2015-02-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Gdzies po drodze... 12/18 (czytano: 488 razy)
Konczy sie luty, a ja jestem gdzies po drodze. Przynajmniej w dwoch znaczeniach. Jestem gdzies po drodze do maratonu. Mija dwunasty tydzien w moim 18-tygodniowym programie przygotowawczym. Zaczynam sie zastanawiac, czy po 12 kwietnia, gdy sprobuje ukonczyc Maraton Paryski, bede dalej biegal, bo tak mi to wchodzi w kosc. Ot, tak, by utrzymac forme. Wystarczy 45 km tygodniowo albo 25 w tygodniu i ponad 20 w weekend. Albo nawet i mniej, pod warunkiem, ze nie mina maksymalnie 2 dni miedzy biegami...
Jestem gdzies po drodze, bo nie biegam w jednym miejscu. Konczy sie luty, 12 tydzien skonczy sie jutro. Przebieglem 210 km w lutym, 205 km w styczniu i ponad 130 km w grudniu (zaczalem 8 grudnia). Te 540 km przebieglem w Polsce, w Belgii, w Holandii, na Malcie, w Hiszpanii i w Maroku. Tam, gdzie akurat wypadlo mi byc, albo tam, gdzie specjalnie pojechalem, by wybiegac duzo. I wyszlo 26 km w Hiszpanii oraz 2 polmaratony w Maroku i na Malcie. A jutro czeka mnie nie lada wyzwanie, moje pierwsze 30 km.
Tydzien temu biegalem na Malcie. Polmaraton to juz pol gwizdka nie mal. Nie mam zadnych problemow. Druga polowe biegam tak samo szybko albo szybciej niz pierwsze 10 km. Pobilem swoj najlepszy wynik z Marakeszu o 4 minuty. Jesli moj PB do stycznia wynosil 2h:03min na polmaraton, a w styczniu zdjalem 12 minut do 1h:51, to na Malcie dokladny wynik to 1h:47m:05s. Ten bieg zapamietam bardzo dobrze. Bieglem swobodnie, wolno na poczatku nie kontrolujac swoich predkosci, bo zapomnialem wlaczyc glosnosc w iphonie... Aplikacja sledzila moj bieg, ale nie podawala mi wynikow na biezaco. Gdzies na 13. kilometrze dostrzeglem dziewczyne z Katowic, ktora biegla caly maraton. Miala zegarek, wiec zapytalem o czas. Okazalo sie, ze ona biegnie na wynik 3:30 w maratonie (wow!), a ja na 1:45. Nie moglem uwierzyc, na 8 km przed meta, a czulem sie dobrze, ze mam taki dobry czas. Po czesci to na pewno efekt wybiegania, ale tez tego, ze w tygodniu poprzedzajacym Malte malo biegalem (tylko 25 km), ze polknalem pierwszy zel na 8. kilometrze, a potem jeszcze jeden, ze trasa byla plaska albo z gorki... Efekt i sily mialem tyle, ze na podbiegach i na plaskim dobiegalem i przebiegalem obok innych zawodnikow, a z gorki to inni mnie wyprzedzali. Ale tylko do czasu. Kilka ostatnich kilometrow to ja szedlem do przodu, a ostatni km to sprint. Jak mi potem wyszlo, ponizej 4:30! Czyli, ze jest dobrze.
Ciekawe, organizatorzy nie tylko zorganizowali Maraton i Polmaraton tego samego dnia, ale zrobili to tak, ze oba biegi sie polaczyly na ostatnie 9 kilometrow. Mysle sobie, ze to byl sposob na dodatkowa motywacje dla tych biegnacych caly maraton, ktos "mogl ich pociagnac" choc troche.
Ale Malta to juz historia. Za to rok sie budzi i praca zabiera coraz wiecej czasu. I tak w tym tygodniu znow malo biegalem, w tym w czwartek znow o polnocy bylem gdzies miedzy 7 a 8 kilometrem mojego 12-to kilometrowego wybiegania. Co jest dobre i trzyma moj rygor to te niedzielne zobowiazania. Tydzien temu polmaraton na Malcie, a jutro ta przerazajaca 30-tka.
Z ta trzydziestka mialem problem organizacyjny. No bo jak trenowac 30 km biegajac samotnie? Nie wyjdzie. Wody braknie. Cierpliwosci. Motywacji po drodze. Te 26 km po plazy w Alicante byly super, bo nie bylo skrzyzowan z czerwonym swiatlem, a bieg skladal sie z wymijanek przechodniow. Ale nie wiem, czy chcialbym zrobic cos takiego po raz wtory. Wiec szukalem biegow na 25, 30 czy 35 kilometry. I znalazlem jeden w Wiedniu, a drugi wokol jeziora we Wloszech. Czyli znow daleko i drogo, trzeba by sie tluc samolotami i autobusami, bo ta dziura we Wloszech na pewno jest urokliwa, ale jednak trudno dostepna. Ale, ha!, zupelnie bez Pana Googla znalazlem informacje o biegach treningowych, ktore sa organizowane w Holandii przed Maratonem w Rotterdamie (wspolne dlugie wybiegania). A Maraton w Rotterdamie jest...12 kwietnia, jak moj paryski! Suuper! Skontaktowalem sie z jednym z organizatorow tych biegow i jutro dolaczam do zespolu w Bredzie, malym (zapewne) urokliwym miasteczku w holenderskiej Brabancji. Wraz z innymi uczestnikami sprobujemy pokonac 30 km w tempie 6:00. A za 3 tygodnie w tym samym miejscu 35 km. Przewaga Bredy polega na tym, ze taniej i szybciej sie do niej dostac i jutro po 3h biegu i po 2h jazdy pociagiem bede umieral u siebie w domu, a nie gdzies na lotniskach czy w autobusach (tydzien temu w ostanim pociagu zasnalem...).
Trzymajcie kciuki. I moze skomentuje ktos? Specjalnie zmienilem ustawienia.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jareba (2015-03-01,21:45): Drukuję Twój wpis i jutro dam go do czytania żonie. Twierdzi, że jeżdżenie po Polsce za biegami jest chore, bo przecież mamy las za oknem. Ciekawe co powie o Twoim przypadku :))
|