały i pierwsze 40 km poszło w 3:05 h. To jednak było wszystko co mogłem zrobić tego dnia. Postanowiłem jeszcze powalczyć, ale ostatecznie zszedłem z trasy po 60 km. Jak się okazało wynik na mecie 4:42:30 jest moim nowym rekordem życiowym (poprawiony o 1 h 12 min). Tym razem przy moim nazwisku jest zapis, że nie ukończyłem biegu pomimo tego, że prowadzona była klasyfikacja biegaczy na dystansie 60 km (tylko to mnie motywowało aby dalej biec po 40 km).
Ostatecznie choroba wykluczyła mnie z biegania na dwa tygodnie, ale wracam głodny biegania i dalej będę realizował swoje założenia trenigowe i startowe.
Muszę przyznać, że ten pierwszy kwartał wypadł bardzo dobrze. W nogach mam już 1870 km, z czego na treningach zrobiłem 1668 km. W czterech startach zrobiłem cztery rekordy życiowe. Można powiedzieć, że biegałem ze 100% skutecznością choć niedosyt pozostaje po starcie w Seregno. To tylko dodatkowo motywuje mnie do ciężkiej pracy. Teraz wiem, że mogę dużo więcej niż mi się wydawało. Tym pozytywnym akcentem zapraszam do śledzenia moich kolejnych wpisów.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu anzys (2015-04-08,14:07): Szacun!, dobrze Ci idzie (wyniki), tylko trochę szczęścia zabrakło. A jak się biega z bolącym gardłem długie dystanse - wiem dokładnie bo ostatnio też w podobnym stanie biegłem. Na szczęście u mnie spokojny bieg charytatywny (Berlin-Poznań w 3dni)
|